Następnego dnia zadzwoniłem do Brentona. Zacząłem opowiadać mu o moich perypetiach, ale po kilku sekundach ambasador mi przerwał.
— Nie ma potrzeby, Bill. Wiem wszystko o panu i funduszu Hermitage. Myślę, że Rosjanie robią wielkie głupstwo, zrażając do siebie tak poważnego inwestora.
— Mam nadzieję, że to jakaś pomyłka.
— Ja też. Przypuszczam, że uda mi się rozwiązać ten problem z wizą, kiedy porozmawiam z odpowiednimi ludźmi. Proszę o cierpliwość. Jest pan w dobrych rękach.
Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że faktycznie trafiłem w dobre ręce. Podobało mi się podejście Tony’ego Brentona. Podobnie jak Smith sprawiał wrażenie szczerze zaangażowanego w rozwiązanie mojego problemu. Nie miałem pojęcia, czy odebrano mi wizę, bo zostałem pomylony z kimś innym, czy była to zemsta kogoś, kto padł ofiarą mojej kampanii antykorupcyjnej, ale czułem, że mając po swojej stronie rząd brytyjski, wyjdę z tego obronną ręką.
Na początek Brenton wysłał do rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych prośbę o oficjalne uzasadnienie. Jeżeli wstrzymano mi wizę na skutek pomyłki, wszystko powinno natychmiast się wyjaśnić.
Tydzień później zadzwoniła do mnie sekretarka Brentona z informacją, że odpowiedź z ministerstwa nadeszła. Przesłała mi ją faksem. Gdy tylko kartka wysunęła się z urządzenia, podałem ją Elenie, która odchrząknęła i zaczęła tłumaczyć.
— Mamy zaszczyt poinformować, że decyzja o odmowie wjazdu na terytorium Federacji Rosyjskiej obywatelowi Wielkiej Brytanii, Williamowi Browderowi, została podjęta przez stosowne władze na mocy paragrafu pierwszego, artykułu dwudziestego siódmego prawa federalnego.
— Co to jest artykuł dwudziesty siódmy prawa federalnego?
Elena wzruszyła ramionami.
— Nie mam pojęcia.
Zadzwoniłem do Wadima, który wciąż był w Moskwie, i zadałem mu to samo pytanie.
— Zaczekaj chwilkę — powiedział i usłyszałem, jak stuka w klawiaturę. Minęło około minuty, gdy znów się odezwał. — Bill, artykuł dwudziesty siódmy pozwala rosyjskim władzom na wydalenie osób, które ich zdaniem stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego.
— Co?
— Zagrożenie bezpieczeństwa narodowego — powtórzył Wadim.
— O kurwa — wyszeptałem. — Nie jest dobrze.
— Nie, nie jest.
Ten jeden dokument uświadomił mi, że moje problemy z wizą nie były efektem nieporozumienia. Nie zostałem wcale pomylony z Billem Bowlingiem. Ktoś wpływowy chciał mnie wygryźć z Rosji.
Rozdział 20
Vogue Cafe
— To niedobrze, Bill, ale proszę się nie martwić — rzekł Tony Brenton, kiedy go poinformowałem, że Rosjanie uznali mnie za zagrożenie dla swojego bezpieczeństwa narodowego. — Będziemy nadal działać na drodze dyplomatycznej. Jestem umówiony na spotkanie z Igorem Szuwałowem, jednym z czołowych doradców ekonomicznych Putina. Spodziewam się, że można liczyć na jego przychylność. Aczkolwiek w tym momencie nic nie stoi na przeszkodzie, aby uruchomił pan również własne kontakty.
Przyznałem mu rację i wraz z Wadimem zacząłem sporządzać listę rosyjskich urzędników, którzy naszym zdaniem mogli okazać się pomocni.
Elena, którą poznałem w Moskwie przed pięciu laty, zamieszkała ze mną, została moją żoną i była w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem. Dwa miesiące poprzedzające termin porodu spędziła w Londynie. Gdy wieczorem 15 grudnia 2005 roku siedziałem na łóżku, uzupełniając swoją listę o kolejne nazwiska, z łazienki wyszła Elena, osłaniając szlafrokiem wydatny brzuch.
— Bill — odezwała się z przerażoną miną. — Chyba odeszły wody.
Zerwałem się na równe nogi, a notatki rozsypały się po łóżku i podłodze. Nie wiedziałem, co robić. Moja była żona, Sabrina, urodziła Davida przez cesarskie cięcie w wyznaczonym terminie, więc nie miałem żadnych doświadczeń z porodami naturalnymi, podobnie jak Elena, która pierwszy raz miała zostać matką. Przeczytaliśmy wiele książek na ten temat i chodziliśmy na różne kursy, ale kiedy przyszło co do czego, cała ta wiedza gdzieś uleciała. Jedną ręką złapałem przygotowaną torbę z rzeczami do szpitala, drugą objąłem Elenę i poprowadziłem ją pospiesznie w stronę windy, a potem do garażu, gdzie pomogłem jej wgramolić się do samochodu. Szpital św. Jana i św. Elżbiety mieścił się niedaleko, ale w panice skręciłem na Lisson Grove w złą stronę i wjechałem w plątaninę ulic jednokierunkowych, z których nijak nie potrafiłem się wydostać. Kiedy rozglądałem się rozpaczliwie w lewo i w prawo, zawsze łagodna i opanowana Elena zaczęła wykrzykiwać takie słowa, jakich nigdy nie słyszałem z jej ust. Najwyraźniej zaczęły się skurcze.
Dziesięć minut później dotarliśmy do szpitala. Na szczęście Elena nie urodziła w samochodzie. Cała reszta poszła błyskawicznie i po dziesięciu godzinach na świat przyszła nasza córeczka, Jessica. Była zdrowym noworodkiem ważącym 3,35 kilograma. Radość z jej narodzin przyćmiła wszystkie troski, które gnębiły mnie w związku z wizą.
Dwa dni później opuściliśmy szpital. Zaczęli nas odwiedzać przyjaciele, którzy przynosili kwiaty, smakołyki i prezenty dla dziecka. David, który właśnie ukończył dziewięć lat, nagle został starszym bratem. Jego widok, kiedy po raz pierwszy bierze na ręce Jessicę owiniętą w szpitalny kocyk i całuje ją, należy do wspomnień, które pielęgnuję ze szczególną czułością. Nadeszło Boże Narodzenie, które David i ja obchodzimy pomimo faktu, że jesteśmy żydami, i na tydzień lub więcej moje problemy znikły.
Nowy Rok minął w równie błogiej i niczym niezakłóconej atmosferze. Z Rosji nie nadchodziły żadne wiadomości, gdyż cały kraj był zajęty świętowaniem prawosławnego Bożego Narodzenia, ale potem, wczesnym rankiem 14 stycznia 2006 roku, odezwał się Wadim.
— Bill, właśnie dzwonił do mnie zastępca Grefa.
German Gref był ministrem rozwoju gospodarczego i jednym z najbardziej dostrzegalnych reformatorów w rządzie Putina. Przed świętami Wadim skontaktował się z jego zastępcą, by poprosić o pomoc w sprawie mojej wizy.
— No i co? Co powiedział?
— Powiedział, że Grefowi udało się dotrzeć całkiem wysoko. Rozmawiał o tobie z Nikołajem Patruszewem, szefem FSB.
— Ojej — skwitowałem krótko.
Byłem pod wrażeniem, ale poczułem też lekki strach. FSB była rosyjską służbą bezpieczeństwa, tajną policją powszechnie znaną w czasach komunizmu jako okryty złą sławą KGB. Jakby samo to nie brzmiało dostatecznie złowrogo, Patruszew uchodził za jednego z najbardziej bezwzględnych ludzi w najbliższym otoczeniu Putina.
— Widocznie powiedział Grefowi: „Lepiej trzymaj się od tego z daleka. Nie wtykaj nosa w sprawy, które cię nie dotyczą” — oznajmił Wadim i zawiesił głos, pozwalając wybrzmieć swoim słowom, a potem dodał, jakby to nie było oczywiste: — Za tym stoją jakieś bardzo poważne figury, Bill.
Wiadomość ta podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody. Przywróciła mnie brutalnie do rzeczywistości, spychając na dalszy plan wszystkie pozytywne odczucia, jakie wzbudziły we mnie święta i narodziny Jessiki.
Tydzień później Tony Brenton przekazał mi równie przygnębiającą wiadomość.
— Szuwałow okazał się życzliwy, ale mówi, że nic nie może na to zaradzić.
Chociaż wszystkie odpowiedzi przynosiły rozczarowanie, moją sprawą zajmował się również Oleg Wiugin, przewodniczący rosyjskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. Napisał on list do wicepremiera, prosząc go o przywrócenie mi wizy. Wiugin wybierał się w połowie lutego do Londynu na międzynarodową konferencję poświęconą inwestycjom i miałem nadzieję, że przywiezie mi lepsze wiadomości.