— Bardzo mi się podobają te pomysły, Bill — powiedział. — Myślę, że to jest rodzaj działalności, który powinieneś rozwijać.
Jean miał rację. Moje umiejętności inwestora mogły znaleźć zastosowanie wszędzie, zwłaszcza w krajach, które doświadczały podobnych problemów jak Rosja. Nie potrzebowałem Rosji, żeby odnosić sukcesy.
Kiedy poinformowałem o tych inwestycjach innych klientów, większość zareagowała tak samo jak Jean. Jesienią 2006 roku znów cieszyłem się tak dużym zaufaniem, że zacząłem przygotowywać ofertę nowego funduszu o nazwie Hermitage Global.
Chciałem, aby prospekt był gotowy na Światowe Forum Ekonomiczne, które miało się odbyć w Davos pod koniec stycznia 2007 roku. Żadne miejsce na świecie nie nadaje się tak doskonale na pozyskiwanie kapitału jak Davos.
Mój los zmienił się od czasu, gdy byłem tam pierwszy raz w 1996 roku. Nie musiałem już spać na podłodze ani snuć się po hotelowym holu, aby nawiązać znajomość z ważnymi osobistościami. Od 2000 roku byłem pełnoprawnym członkiem forum i od tamtego czasu uczestniczyłem w nim regularnie.
Tym razem postanowiłem zabrać ze sobą Elenę. Była w pierwszym trymestrze drugiej ciąży i uznałem, że interesujące wykłady i bankiety w Davos zapewnią jej pożądane wytchnienie od opieki nad naszą roczną córeczką. Wylądowaliśmy w Zurychu, skąd pociągiem pojechaliśmy do Davos, tak samo jak Marc Holtzman i ja przed wielu laty, a na miejscu zameldowaliśmy się w hotelu Derby. Zaraz po przybyciu zacząłem chodzić na spotkania.
Jak przewidział Jean, fundusz Hermitage Global wzbudził zainteresowanie inwestorów. Drugiego dnia, po wysłuchaniu nowej oferty, jeden z moich wieloletnich klientów zapytał:
— Wybierasz się dziś wieczorem na rosyjską kolację?
— Jaką rosyjską kolację?
Wiedziałem, że w Davos przebywa liczna delegacja Rosjan, ale działo się tam tyle rzeczy, że nie słyszałem o tej kolacji.
— To wielkie wydarzenie. Będą tam wszystkie ważne osobistości z Rosji.
— Wątpię, czy pozwolą mi się do siebie zbliżyć — powiedziałem z uśmiechem.
— I w tym tkwi cały urok tej imprezy, że to nie Rosjanie decydują, kto weźmie w niej udział, tylko Światowe Forum Ekonomiczne. Możesz po prostu się zapisać.
Był to intrygujący pomysł. Po spotkaniu podszedłem prosto do stanowiska komputerowego, gdzie można było zgłaszać swój udział w imprezach. Zalogowałem się i kilkoma kliknięciami zapisałem siebie i Elenę na kolację.
Wieczorem przybyliśmy do centrum konferencyjnego dziesięć minut wcześniej, aby się przekonać, że niemal wszystkie miejsca są zajęte. Przechadzając się po sali, znaleźliśmy ostatnie dwa wolne krzesła. Gospodarzem każdego stolika był jeden z rosyjskich VIP-ów i rozejrzawszy się dookoła, z przerażeniem odkryłem, że siedzimy w towarzystwie dyrektora działu eksportu Gazpromu. Nie mogliśmy trafić na bardziej krępujące miejsce. Antykorupcyjna kampania Hermitage przeciwko Gazpromowi prawdopodobnie przyczyniła się do mojego wydalenia z Rosji, a teraz miałem zjeść eskalopki cielęce, placki ziemniaczane i tort marchewkowy wraz z jednym z najwyższych rangą dyrektorów tej spółki.
Obaj przez całą ucztę unikaliśmy kontaktu wzrokowego, tymczasem rosyjscy dygnitarze i oligarchowie po kolei zabierali głos. Każdy z nich starał się zdystansować poprzednika, mówiąc jeszcze bardziej niestrawnie i wygłaszając jeszcze więcej pochlebstw oraz drętwych frazesów. Rosjanie doskonale potrafią mówić, nie przekazując przy tym żadnych treści, i tego wieczoru dali świetny tego pokaz.
Pod koniec kolacji, gdy pobrzękiwały sztućce, a kelnerzy kursowali między stolikami, przy wejściu dało się zauważyć jakieś poruszenie. Do sali weszło dwudziestu rosłych ochroniarzy, którzy utworzyli ruchomy kordon wokół niewysokiego mężczyzny. Dopiero kiedy podszedł do stolika, rozpoznałem w nim Dmitrija Miedwiediewa, pierwszego wicepremiera Rosji. Miedwiediew startował w wyborach prezydenckich, by zająć miejsce Putina, który kończył drugą kadencję w czerwcu 2008 roku, i w Davos po raz pierwszy miał okazję zaprezentować się międzynarodowej społeczności.
Gdy wszyscy zjedli danie główne, Miedwiediew wstał i podszedł do mikrofonu w głębi sali. Mówił przez kilka minut, a ja słuchałem tłumaczenia w słuchawce, dochodząc do wniosku, że jego wystąpienie jest jeszcze bardziej nudne i pozbawione treści niż poprzednie. Nie mogłem się doczekać końca tej imprezy.
Gdy tylko Miedwiediew skończył, na salę wylegli kelnerzy, roznosząc talerzyki z tortem marchewkowym oraz kawę i herbatę. Kiedy popijałem herbatę i dziobałem widelczykiem lukier na torcie, Elena pociągnęła mnie za rękaw marynarki.
— Bill, mam świetny pomysł — wyszeptała. — Może poprosiłbyś Miedwiediewa o pomoc w sprawie twojej wizy?
Zerknąłem na nią z ukosa.
— Nie bądź śmieszna.
Wyczerpałem wszystkie możliwości odzyskania wizy, włącznie z próbami dotarcia do Putina. Po szczycie G8 uznałem ten rozdział w moim życiu za definitywnie zamknięty. Co więcej, nie potrafiłem sobie wyobrazić nic bardziej upokarzającego, jak chodzenie za Miedwiediewem i błaganie o wizę.
Próbowałem wyperswadować to Elenie, ale ona nie słuchała.
— Mówię serio — upierała się. — Zobacz, nikt z nim nie rozmawia. Po prostu spróbujmy.
Wstała i wbiła we mnie wyczekujące spojrzenie. Sprzeciwianie się Elenie było straszniejsze od nieprzyjemnej rozmowy z rosyjskim politykiem, więc również wstałem i niechętnie ruszyłem za nią na drugi koniec sali.
— Dzień dobry, panie wicepremierze — odezwałem się, wyciągając rękę na powitanie, gdy podeszliśmy do Miedwiediewa. — Nazywam się Bill Browder. Może pan mnie pamięta.
Elena tłumaczyła, a Miedwiediew ściskał moją dłoń. Dookoła zapanowało poruszenie, gdy ludzie zauważyli, co się dzieje. Skoro ja mogłem z nim rozmawiać, to oni również mogli. Goście zaczęli podnosić się z miejsc i podchodzić do nas.
— Tak, oczywiście, pamiętam pana. Jak się pan miewa, panie Browder?
— W porządku, ale jak zapewne panu wiadomo, od ponad roku nie mogę dostać się do Rosji. Pomyślałem, że może pan pomógłby mi odzyskać wizę.
Gdy wypowiadałem te słowa, otaczał nas już ciasny krąg ludzi, wśród których znajdował się reporter agencji Bloomberga, a jeszcze inny z „New York Timesa”. O ile wizyta w Davos była międzynarodowym debiutem Miedwiediewa, o tyle nasza rozmowa miała się stać jednym z najciekawszych momentów całej konferencji.
Wicepremier omiótł wzrokiem zbiegowisko dookoła. Musiał podjąć błyskawiczną decyzję. Mógł odrzucić moją prośbę, zwracając na siebie uwagę mediów, albo obiecać pomoc, co nie wzbudziłoby już takiej sensacji.
— Z miłą chęcią, panie Browder — odparł po chwili zastanowienia. — Jeżeli dostarczy mi pan kopię swojego wniosku o wizę, przekażę ją Federalnej Służbie Granicznej z osobistym zaleceniem, by rozpatrzono ją pozytywnie.
To było to. Reporterzy oblegli Miedwiediewa, a Elena i ja wyśliznęliśmy się z tłumu.
— No widzisz? — Elena ścisnęła moją dłoń. — Miałam rację.
Wróciliśmy prosto do hotelu i zadzwoniliśmy do Londynu. Zebranie wszystkich papierów wymaganych do wniosku wizowego zwykle trwa trzy dni, ale moi ludzie siedzieli nad tym całą noc i o 8 rano hotelowy faks wypluł niezbędne dokumenty.
Tego ranka miałem wiele spotkań z inwestorami, więc Elena udała się do sali w centrum konferencyjnym, gdzie Miedwiediew miał wygłosić przemówienie, i stanęła przy podium. Ze względu na środki bezpieczeństwa nie mogła podejść do wicepremiera, ale zauważyła Arkadija Dworkowicza, doradcę Putina, który wcześniej próbował mi pomóc. Zapytała go, czy mógłby przekazać wniosek. Dworkowicz wziął od niej dokument i obiecał, że to zrobi.