Выбрать главу

Siergiej spędził całą noc na poszukiwaniach i zadzwonił do nas następnego dnia, aby wyjaśnić, jak do tego doszło.

— Mahaon oraz dwie inne spółki należące do ciebie zostały przejęte przez firmę o nazwie Pluton z siedzibą w Kazaniu.

Kazań jest stolicą Tatarstanu, półautonomicznej republiki leżącej w centralnej Rosji.

— Kto jest właścicielem Plutona? — zapytałem.

— Niejaki Wiktor Markiełow, który jak wynika z rejestru skazanych, w dwa tysiące pierwszym roku dostał wyrok za pozbawienie życia.

— Nie do wiary! — krzyknąłem. — A więc milicja wpada do naszego biura, zabiera wszystkie dokumenty, a potem podstawiają jakiegoś kryminalistę, który bezprawnie przejmuje nasze spółki?

— Właśnie tak to wygląda — rzekł Siergiej. — Co gorsza wykorzystano te dokumenty, żeby spreparować szereg kontraktów z datą wsteczną, a z nich wynika, że twoja firma jest winna siedemdziesiąt jeden milionów jakiejś spółce fasadowej, z którą nigdy nie robiłeś żadnych interesów.

— O Boże — jęknąłem.

— Czekaj, to jeszcze nie wszystko. Te fałszywe umowy trafiły do sądu, gdzie stawił się jakiś adwokat, którego nie wynajmowałeś, żeby bronić twoich spółek. Kiedy tylko zaczęła się rozprawa, ten człowiek przyznał się w twoim imieniu do całego zadłużenia.

Teraz wszystko, choć odrażające i niepojęte, nabierało sensu. Kiedy zobaczyłem wszystkie wątki połączone w logiczną całość, zacząłem się śmiać. Najpierw tylko trochę, potem coraz głośniej. Nie było nic zabawnego w tym, co się działo, ale śmiałem się, bo czułem ulgę. Z początku wszyscy milczeli, ale potem przyłączył się do mnie Iwan, a po chwili zawtórował mu Wadim.

Poznaliśmy intencje naszych przeciwników i wiedzieliśmy, że ponieśli całkowitą porażkę. Chcieli zagarnąć pieniądze Hermitage, ale w Rosji ich nie było. Z opublikowanego w prasie cennika wynikało, że wydali miliony na łapówki dla sędziów, gliniarzy i urzędników tylko po to, by obejść się smakiem.

Jedynym, który się nie śmiał, był Siergiej.

— Za wcześnie na świętowanie, Bill — powiedział, a jego słowa dobiegające z głośnika telefonu zabrzmiały złowieszczo. — To jeszcze nie koniec.

— Co masz na myśli? — zapytał Wadim.

— Nie wiem — odparł Siergiej lekko zniekształconym przez zakłócenia na linii głosem. — Ale w Rosji tylko baśnie dobrze się kończą.

Rozdział 25

Aparatura zagłuszająca

Mogliśmy wyjść z tej sytuacji obronną ręką i zapomnieć o wszystkim. Istniała jednak poważna przeszkoda. Wciąż toczyło się postępowanie karne przeciwko Iwanowi.

Sprawę prowadzili Kuzniecow i Karpow, obaj bezsprzecznie uwikłani w kradzież naszych spółek. Aby ich zdemaskować, postanowiliśmy wnieść przeciwko nim skargę do rosyjskich władz. Ponieważ nasz zespół prawników miał pełne ręce roboty, powierzyliśmy to zadanie Władimirowi Pastuchowowi, adwokatowi, który w 2006 roku nakłonił Wadima do opuszczenia Rosji.

Pastuchow przyleciał do Londynu i zainstalował się w sali konferencyjnej w naszej nowej siedzibie. Po sukcesie funduszu Hermitage Global przenieśliśmy się do świeżo odrestaurowanego budynku przy Golden Square, nieopodal Picadilly Circus, i już nie musieliśmy się tłoczyć w wynajmowanych biurach w Covent Garden.

Prawnik rozłożył wokół siebie sterty naszych akt i w ciągu kilku kolejnych dni przeprowadził rozmowę z każdym z nas. Następnie przygotował obszerną skargę dotyczącą nielegalnego zagarnięcia naszych spółek i powstania ogromnego zadłużenia. W osobnym paragrafie opisał, jaki związek ma oszustwo z dokumentami oraz plikami elektronicznymi, które zarekwirowano podczas rewizji przeprowadzonych pod dowództwem Kuzniecowa i nad którymi pieczę sprawował Karpow.

Podczas gdy Władimir przystąpił do ofensywy, przebywający w Rosji Eduard prowadził działania obronne. Od pięciu miesięcy usiłował zdobyć akta sprawy Iwana, aby przygotować jego obronę, i od pięciu miesięcy major Karpow nieugięcie odmawiał ich przekazania. Eduard składał skargi do prokuratorów i zwierzchników Karpowa, lecz nic nie wskórał. Z każdą odmową jego frustracja przybierała na sile. Nie była to już dla niego wyłącznie sprawa zawodowa, zaczynał traktować ją osobiście.

Ale kiedy 29 listopada niespodziewanie zadzwonił do niego Karpow i oznajmił, że zgadza się udostępnić część dokumentów, których wydania konsekwentnie odmawiał od kilku miesięcy, Eduard odwołał wszystkie zaplanowane spotkania i pognał do moskiewskiej siedziby Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przy ulicy Nowosłobodskiej. Karpow powitał go przy wejściu, a gdy dotarli do jego biura, wskazał mu krzesło. Eduard usiadł.

— Wiem, że prosił pan o akta sprawy Czerkasowa i jestem gotów pokazać panu dzisiaj niektóre z nich — oznajmił major, uśmiechając się z wyższością.

Eduard wbił w niego pełne złości i pogardy spojrzenie.

— Dawno temu powinienem był je dostać.

— Nieważne. Udostępniam je panu teraz. Proszę okazać odrobinę wdzięczności. — Karpow wstał, chwycił oburącz wysoką na przeszło dwadzieścia centymetrów stertę dokumentów, po czym okrążył biurko i z hukiem cisnął papiery na blat przed Eduardem. — Jest jednak pewien problem. Mamy nieczynne ksero, więc jeśli zależy panu na kopiach, musi pan przepisywać odręcznie.

Zazwyczaj Eduarda cechował opanowany profesjonalizm, ale teraz ten trzydziestoletni oficerek z wypielęgnowanymi paznokciami paradujący we włoskim garniturze za trzy tysiące dolarów i z drogim zegarkiem na ręku pastwił się nad nim jak szkolny osiłek. Po pięciu miesiącach bezowocnych starań o dostęp do akt takie zachowanie było dla Eduarda nie do przyjęcia. Sam był kiedyś śledczym w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, ale nigdy nie traktował nikogo w taki sposób.

— Co pan sobie wyobraża? — zaczął krzyczeć, nie mogąc pohamować frustracji. — Przyłapaliśmy was. Wiemy o wszystkim, co się wydarzyło w Petersburgu!

Karpow zrobił się blady jak ściana.

— Co? A niby co miało się stać w Petersburgu? — odparł, zgrywając głupiego.

— Mamy wszystkie dowody. Dokumenty znajdujące się w waszych rękach posłużyły do zagarnięcia trzech spółek i utworzenia fałszywych długów. Z moim doświadczeniem w sprawach karnych mogę panu powiedzieć, że nietrudno będzie to udowodnić.

Major skrzyżował ręce na piersi i rozejrzał się nerwowo po swoim gabinecie. Po kilku sekundach dał Eduardowi znak, by przeszedł na drugą stronę biurka. Gdy Eduard stanął za plecami Karpowa, ten zaczął z pasją uderzać palcami w klawiaturę swojego laptopa, najwyraźniej przekonany, że w biurze znajduje się podsłuch. Eduard nachylił się, by przeczytać wiadomość. „Ja nie brałem w tym udziału. To była akcja Kuzniecowa”. Chwilę później milicjant skasował cały tekst.

W ciągu kilku sekund arogancja Karpowa ustąpiła miejsca usłużności. Major pomógł nawet Eduardowi wybrać do skopiowania co ważniejsze dokumenty z akt Iwana.

Eduard nie był pewien, czemu zawdzięcza taki obrót sprawy, ale nie zamierzał zmarnować okazji. Zapamiętale notował, ale musiał przestać, gdy Karpow oznajmił, że musi iść na inne spotkanie. Niezwykłe było to, że milicjant odprowadził Eduarda nie tylko do wyjścia z budynku, ale towarzyszył mu również w drodze na parking. Najprawdopodobniej liczył, że adwokat powie coś więcej na temat dowodów, którymi dysponujemy.