Выбрать главу

Kiedy usłyszałem o kolejnych setkach milionów zadłużenia, zacząłem się zastanawiać, do ilu sądów w Rosji wpłynęły jeszcze podobne pozwy przeciwko naszym skradzionym spółkom. Podzieliłem się tymi obawami z resztą zespołu, a Siergiej zaczął przeszukiwać bazę danych rosyjskich sądów. W ciągu tygodnia odkrył jeszcze jedno orzeczenie na kwotę 321 milionów, które wydał sąd arbitrażowy w Moskwie.

W sumie przy użyciu tego samego schematu skierowano przeciwko skradzionym nam spółkom pozwy na łączną kwotę około miliarda dolarów.

Odkrycie to sprawiło, że zagadka stała się jeszcze bardziej skomplikowana. Wciąż nie było jasne, w jaki sposób oszuści zamierzali cokolwiek uzyskać z tytułu tych roszczeń. Sam fakt, że byliśmy im „winni” te pieniądze, nie oznaczał jeszcze, że jakimś cudem pojawią się one na ich kontach. W Rosji nie było żadnych pieniędzy, które mogliby zagarnąć. Nabrałem przekonania, że ci ludzie mają jakiś inny plan. Tylko jaki?

Ich zamiary nie były jasne i zdałem sobie sprawę, że muszę cofnąć się o krok i jeszcze raz przyjrzeć się wszystkiemu, aby sprawdzić, czy nie uda mi się dostrzec jakichś innych schematów lub powiązań, które mogły umknąć naszej uwadze.

W sobotni ranek pod koniec maja 2008 roku poprosiłem Iwana, aby przyszedł do biura i przyniósł do sali konferencyjnej całą naszą dokumentację sądową i wyciągi bankowe. Rozłożyliśmy wszystkie te papiery na dużym stole i podzieliliśmy je na kilka stert. Po jednej na każdy pozew, każdą rewizję w banku i każdą sprawę karną. Kiedy wszystko zostało posegregowane, zaczęliśmy ustalać porządek chronologiczny poszczególnych wydarzeń.

— Kiedy Kuzniecow urządził ostatni nalot na nasze banki? — zapytałem.

Iwan przez chwilę przeglądał plik dokumentów.

— Siedemnastego sierpnia.

— Dobrze. A jakie są daty wydania fałszywych orzeczeń?

— W Petersburgu zapadło trzeciego września, w Kazaniu trzynastego listopada, a w Moskwie jedenastego grudnia.

— A więc, ujmując to najprościej, oszuści pofatygowali się do każdego z tych sądów i wydali niemałe pieniądze, aby uzyskać te wyroki, nawet kiedy już wiedzieli, że nasze spółki zostały wyczyszczone z aktywów i pieniędzy?

— Najwyraźniej — potwierdził Iwan, który po raz pierwszy zauważył tę niespójność.

— Po co mieliby to robić?

— Może chcieli wykorzystać te wyroki jako zabezpieczenie jakiejś pożyczki? — zasugerował Iwan.

— To niedorzeczne. Żaden bank nie pożyczyłby pieniędzy pod zastaw tak podejrzanych dokumentów.

— A jeżeli próbują zagarnąć twój osobisty majątek za granicą?

Już na samą myśl poczułem ukłucie strachu, chociaż wiedziałem, że to niemożliwe. Potwierdzili to moi brytyjscy prawnicy, kiedy tylko dowiedziałem się o roszczeniach złożonych w petersburskim sądzie.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu i nagle coś zaczęło mi świtać.

— Ile wynosił dochód Hermitage w dwa tysiące szóstym roku?

— Sekundę. — Iwan włączył swój laptop i otworzył plik. — Dziewięćset siedemdziesiąt trzy miliony dolarów.

— A jaki podatek zapłaciliśmy za tamten rok?

Iwan znów spojrzał na monitor.

— Dwieście trzydzieści milionów.

— To może wydawać się szalone, ale… czy myślisz, że oni starają się uzyskać zwrot tego podatku?

— To jest szalone, Bill. Władze podatkowe nigdy by na to nie poszły.

— Nie wiem. Myślę, że powinniśmy zapytać Siergieja.

W poniedziałek Iwan zadzwonił do Siergieja, by przedyskutować tę teorię, jednak ten również ją zlekceważył.

— Odpada — stwierdził bez chwili namysłu. — To absurdalne, żeby ktoś chciał kraść zapłacone podatki.

Jednak godzinę później Siergiej zadzwonił do nas.

— Chyba byłem zbyt pochopny. Sprawdziłem w kodeksie podatkowym i to, o czym mówicie, teoretycznie jest możliwe. Aczkolwiek nie wyobrażam sobie, jak miałoby to wyglądać w praktyce.

Podczas gdy ja siedziałem w biurze i wysnuwałem różne teorie, Siergiej działał na pierwszej linii frontu, prowadząc własne dochodzenie. Przede wszystkim zależało mu na zdobyciu informacji o ludziach, którzy byli uwikłani w ten przekręt. Złożył pismo w moskiewskim urzędzie, w którym skradzione spółki były zarejestrowane, domagając się wszelkich informacji na ich temat. Chociaż nie otrzymał odpowiedzi, nasi przeciwnicy wykonali znaczący ruch. Natychmiast przenieśli skradzione spółki do prowincjonalnej mieściny w południowej Rosji — Nowoczerkaska. Dociekania Siergieja wyraźnie ich spłoszyły. Wtedy nasz prawnik wysłał list do urzędu ewidencyjnego w Nowoczerkasku, domagając się takich samych informacji. Tamtejsi urzędnicy również okazali się niechętni do współpracy, tymczasem oszuści znów zmienili lokalizację spółek. Tym razem zarejestrowali je w Chimkach, mieście położonym w obwodzie moskiewskim. Taka zabawa w kotka i myszkę wyraźnie dawała się oszustom we znaki, toteż Siergiej wysłał również pismo do urzędu w Chimkach.

Siergiej zdawał sobie sprawę, że chociaż ludzie, z którymi walczyliśmy, nie mają poszanowania dla prawa, cechuje ich niemal wiernopoddańczy respekt wobec biurokratycznych procedur. Dlatego prowokując naszych przeciwników do nieustannego przenoszenia siedziby spółek, liczył, że dzięki temu milicja zbierze dowody ich przestępczej działalności. Siergiej wiedział, że jeśli coś trafi do akt sprawy, zgodnie z przepisami zostanie tam na zawsze. Miał nadzieję, że choć śledztwo w sprawie kradzieży naszych spółek brnie w ślepą uliczkę, w przyszłości może je przejąć ktoś uczciwy i poprowadzić jak należy. Już samo to prawdopodobieństwo sprawiało, że oszuści byli cały czas zagrożeni.

Siergiej umówił się na spotkanie w siedzibie Komitetu Śledczego na 5 czerwca 2008 roku. Kiedy przybył na miejsce, powitał go oficer dochodzeniowy prowadzący naszą sprawę i zaprosił do swojego gabinetu. Gdy otwierał przed nim drzwi, Siergiej zauważył, że jego ręce trzęsą się nerwowo.

Wkrótce okazało się, jaka była tego przyczyna. W gabinecie przy biurku siedział podpułkownik Artem Kuzniecow.

Siergiej stanął jak wryty.

— Co on tu robi? — zapytał, patrząc śledczemu prosto w oczy.

— Podpułkownik Kuzniecow został nam przydzielony do pomocy w tej sprawie — odparł ten, unikając wzroku Siergieja.

Najpierw Karpowowi powierzono rozpatrzenie skargi przeciwko niemu samemu, a teraz Kuzniecow robił to samo.

— Nie będę z panem rozmawiał w jego obecności — oznajmił Siergiej stanowczo.

— Dobrze — powiedział śledczy niepewnym tonem. — W takim razie musi pan zaczekać na korytarzu, aż skończymy rozmowę.

Siergiej siedział przez godzinę na niewygodnym metalowym krześle, trzymając dokumenty na kolanach. Kuzniecow i oficer śledczy prawdopodobnie liczyli, że w końcu sobie pójdzie, jednak on był nieustępliwy. Gdy Kuzniecow opuścił wreszcie gabinet, Siergiej wstał i wszedł do środka. Przedstawił dowody i załączył swoje zeznanie świadka, w którym jawnie wskazywał na winę Kuzniecowa i Karpowa. Zgodnie z procedurami śledczy nie miał innego wyjścia, jak przyjąć te dokumenty i dołączyć do akt sprawy.

Siergiej wyszedł z budynku i ruszył w stronę stacji metra. To, co właśnie się stało, przechodziło wszelkie pojęcie. Spodziewał się, że jego materiał dowodowy nic nowego nie wniesie. Przypuszczał, że jego zeznanie jako świadka zostanie zignorowane. Liczył się nawet z tym, że będzie traktowany opryskliwie. Do głowy mu jednak nie przyszło, że człowiek, przeciwko któremu składał dowody, okaże się członkiem zespołu badającego tę sprawę.