Выбрать главу

Najbardziej niepokojące było to, co usłyszałem od Eduarda. O 16.56, kiedy nie było go w biurze, zjawił się tam kurier DHL z przesyłką. Niespełna godzinę później na miejsce przybyła duża grupa funkcjonariuszy milicji, aby dokonać przeszukania. Ledwie przystąpili do dzieła, „znaleźli” paczkę doręczoną przez kuriera i zarekwirowali ją. Kiedy tylko znalazła się w ich rękach, przerwali akcję i wyszli.

Nie ulegało wątpliwości, że całe przedstawienie miało związek z dostarczeniem tajemniczej przesyłki. Na szczęście sekretarka Eduarda była na tyle przewidująca, że skopiowała list przewozowy i przesłała nam go faksem. Przeżyliśmy szok, kiedy weszliśmy na stronę DHL, wpisaliśmy numer przesyłki i zobaczyliśmy adres zwrotny: Grafton House, 2–3 Golden Square, London W1F 9HR.

Był to adres londyńskiej siedziby funduszu.

Oczywiście przesyłka ta nie została nadana z naszego biura, choć z listu przewozowego wynikało, że wyszła z sortowni DHL w południowym Londynie. Natychmiast skontaktowaliśmy się z policją i złożyliśmy doniesienie. Jeszcze tego samego dnia w naszym biurze zjawił się sierżant detektyw Richard Norten, młody policjant w skórzanej kurtce i okularach przeciwsłonecznych.

Przedstawiłem się i zapytałem, czy przypadkiem zdołał ustalić, kto nadał tę paczkę.

Policjant wzruszył ramionami i wyjął z kieszeni kurtki płytę DVD.

— Nie, ale mam nagranie z monitoringu w punkcie DHL w Lambeth — powiedział. — Może uda się wam ich zidentyfikować.

Wskazałem w stronę swojego biurka. Podeszliśmy do niego wszyscy, a Norten wsunął płytę do mojego komputera. Chwycił mysz, otworzył plik i zaczął na podglądzie przesuwać do przodu nagranie o niskiej rozdzielczości przedstawiające wnętrze biura spedycyjnego, przez które przewijali się różni ludzie. W pewnym momencie włączył odtwarzanie.

— Tutaj.

Zobaczyliśmy dwóch mężczyzn, którzy wyglądali na przybyszów z Europy Wschodniej. Jeden z nich niósł reklamówkę z logo domu towarowego w Kazaniu. Była wypełniona jakimiś papierami. Mężczyzna włożył je do firmowego pudełka DHL i zamknął je, tymczasem jego towarzysz wypełnił list przewozowy i zapłacił gotówką za wysyłkę. Potem obaj obrócili się plecami do kamery i wyszli.

— Rozpoznajecie któregoś? — zapytał policjant.

Spojrzałem na Iwana i Wadima, ale obaj pokręcili przecząco głowami.

— Nie — odparłem. — Nie znamy ich.

— Jeżeli podacie mi nazwiska ludzi, którzy sprawiają wam problemy w Rosji, mogę ich poszukać na listach pasażerów, którzy w zeszłym tygodniu przylecieli na Heathrow i Gatwick.

Nie obiecywałem sobie zbyt wiele po tej propozycji, ale podałem listę nazwisk Nortenowi, który pożegnał się i wyszedł.

Nie miałem jednak czasu, by zastanawiać się nad DHL, ponieważ rosyjskie władze zaczynały działać coraz szybciej. Prócz nalotów na biura naszych prawników nakazały Władimirowi i Eduardowi stawić się w najbliższą sobotę na przesłuchanie w siedzibie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Kazaniu.

Wezwania te nie tylko były sprzeczne z prawem — adwokaci nie mogą być zmuszani do składania zeznań na temat swoich klientów — ale nie wróżyły nic dobrego. Komenda milicji w Kazaniu uchodziła za jedną z najbardziej wstecznych i skorumpowanych w całej Rosji. Przy niej ta z Midnight Express wyglądała jak Holiday Inn. Pracujący tam ludzie byli powszechnie znani ze swoich skłonności do torturowania zatrzymanych, których potrafili nawet gwałcić za pomocą butelki, aby wymusić zeznania. Co więcej, wzywając Eduarda i Władimira w sobotę, funkcjonariusze byli poza zasięgiem aż do poniedziałku i w tym czasie mogli z nimi zrobić, co chcieli, mniej lub bardziej potajemnie.

Byłem kompletnie przerażony. Działania naszych przeciwników weszły na zupełnie nowy poziom. Ewakuowałem z Rosji Iwana, Wadima oraz innych pracowników Hermitage, aby zapobiec właśnie czemuś takiemu, lecz nawet w najgorszych koszmarach nie przypuszczałem, że celem represji mogą się stać nasi prawnicy.

Szczególnie obawiałem się aresztowania Władimira, mając na uwadze jego słabe zdrowie. Zadzwoniłem do niego natychmiast i powiedziałem, że się o niego martwię, on jednak był dziwnie beztroski. Traktował tę sytuację jak czysto akademickie zagadnienie, które można zbadać i przeanalizować, a nie jak coś, w co był osobiście uwikłany.

— Nie przejmuj się, Bill. Jestem chroniony jako adwokat. Nie mogą wezwać mnie na przesłuchanie. Powiadomiłem moskiewską radę adwokacką, która udzieli im odpowiedzi w moim imieniu. Ani myślę wybierać się do Kazania.

— Załóżmy na moment, że się mylisz i mimo wszystko cię zatrzymają. Z twoim zdrowiem nie przeżyłbyś tygodnia w więzieniu.

— Ależ to by było nie do pomyślenia, Bill. Oni nie mogą nękać prawników.

Nie dawałem jednak za wygraną.

— Posłuchaj, Władimirze. To ty przekonałeś Wadima parę lat temu, żeby uciekał z Rosji w środku nocy. Teraz kolej na ciebie. Przyleć chociaż do Londynu, żebyśmy mogli porozmawiać o tym osobiście.

Władimir milczał przez krótką chwilę.

— Pozwól, że się nad tym zastanowię — rzekł w końcu.

Wadim przeprowadził podobną rozmowę z Eduardem, który również nie zamierzał wyjeżdżać. Obaj adwokaci doskonale zdawali sobie sprawę, że mają wszelkie podstawy, aby odrzucić te wezwania jako niezgodne z prawem, toteż żaden z nich nie stawił się na przesłuchanie.

Minęła sobota i nic się nie wydarzyło. Tak samo w niedzielę. W poniedziałek rano zadzwoniłem do Władimira.

— W porządku, przeżyłeś weekend i przemyślałeś to sobie. Kiedy przylatujesz do Londynu?

— Nie wiem, czy się na to zdecyduję. Wszyscy mówią mi to samo. Jeżeli opuszczę Rosję, będzie to najgorsza rzecz, jaką mógłbym zrobić. Sugerowałoby to, że jestem winny albo coś w tym rodzaju. Zresztą tutaj jest całe moje życie, wszyscy moi klienci. Nie mogę ot tak, po prostu spakować się i wyjechać.

Rozumiałem jego opory, czułem jednak, że pozostając w Rosji, Władimir naraża się na niebezpieczeństwo, które wciąż rośnie.

— Ale jeżeli w coś cię wrabiają, nie ma znaczenia, czy jesteś winny, czy nie. Musisz stamtąd wyjechać, o ile nie na stałe, to przynajmniej dopóki to wszystko się nie skończy. Pozostając tam, popełniasz głupstwo.

Pomimo wszystkich argumentów, jakich użyłem, Władimir był zdecydowany zostać. Aż do środy, kiedy do mnie zadzwonił.

— Właśnie dostałem nowe wezwanie z Kazania — oznajmił i wyczułem z tonu jego głosu, że stracił już dotychczasową pewność siebie.

— I co?

— Zadzwoniłem do śledczego, który je wystawił, i powiedziałem mu, że to nielegalne. A on na to, że jeśli się nie stawię, to doprowadzą mnie siłą. Próbowałem napomknąć o moim stanie zdrowia, ale nie chciał mnie słuchać. Mówił do mnie jak gangster, a nie oficer milicji.

— A więc teraz…

— Ale nawet nie to jest najgorsze. Od tego stresu nabawiłem się problemów z okiem. Jakby zamieniło się w rozżarzony węgiel, który tkwi w mojej czaszce. Jak najszybciej muszę się zgłosić do mojego lekarza, ale on jest we Włoszech.

— Więc leć do Włoch.

— Zrobię to, kiedy tylko wydobrzeję na tyle, aby móc podróżować.

Tego samego dnia dowiedzieliśmy się, że Eduard również otrzymał drugie wezwanie. Spodziewał się, że moskiewska rada adwokacka będzie w stanie je oddalić, ale w jego przypadku też nie dało się nic zrobić.

Ponieważ Eduard był kiedyś śledczym i sędzią, próbował wykorzystać swoje dawne znajomości, by się dowiedzieć, kto za tym stoi. Nikt jednak nie znał odpowiedzi i wszyscy zgodnie mu doradzali, aby się ukrył, dopóki wszystkiego nie wyjaśni.