Выбрать главу

Po raz pierwszy w swoim życiu Eduard znalazł się na niepewnym gruncie. Był człowiekiem, do którego wszyscy przychodzili po pomoc i nigdy nie było odwrotnie. Od 1992 roku Eduard występował jako obrońca w sprawach karnych, reprezentując klientów najróżniejszego pokroju i należał do adwokatów, którzy mogli się poszczycić największą liczbą wygranych spraw. I chociaż znał na wylot działanie machiny prawnej, nie miał pojęcia, jak się ukryć. Na szczęście wielu jego byłych klientów to wiedziało i kilku z nich, usłyszawszy, że znalazł się w opałach, zaproponowało mu pomoc.

W czwartek 28 sierpnia 2008 roku, dwa dni przed wyznaczonym terminem przesłuchania w Kazaniu, Eduard zadzwonił do Wadima.

— Możliwe, że nie będę się odzywał przez jakiś czas. Gdyby tak się zdarzyło, nie martw się o mnie. Nic mi nie będzie.

Wadim zaczął się domagać bardziej szczegółowych wyjaśnień, lecz Eduard mu przerwał.

— Muszę iść — powiedział i zakończył połączenie.

Po tej rozmowie Eduard wyjął baterię ze swojej komórki i udał się prosto do swojego mieszkania znajdującego się w pobliżu Wzgórz Worobiowych na południu Moskwy. Wiedział, że od kilku tygodni jest pod obserwacją. Ludzie, którzy go śledzili, nie starali się nawet z tym kryć. Każdej nocy pod blokiem parkował samochód, a siedzący w nim dwaj mężczyźni cały czas mieli oko na jego mieszkanie. Było to tym bardziej przerażające, że Eduard nie wiedział, czy są to członkowie mafii, czy milicyjni tajniacy. Tak czy inaczej, nie było mu spieszno, by się o tym przekonać.

Po kolacji adwokat wraz z żoną udał się na wieczorną przechadzkę. Ludzie siedzący w samochodzie nie poszli za nimi, wiedzieli bowiem, że małżonkowie spacerują tak co wieczór i zawsze wracają.

Idąc wolnym krokiem wzdłuż szerokiej alei, para przeszła niecały kilometr. Jednak zamiast zawrócić w miejscu, gdzie zawsze to robili, Eduard pociągnął żonę za rękę i szybko przeprowadził ją na drugą stronę ulicy. Tam czekało na nich duże czarne audi A8 z przyciemnianymi szybami. Żona Eduarda wiedziała, że jej mąż ma kłopoty, ale nie została wtajemniczona w plan. Adwokat obrócił się w jej stronę.

— Właśnie przyszedł ten moment — powiedział.

Tej nocy Eduard miał się zapaść pod ziemię. Żona objęła go mocno i pocałowała. Obydwoje nie wiedzieli, czy jeszcze kiedyś się zobaczą. Kiedy czułe pożegnanie dobiegło końca, adwokat otworzył tylne drzwi sedana i położył się na podłodze, po czym samochód odjechał.

Jego żona przeszła z powrotem na drugą stronę ulicy, wetknęła ręce w kieszenie i przełykając łzy, samotnie ruszyła w stronę domu. Nie zauważyła, że dwaj mężczyźni w zaparkowanym przed blokiem samochodzie ożywili się na jej widok. Minęło kilka godzin, nim zdołali przetrawić to, co się stało, ale już koło północy do jej drzwi zapukało trzech ludzi, którzy wypytywali o Eduarda.

Kobieta nie miała pojęcia, gdzie podziewa się jej mąż, i dokładnie takiej odpowiedzi im udzieliła.

Skoro Eduard ze wszystkimi swoimi koneksjami i znajomością prawa karnego zdecydował się zniknąć, nie ulegało wątpliwości, że Władimir, poważnie schorowany intelektualista, musi natychmiast opuścić Rosję.

Niezwłocznie zadzwoniłem do Władimira zaniepokojony faktem, że wciąż przebywa w Moskwie.

— Władimirze, Eduard znikł. Kiedy wyjeżdżasz?

— Przykro mi, Bill. Wciąż nie czuję się na tyle dobrze, żeby podróżować. Ale twoje spostrzeżenia spotkały się z pełną aprobatą.

Nie byłem do końca pewien, co chciał mi dać do zrozumienia poprzez to zagadkowe zdanie, a on nie chciał się wdawać w dyskusję, jednak wyglądało na to, że zamierza wyjechać.

W każdym razie miałem taką nadzieję. Byłem przekonany, że kiedy tym razem obaj prawnicy nie stawią się na przesłuchanie w kazańskiej siedzibie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, skorumpowani gliniarze wydadzą nakaz ich aresztowania.

Władimir nie mógł mi powiedzieć, że rozważa swoje możliwości wydostania się z Rosji. Najbardziej atrakcyjne obejmowały przekroczenie granicy na lądzie lub morzu. Rosyjskie przejścia graniczne były tak przestarzałe, że do większości odległych punktów nie dotarły jeszcze nowoczesne technologie umożliwiające wykrywanie zbiegów. Posterunki te były zazwyczaj obsadzane przez odrzuconych kandydatów do służby w straży granicznej. Wydawało się, że lenistwo i pijaństwo są wymagane na tych stanowiskach, a personel pozwalał bez przeszkód wymknąć się z kraju każdemu, kto znajdował się na liście poszukiwanych. Biorąc pod uwagę te kryteria, najlepiej było opuścić Rosję przez przejście w Niechotiejewce na granicy z Ukrainą albo promem z Soczi do Stambułu. Niestety podróż samochodem do każdego z tych odległych miejsc mogłaby spotęgować dolegliwości Władimira. Rosja słynie z fatalnego stanu dróg, w których pełno jest wybojów, a na niektórych odcinkach brakuje asfaltu, toteż od jazdy po takich wertepach cierpiący na problemy z siatkówką Władimir mógłby nawet trwale oślepnąć.

Po odrzuceniu tych możliwości Władimir dostrzegł jedną, która miała szanse powodzenia. W niedzielę 31 sierpnia kończyły się wakacje w Rosji i zapowiadało się, że tłumy ludzi będą przekraczać granicę w obydwie strony. Władimir liczył, że w tym chaosie służby graniczne nie dadzą rady dokładnie sprawdzić wszystkich paszportów. Było to ryzykowne posunięcie i każda w pełni sprawna osoba szukałaby bezpieczniejszego rozwiązania, ale Władimir nie mógł sobie pozwolić na taki luksus.

Nadeszła sobota 30 sierpnia — dzień, w którym Władimir i Eduard mieli się stawić na przesłuchanie w Kazaniu. Siedziałem jak na szpilkach, spodziewając się, że zaraz zadzwoni do mnie żona Władimira, aby powiadomić o jego aresztowaniu. Nie było jednak żadnych telefonów z Rosji. Kusiło mnie, żeby skontaktować się z Władimirem w niedzielę rano, ale nie chciałem wzbudzać czujności nikogo, kto mógłby podsłuchiwać jego rozmowy telefoniczne.

Tego dnia Władimir, jego żona i syn kupili bilety na rejs linii Alitalia o godzinie 23.00 z lotniska Szeremietiewo do Mediolanu. Wyszli z domu o 16.40, niosąc zwykłe podręczne torby. Nikt ich nie obserwował, tak jak Eduarda. Wsiedli do taksówki i zamówili kurs na lotnisko, ale ponieważ na ulicach panował wzmożony ruch spowodowany zakończeniem wakacji, podróż trwała dwie i pół godziny. Dojechali na Szeremietiewo o siódmej wieczorem i ustawili się w kolejce do odprawy. W terminalu panował kompletny chaos. Wszędzie kręciło się pełno ludzi, którzy nie mogli trafić do właściwych kolejek, a większość przejść tarasowały ogromne walizki. Atmosfera była napięta, gdyż całe grupy pasażerów obawiały się, że nie zdążą na samolot.

Właśnie na takie warunki liczył Władimir. Odprawa trwała przeszło godzinę. Potem nastąpiła kontrola bezpieczeństwa. Kolejną godzinę zajęło przejście przez bramki wykrywacza metalu i prześwietlanie bagażu. Mijała już 22.00, kiedy Władimir i jego rodzina stanęli w kolejce do kontroli paszportowej. Ścisk był taki sam jak w poprzednich kolejkach, ludzie wpychali się jedni przed drugich i kłócili się o to, kto był pierwszy.

Gdy nasz adwokat znalazł się wreszcie na początku kolejki, dotarła do niego powaga sytuacji. Uświadomił sobie, że jeśli jego plan się nie powiedzie, prawdopodobnie zostanie aresztowany przez ludzi, którzy pracują dla tych skorumpowanych oficerów milicji. A jeżeli zostanie aresztowany, przypuszczalnie umrze w więzieniu. Nie popadając w przesadny dramatyzm, można twierdzić, że zwykłe przekroczenie granicy było dla Władimira sprawą życia i śmierci.

Niespełna czterdzieści minut przed startem samolotu Władimir wraz z żoną i synem przekroczył czerwoną linię na posadzce i podszedł do budki strażnika. W środku siedział młody mężczyzna o rumianych policzkach i jasnych oczach, a jego czoło lśniło od potu.