Выбрать главу

Natychmiast zadzwoniłem do Kyle’a.

— Coś wspaniałego. Brakuje mi słów, żeby wyrazić, jak wiele to znaczy dla mnie i dla wszystkich, którzy znali Siergieja.

— Powiedziałem ci, że to zrobimy. Śmierć Siergieja złamała mi serce. Chcę dołożyć wszelkich starań, żeby jego ofiara nie poszła na marne — rzekł Kyle lekko łamiącym się głosem.

— I co teraz?

— W poniedziałek Clinton dostanie list. Zaraz po wysłaniu umieścimy go na stronie komitetu.

— To świetnie. Porozmawiamy w poniedziałek. Miłego weekendu.

Minęły prawie dwie godziny, zanim zasnąłem tej nocy. Zastanawiałem się, czy Cardin naprawdę zamierza to zrobić. Czy z czegoś takiego można się wycofać w ostatniej chwili? A jeżeli wyśle ten list, to jak zachowa się Clinton? Jak zareagują Rosjanie?

Nadszedł niedzielny poranek. Przyjechałem wcześnie do pracy, zasiadłem przy swoim biurku i otworzyłem stronę Komitetu Helsińskiego. Nie znalazłem tam nic nowego, ale uświadomiłem sobie, że Londyn dzieli od Waszyngtonu pięciogodzinna różnica czasu, toteż listu należy się spodziewać o późniejszej porze.

Ponownie zajrzałem na stronę w południe czasu londyńskiego, lecz nadal nic tam nie było. Przechadzając się po biurze, zauważyłem, że nie jestem jedynym, który nerwowo sprawdza witrynę internetową Komitetu Helsińskiego. Wadim, Iwan i Władimir obserwowali ją na swoich monitorach, ale ilekroć któryś z nas włączał odświeżanie strony, wciąż ukazywało się to samo.

Wreszcie o 14.12 — o 9.12 w Waszyngtonie — pojawiła się nowa strona. Zobaczyłem przed sobą dwa zdjęcia, z których jedno przedstawiało Kuzniecowa, a drugie Karpowa, a obok widniała petycja senatora Cardina do sekretarz stanu Hillary Clinton. Załączona do niego była lista sześćdziesięciu urzędników powiązanych ze śmiercią Siergieja i oszustwem podatkowym. Obok każdego z nazwisk znajdowały się informacje o przydziale i stanowisku służbowym, data urodzenia i rola, jaką odegrał w sprawie Magnitskiego. Cardin domagał się, aby wszystkich sześćdziesięcioro na stałe pozbawić prawa wjazdu na terytorium Stanów Zjednoczonych.

Opadłem na oparcie fotela. To się działo naprawdę. Widziałem przed sobą list, który mógł zobaczyć cały świat. Nareszcie zaczęto coś robić, by wyciągnąć konsekwencje wobec oprawców Siergieja. Gdy patrzyłem na monitor, ścisnęło mnie w gardle. Jeżeli Siergiej spoglądał na nas z góry, mógł się przekonać, że jego przejmujące listy z więzienia, w których błagał o pomoc, odniosły wreszcie jakiś skutek.

W ciągu dziesięciu minut rosyjskie agencje informacyjne zaczęły relacjonować to wydarzenie. Pół godziny później temat podchwyciły zachodnie media. Pod koniec dnia we wszystkich doniesieniach przewijało się nowe określenie, które powtarzano raz za razem — „lista Cardina”.

W Rosji nikt dotąd nie słyszał o Benie Cardinie, ale po 26 kwietnia 2010 roku zapanował w tym kraju obiegowy pogląd, że ów senator z Marylandu jest najważniejszym politykiem w Ameryce. Rosyjscy obrońcy praw człowieka i działacze opozycji, wykorzystując koniunkturę, zaczęli pisać listy do prezydenta Obamy i Przewodniczącego Komisji Europejskiej, w których wyrażali swoje poparcie dla listy Cardina. Była to pierwsza od czasów Ronalda Reagana tak zdecydowana reakcja zachodniego polityka na kwestię łamania praw człowieka w Rosji. Niewesoły był fakt, że świat nigdy nie zauważał zbrodni popełnianych w Rosji, a gdy w nielicznych przypadkach zdarzało się inaczej, zagraniczne rządy nie podejmowały żadnych działań. Aż tu nagle amerykański senator wymienia nazwiska sześćdziesięciorga rosyjskich urzędników i domaga się, by za okrucieństwa, jakich się dopuścili, pozbawić ich prawa wstępu na terytorium Stanów Zjednoczonych. Był to całkowity precedens.

Podczas gdy zwykli Rosjanie świętowali, czołowi dygnitarze Putina dostawali apopleksji. Wszyscy poplecznicy prezydenta zbijali niewyobrażalne majątki, wykorzystując swoje stanowiska, a wielu z nich dopuszczało się niecnych czynów, aby się wzbogacić. Teoretycznie lista Cardina otwierała możliwość wyciągnięcia konsekwencji wobec tych ludzi. To wydarzenie zmieniało dla nich wszystko.

Ale przynajmniej na początku nie mieli oni powodów do obaw. Waszyngtońscy dyplomaci nie kwapili się, by spełniać postulaty Cardina, licząc, że z czasem sprawa przyschnie i problem sam zniknie.

Na to się jednak nie zanosiło. Na wypadek gdyby Departament Stanu zignorował senatora Cardina, Kyle zamierzał uderzyć jeszcze wyżej. Zorganizował dla mnie spotkanie z kierowaną przez Toma Lantosa Komisją Praw Człowieka Izby Reprezentantów, przed którą miałem złożyć zeznanie w sprawie Magnitskiego.

Przesłuchanie było zaplanowane na 6 maja i miało się odbyć w Rayburn House Office Building, który stoi po południowo-wschodniej stronie Kapitolu. Wzniesiony w 1965 roku gmach jest utrzymany w oszczędnym neoklasycystycznym stylu, jaki cechuje większość zabudowy Waszyngtonu, chociaż jego wnętrze różni się od innych budynków kongresowych. Nie ma tam strzelistych marmurowych kolumn, wysklepionych kopuł ani boazerii z ciemnego drewna. Podłogi w korytarzach pokrywa linoleum, sufity są niskie, a tarcze zegarów i windy mają chromowane wykończenia.

Nigdy wcześniej tam nie byłem, więc przyjechałem grubo przed godziną 10.00, żeby oswoić się z tym miejscem. Wybrałem wejście od strony Independence Avenue i przeszedłem przez stanowisko kontroli bezpieczeństwa obsadzone przez dwóch funkcjonariuszy straży kongresowej. Znalazłem drogę do sali nr 2255 i zajrzałem do wnętrza. W przestronnym pomieszczeniu znajdowało się półkoliste podium dla członków komisji, dwa długie stoły przeznaczone dla przesłuchiwanych świadków, a za nimi galeria dla publiczności, mogąca pomieścić siedemdziesiąt pięć osób. Przewodniczący komisji, kongresman z Massachusetts, Jim McGovern, jeszcze się nie zjawił, ale członkowie personelu krążyli po sali, prowadząc luźne rozmowy. Wróciłem na korytarz i jeszcze raz odświeżyłem sobie w pamięci całą historię Siergieja.

Gdy znów przekroczyłem próg sali, przy miejscach dla świadków ustawiono niewielkie wizytówki ze zgiętych kartoników. Za długim stołem zasiadali przedstawiciele renomowanych instytucji — Komisji Ochrony Dziennikarzy, Human Rights Watch oraz Centrum Ochrony Międzynarodowej — i poczułem się trochę obco jako biznesmen pośród wszystkich tych aktywistów zajmujących się zawodowo ochroną praw człowieka.

Właśnie dostrzegłem Kyle’a Parkera, który zasiadł na jednym z miejsc dla publiczności, gdy pojawił się kongresman McGovern. Był to sympatyczny mężczyzna o sporej łysinie i miłej chłopięcej twarzy. Mówił z bostońskim akcentem i każdemu ze świadków uścisnął dłoń na powitanie. Od razu przypadł mi do gustu. Poprosił nas o zajęcie miejsc i rozpoczęło się przesłuchanie.

Pierwsza zabrała głos obrończyni prześladowanych rosyjskich dziennikarzy. Pomagała sobie notatkami i przedstawiła wiele przypadków zabójstw i porwań dziennikarzy, którzy zdemaskowali przestępstwa rosyjskiego reżimu. Czułem się onieśmielony zarówno szerokim zakresem jej zeznań, jak i znajomością zagadnień politycznych. Ja zamierzałem przedstawić tylko jedną sprawę i nie miałem nawet przygotowanego oświadczenia, które mógłbym odczytać.

Następna była przedstawicielka Human Rights Watch, która mówiła o wielu przypadkach łamania praw człowieka w Rosji udokumentowanych przez jej organizację. Nawiązała również do kilku głośnych spraw, do których należały zabójstwa Anny Politkowskiej i Natalii Estemirowej. Przypominałem sobie historię obu tych morderstw i byłem pod wrażeniem tego wystąpienia. Gdy dobiegło końca, czułem się jeszcze bardziej nieprzygotowany.