Выбрать главу

— Zjedźmy z powrotem do Lasswitz i obejrzyjmy formację na monitorach — zaproponowała Nadia.

Zjechali więc na dół drogą w ścianie kanionu i dotarli do garażu Lasswitz. Ruszyli pustymi ulicami w walkerach i hełmach. Centrum badawcze warstwy wodonośnej znajdowało się obok biura zarządu. Niesamowicie wyglądało opustoszałe teraz miasto, w którym spędzili ostatnie kilka dni.

W centrum przejrzeli odczyty komputerowe pomiarów wykonanych przez szeregi podziemnych czujników. Wiele z nich już nie funkcjonowało, ale te, które działały, wskazywały, że ciśnienie hydrostatyczne wewnątrz warstwy wodonośnej jest wyższe niż kiedykolwiek przedtem i nadal rośnie. Nagle, jak gdyby dla podkreślenia sytuacji, pod stopami zebranej grupki lekko zatrzęsła się podłoga. Żadne z nich nigdy dotąd nie przeżyło czegoś takiego na Marsie.

— Cholera! — zaklął Jeli. — Na pewno zaraz znowu wybuchnie!

— Będziemy musieli wydrążyć szyb odpływowy — powiedziała Nadia. — Coś w rodzaju ciśnieniowego zaworu bezpieczeństwa.

— Co się stanie, gdy wybuchnie tak samo jak ten główny? — spytała Sasza.

— Jeśli umieścimy go na wyższym końcu formacji wodonośnej albo w połowie, aby przechwycił pewną część wypływu, może się udać. Powinno działać tak dobrze jak pewna stara stacja wodna, którą ktoś wysadził w powietrze, a która w innym razie świetnie funkcjonowałaby nadal — ironicznie wyrzuciła z siebie jednym tchem rozgoryczona Nadia, po czym potrząsnęła głową. — Musimy zaryzykować. Jeśli się nam powiedzie, będzie wspaniale, gdy nam się nie uda, możemy spowodować wybuch… Ale jeżeli nic nie zrobimy, stacja i tak wybuchnie.

Nadia poprowadziła małą grupkę przyjaciół główną ulicą do magazynu robotów w garażu i usiadła w centrum dowodzenia. Znowu zajęła się programowaniem. Standardowe wiercenie, aby wywołać maksymalny wybuch odgradzający. Woda powinna podejść do powierzchni pod ciśnieniem artezyjskim, a potem zostałaby skierowana do rurociągu, który z ich polecenia zbudowałyby roboty, i wyprowadzona poza region Kanionu Arena. Nadia wraz z przyjaciółmi obejrzała mapy topograficzne i przeprowadziła wiele symulacji odpływu wody do kanionów równoległych do Areny na północ i południe. Stwierdzili, że dział wodny jest ogromny, cała kraina wygląda tu jak olbrzymia misa, na której dnie leży Burroughs. Doszli do wniosku, że gdziekolwiek wyprowadzą wodę — zwłaszcza tak dużą jej ilość — i tak spłynie ku miastu. Musieliby ją posłać rurami przez prawie trzysta kilometrów, aby wydostała się poza Syrtis i dotarła do następnej niecki.

— Słuchajcie — zasugerował Jeli — skierujmy ją ku Nili Fossae, wtedy popłynie prosto na północ do Utopia Planitia i zamarznie na północnych wydmach.

— Saxowi musi się niezwykle podobać ta rewolucja — powtórzyła po raz kolejny Nadia. — Bez pytania kogokolwiek o zgodę robimy teraz rzeczy, których UNOMA nigdy by nie zaaprobowała.

— Tylko że równocześnie wiele z jego projektów obraca się wniwecz — zauważył Jeli.

— Jak sądzę, i tak mu się to opłaci. “Czysty zysk”, jak mawia Sax. Cała ta woda na powierzchni…

— Zapytamy go.

— Jeśli jeszcze kiedykolwiek będziemy mieli okazję.

Jeli przez chwilę milczał, a potem spytał:

— A tak naprawdę, dużo jest tu tej wody?

— Wiecie co? Tu nie chodzi tylko o Lasswitz — wtrącił nagle Sam. — Niedawno słyszałem w wiadomościach, że wysadzono także formację wodonośną Lowella. Był to podobno tak duży wybuch, jak te, które powstały przy tworzeniu się kanałów odpływowych. Ta woda nasączy miliardy kilogramów regolitu, a do końca nie wiadomo, jak dużo jej jest. Nie mogę w to wszystko uwierzyć.

— Ale po co oni to robią? — spytała Nadia.

— To jest najlepsza broń, jaką mają, jak sądzę.

— Nie wydaje mi się wcale taka dobra! Nie mogą nijak kierować własnymi poczynaniami ani ich powstrzymać!

— No tak, ale nikt inny również nie zdoła tego zrobić. Wyobrażacie to sobie? Zniknęły zapewne całe miasta na stoku pod Lowellem: Franklin, Drexler, Osaka, Galileo, może nawet i Silverton. To były miasta ponad-narodowców. Powódź może też zalać wiele miast górniczych przy kanałach…

— Więc obie strony atakują infrastrukturę — oznajmiła posępnie Nadia.

— To prawda.

Musiała się wziąć do pracy, nie miała wyboru. Skłoniła ich, by zajęli się znowu programowaniem, i resztę tego dnia oraz cały dzień następny spędzili przy komputerach, kierując zespoły robotów do drążenia terenu. Cały czas kontrolowali pracę urządzeń automatycznych. Wiercenie nie było trudne: należało tylko dopilnować, by ciśnienie w warstwie wodonośnej nie spowodowało wybuchu. A zbudowanie rurociągu, który miał przesłać wodę na północ, było jeszcze prostsze, operacje te od lat zostały całkowicie zautomatyzowane. Jednak dla pewności uruchomili większą niż zwykle liczbę maszyn. Rurociąg miał biec na północ, do koryta kanionu i dalej znowu na północ. Nie było potrzeby włączać pomp; ciśnienie artezyjskie samo bez trudu powinno regulować przepływ wody, ponieważ kiedy opadnie na tyle nisko, aby powstrzymać wypchnięcie cieku z kanionu, niebezpieczeństwo wybuchu przy niższym końcu niemal przestanie istnieć.

Rozpoczęli więc operację. Najpierw magnezowe urządzenia rozkruszające zaczęły czerpać miał, a potem tworzyć kawałki rury. Następnie podnośniki widłowe i dźwigi zaczęły przenosić te fragmenty do zbieraka. Wyglądało to niesamowicie: ogromne maszyny wielkości budynków parły do przodu, unosząc części rury, które później układały jedna za drugą; rurociąg rozwijał się w zaskakującym tempie. Za tamtymi jechały już kolejne olbrzymy, uzupełniając rurę o przyniesione przez siebie fragmenty, a całość owijały warstwą izolacji aerosiatkowej, wykonanej z odpadów rafineryjnych. A kiedy wreszcie pierwszy segment rurociągu został ogrzany i mógł działać, ludzie uznali, że system jest gotowy do akcji; mieli nadzieję, że tak samo łatwo budowa będzie przebiegała przez następne trzysta kilometrów. Rurociąg powinien powstawać z prędkością mniej więcej kilometra na godzinę, na okrągło przez kolejne doby — dwadzieścia cztery i pół godziny każdego dnia i nocy. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, za około dwanaście dni rura znajdzie się w Nili Fossae. W tym tempie rurociąg zadziała niezwykle szybko po wydrążeniu szybu i przygotowaniu go. Jeżeli tama osuwiskowa wytrzyma tak długo, nie powinno się zdarzyć nic nieprzewidzianego.

Burroughs było bezpieczne, a właściwie będzie bezpieczne, o ile cała operacja uda się. Tak czy owak, nie pozostało im tu już nic do zrobienia. Mogli wyruszyć w drogę. Tylko dokąd powinni się udać? Nadia siedziała zgięta nad podgrzaną w kuchence mikrofalowej kolacją, obserwując na ekranie informacje z Ziemi i słuchając towarzyszy spierających się o ich interpretację. Nagle sposób, w jaki ich rewolucję przedstawiano na rodzimej planecie, wydał jej się straszny: nazywano ich ekstremistami, komunistami, wandalami, sabotażystami, “czerwonymi”, terrorystami. Nigdy nie padały słowa “powstanie” czy “rewolucja”, słowa, które połowa Ziemian (przynajmniej połowa) mogłaby zaaprobować. Nie, uważano ich tylko za wyobcowaną bandę szalonych niszczycieli i terrorystów. Nie poprawiało to nastroju Nadii, ponieważ czuła, że opis ten zawiera w sobie trochę prawdy. I to ją bardzo złościło.

— Powinniśmy dołączyć do jakiejś grupy i walczyć! — oświadczyła Angela.

— Ja już nie mam ochoty z nikim walczyć — odrzekła twardo Nadia. — To jest głupie i nie zamierzam tego robić. Będę naprawiać zniszczenia i zapobiegać katastrofom, ale walczyć nie będę!

Przez radio nadeszła do nich wiadomość. W Kraterze Poumiera, około ośmiuset sześćdziesięciu kilometrów od nich, pękła kopuła. Ludność została uwięziona w szczelnie zamkniętych budynkach, gdzie powoli zaczynało brakować powietrza.