Выбрать главу

Mimo wysiłków, sami niewiele umieli zrobić. Po kilku ich próbach sprawą zawsze musiała się zająć Nadia. Jeśli więc akurat nie spała, spędzała niemal cały swój czas przy komputerze, starając się zwiększyć wydajność systemu poza “krwawiącą granicę”. Tymczasem Elysium wyprodukowało ogromną armię robotów konstrukcyjnych, można więc było walczyć z wieloma pilnymi problemami jednocześnie.

Większość kłopotów dotyczyła kanionów na zachodnim stoku Elysium. Wszystkie zadaszone kaniony zostały w jakimś stopniu rozerwane, ale ich elektrownie nadal działały. W każdej osadzie znajdowała się spora liczba ocalałych, którzy teraz chowali się w rozmaitych budowlach funkcjonujących dzięki awaryjnym generatorom. Tak było na przykład w Południowej Fossie. Kiedy pokryto ten kanion, ogrzano i wypełniono powietrzem, Nadia podzieliła zebranych na zespoły i wysłała je na poszukiwania mieszkańców zachodniego stoku. Zabrano ich później i przywieziono do Południowej Fossy, a potem wszystkim przydzielono zadania. Załogi naprawiające dachy przemieszczały się z kanionu do kanionu, a uwolnieni mieszkańcy ruszali do pracy niżej, przygotowując osady do wypełnienia powietrzem. Teraz Nadia mogła się zająć innymi sprawami: programować maszyny narzędziowe i prowadzić rozruch automatycznych monterów wzdłuż popękanych rurociągów z Chasma Borealis.

— Kto to wszystko zrobił? — spytała którejś nocy z oburzeniem, oglądając na ekranie telewizyjnym rejestrację wybuchu wodnego rurociągu.

Pytanie samo wyrwało jej się z ust; w gruncie rzeczy bowiem nie chciała znać na nie odpowiedzi. Nie miała ochoty zastanawiać się nad rzeczywistością i skupiała się tylko na swoim bieżących kłopotach, takich jak pęknięty rurociąg na wydmach. Jeli najwyraźniej nie miał o tym wszystkim pojęcia, ponieważ zupełnie poważnie jej odpowiedział:

— Trudno powiedzieć. Ziemskie programy informacyjne prawie wcale już o nas nie mówią, czasem tylko pojawia się jakaś sporadyczna migawka. Pewnie sami również nie wiedzą, co o tym myśleć. Zdaje się, że kilka następnych wahadłowców ma przywieźć zbrojne oddziały ONZ, które otrzymają zadanie przywrócenia na Marsie porządku. Większość nowin dotyczy jednak Ziemi, wiesz… wojna na Środkowym Wschodzie, Morze Czarne, Afryka i co tam jeszcze. Spora część przedstawicieli Klubu Południowego atakuje państewka związane z konsorcjami, a Grupa Siedmiu oświadczyła, że zamierza stanąć w ich obronie. W Kanadzie i Skandynawii użyto broni biologicznej…

— I może tutaj również — przerwała mu Sasza. — Widzieliście ten filmik z Acheronu? Coś się tam niewątpliwie zdarzyło, ponieważ wszystkie okna osiedla wypadły z ram, a ziemia pod “żebrem” pokryła się przedziwnymi naroślami… Nikt nie chce się do nich zbliżyć, aby sprawdzić, co to jest…

Nadia nie słuchała i całkowicie się skupiła na problemach związanych z rurociągiem. Kiedy się otrząsnęła z zamyślenia, stwierdziła, że wszystkie roboty pracują teraz przy odbudowie miast, a fabryczki pracowicie konstruują kolejne buldożery, maszyny do robót ziemnych, samochodywywrotki, koparki, dźwigi, walce parowe, ramiarki, czerparki podkładowe, zgrzewarki, betoniarki, maszyny wytwarzające plastyk oraz budujące dachy, słowem, wszystko, co było potrzebne. Stworzony przez nią system działał pełną parą i Nadia nie miała przy nim już nic do roboty. Oznajmiła więc przyjaciołom, że nadszedł czas, by udać się w dalszą drogę, a Ann, Simon, Jeli i Sasza natychmiast zdecydowali się jej towarzyszyć, Angela i Sam natomiast postanowili zostać, ponieważ spotkali w Południowej Fossie znajomych.

Piątka przyjaciół wsiadła w dwa samoloty i znowu odleciała. “Tak się powinno dziać wszędzie — zapewniał Jeli. — Gdy się spotykają przedstawiciele pierwszej setki, nie powinni się już rozdzielać”.

Oba samoloty skierowały się na południe, ku Hellas. Przelatując nad moholem Tyrrhena, leżącym obok Hadriaca Patera, na krótko wylądowali; moholowe miasto zostało przedziurawione, a jego mieszkańcy, by rozpocząć odbudowę, potrzebowali pomocy. Nie mieli do dyspozycji robotów, ale Nadia stwierdziła, że do rozpoczęcia operacji wystarczą jej własne programy, komputer i wciąż sprawny miejscowy kondensator atmosferyczny. Ta generacja maszyn automatycznych stanowiła kolejny aspekt ich siły. Kondensator był bez wątpienia powolniejszy, a jednak w ciągu miesiąca te trzy komponenty współpracowały tak wspaniale, że niemal z samego piasku stworzyły posłuszne “bestie”: najpierw wytwórnie części, potem urządzenia montażowe, wreszcie same roboty budowlane, maszyny, które składały się z połączonych fragmentów, tak duże jak miejski blok i wykonujące swoją pracę prawie bez udziału ludzi. Naprawdę piekielna była ta ich nowa moc.

Niestety, cała praca okazywała się zupełną drobnostką w obliczu niszczycielskiej siły człowieka. Pięcioro podróżników latało samolotami od jednej ruiny do drugiej i w każdym następnym nowym miejscu znowu niemal drętwieli na widok zniszczeń i śmierci. Nie znaczy to, że nie dostrzegali niebezpieczeństwa, które groziło im samym; od chwili, gdy minęli szereg zniszczonych samolotów w korytarzu powietrznym HellasElysium, zaczęli latać tylko nocami, co było z wielu względów niebezpieczniej sze niż latanie w dzień, ale Jeli twierdził, że trudniej ich wykryć, ponieważ samoloty typu 16 D są niemal niewidoczne dla radarów i jedynie najdokładniejsze detektory podczerwieni mogą je wytropić. Wszyscy członkowie grupy zdecydowali więc, że wolą nieco zaryzykować, lecąc w nocy, niż zostać zauważonym w dzień, chociaż akurat Nadia zupełnie się nie przejmowała kwestią bezpieczeństwa i wolałaby lecieć w świetle dziennym. Żyła chwilą, ale jej myśli rozpraszały się, ilekroć próbowała się skupić na danym momencie. Była oszołomiona widokiem strat, przerażało ją, że tak wiele na Marsie zniszczono, i starała się jak najbardziej zdystansować od całego świata. Nie chciała już odczuwać żadnych emocji, pragnęła tylko pracować. Z kolei Ann, jak zauważyła Nadia, czuła się jeszcze gorzej. Musi się bardzo martwić o Petera, pomyślała Rosjanka. Chociaż na pewno i ona jest przerażona skalą zniszczeń tego świata — dla niej oznaczało to nie tyle uszkodzenie wielu ludzkich budowli, ile szkody uczynione na samej marsjańskiej powierzchni: powodzie, nieodwracalne zmiany tworów areologicznych, śnieg i radiacja. Poza tym nie mogła — jak Nadia — rzucić się w wir pracy i w ten sposób oderwać się od myśli o sytuacji. Jej praca polegała właściwie na studiowaniu tego zniszczenia. Toteż nie robiła nic lub — czasem — próbowała pomagać Nadii; poruszała się wówczas jak automat.

Dzień po dniu cała piątka naprawiała najprzeróżniejsze uszkodzenia — mosty, rurociągi, szyby, elektrownie, tory magnetyczne, miasta. Żyli w świecie, który Jeli nazwał “światem automatów”, a ich życie polegało na rozkazywaniu robotom, jak gdyby byli właścicielami niewolników, czarodziejami albo bogami, a maszyny, którym wydawali polecenia, pracowały nad przywróceniem świetnej przeszłości i starały się poskładać to, co zostało rozbite i rozerwane przez ludzi. Operatorzy mogli więc sobie pozwolić na luksus pośpiesznych działań i nie musieli bez końca kontrolować swoich “podwładnych”. Czasami wydawało im się niewiarygodne, jak szybko udawało się rozpocząć kolejną budowę i lecieć dalej.