Выбрать главу

— To za wiele dla mostu Phyllis — rzekła Nadia.

— To za wiele dla Phyllis — dodał Sax.

Mieszkańcom Margaritifer dość łatwo udawało się lokalizować i przechwytywać różnego rodzaju przekazy satelitarne, toteż doszli do wniosku, że potrafią również odszukać informacje nadawane na wielu satelitach policyjnych. Ze szczątkowych wiadomości wyłapanych na rozmaitych kanałach zdołali stworzyć częściowe sprawozdanie z upadku kabla. Ekipa UNOMY z Nikozji donosiła na przykład, że kabel spadał na północ od nich, kładąc się na powierzchnię planety tak gwałtownie, jak gdyby miał przeciąć obracającą się planetę na pół. Skoro było to na północ od nich, więc równocześnie — na południe od równika. Przerywany zakłóceniami, wystraszony męski głos z Sheffield prosił Nikozję o potwierdzenie tej informacji, część kabla bowiem — jak donosił głos — z wielkim hukiem spadła już przez pół miasta i na rząd namiotów na wschód od niego, w dół całego stoku Pavonis Mons oraz przez wschodnie Tharsis, miażdżąc strefę szerokości dziesięciu kilometrów. Sytuacja mogła być jeszcze gorsza, ale na szczęście powietrze na tej wysokości było bardzo rzadkie. Teraz mieszkańcy Sheffield, którym udało się uniknąć śmierci, chcieli wiedzieć, czy — aby przeżyć — powinni uciekać na południe czy też próbować obejść kalderę i skierować się na północ.

Nie otrzymali odpowiedzi. Jeden z kanałów radiowych należących do rewolucjonistów poinformował o kolejnych ucieczkach z Koralowa, na południowym stożku Melas Chasma w Marineris. Kabel opadał teraz tak szybko, że jednym uderzeniem mógł pogruchotać wszystko wokół. Pół godziny później włączyło się na kanał radiowy kierownictwo wierceń w Aureum. Przez ich teren przeszła pouderzeniowa fala dźwiękowa i powierzchnia zmieniła się w hałdę połyskującego gruzu; rumowisko rozciągało się od horyzontu po horyzont.

W następnej godzinie nasłuchujący nie usłyszeli żadnych nowych poważnych informacji, jedynie pytania, spekulacje i plotki. Potem jeden z mężczyzn ze słuchawkami na uszach wyprostował się na krześle, popatrzył na resztę, podniósł kciuki w górę i przełączył kanał na interkom. Jakiś głos przekrzykiwał wyładowania atmosferyczne:

— Wybucha! Spadł w ciągu około czterech sekund, spalił się od góry do dołu, a kiedy uderzył w ziemię, cała powierzchnia pod naszymi stopami zadrżała! Będziemy tu mieli kłopoty z wyciekiem. Zdaje się, że jesteśmy około osiemnastu kilometrów na południe od miejsca uderzenia i dwadzieścia pięć kilometrów na południe od równika, a resztę, mamy nadzieję, możecie sobie obliczyć sami. Spłonął na całej długości! Wyglądał jak biała linia przecinająca niebo na połowę! Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Gdy zamknę oczy, ciągle jeszcze widzę jaskrawozielone obrazy. … Był niczym opadająca powoli zestrzelona gwiazda… Czekaj, mam Jorgego na wewnętrznym, jest na dworze i mówi, że kabel wystaje tu zaledwie trzy metry ponad niego. Tu jest tylko miękki regolit, więc kabel zarył się… samą siłą uderzenia. Podobno w niektórych miejscach wbił się tak głęboko, że gdyby go zasypać ziemią, powierzchnia byłaby zupełnie równa. A w innych miejscach jest tylko lekko wybrzuszona… ma jakieś pięć czy sześć metrów. Taki widok, jak sądzę, ciągnie się przez setki kilometrów! Mamy tu coś w rodzaju nowego Wielkiego Chińskiego Muru.

Potem otrzymali telefon z Krateru Escalante’a, położonego dokładnie na równiku. Jego mieszkańcy ewakuowali się na pierwszą wiadomość o zerwaniu Clarke’a, ale niestety ruszyli na południe, więc upadek kabla nadal im zagrażał. Teraz, jak donosili, kabel wybucha w zetknięciu z powierzchnią i wysyła w niebo gejzery stopionej skały — podobne do wulkanicznej lawy fajerwerki, które strzelają łukiem w górę w panujący o świcie półmrok; a kiedy opadają na ziemię, są matowoczarne.

Sax ostatnio już w ogóle nie odchodził od swojego ekranu i teraz mamrotał coś przez zaciśnięte zęby. Jednocześnie pisał i czytał. Jak powiedział w pewnej chwili, za drugim razem prędkość spadania kabla wzrosła do dwudziestu jeden tysięcy kilometrów na godzinę, czyli prawie sześciu kilometrów na sekundę; tak więc wszystkim, którzy znajdowali się w jego pobliżu, zagrażało niebezpieczeństwo, i to śmiertelne, o ile nie stali na jakimś wzniesieniu w odległości wielu kilometrów. Widok musiał być niezwykły: coś w rodzaju uderzenia meteorytu przelatującego z jednego horyzontu na drugi w niecałą sekundę. Jak bomba akustyczna.

— Wyjdźmy i popatrzmy — zaproponował Steve, spoglądając z poczuciem winy na Ann i Simona.

Wielu mieszkańców Margaritifer ubrało się w skafandry i ruszyło na zewnątrz. Podróżnicy jednakże zadowolili się obrazem wideo z zewnętrznej kamery, na przemian z migawkami z satelitów. Filmiki wykonane na nocnej stronie powierzchni były spektakularne; pokazywały płonącą wygiętą kreskę, która wyglądała jak ostra krawędź białej kosy, usiłującej rozciąć planetę na dwoje.

Trudno im się było skoncentrować i nie mogli zrozumieć tego, co widzą. Jedynie wyczuwali, co się naprawdę dzieje. A wszystko z powodu wyczerpania. Byli zmęczeni już kiedy wylądowali, a teraz ledwo trzymali się na nogach; w dodatku nie sposób byłoby w tej chwili spać. Pojawiało się coraz więcej migawek z dziennej strony planety, które pochodziły zapewne z automatycznych kamer umieszczonych w zdalnie sterowanych samolotach bezzałogowych. Pokazywały poczerniałe, jeszcze parujące rejony spustoszonej powierzchni planety, regolit rozrzucony na boki w dwóch długich równoległych hałdach ejektamentów, kanały wypełnione czymś czarnym; czerń ta przemieszana była ze stopionymi fragmentami powierzchni; była tym dziwniejsza, im uderzenie było silniejsze, a w końcu kamera przesłała widok rowu ciągnącego się od horyzontu po horyzont. To coś w rowie, jak zapewniał Sax, musiało być surowymi czarnymi diamentami.

Uderzenia w ostatniej półgodzinie opadania były tak silne, że cała powierzchnia daleko na północ i na południe wyglądała na zupełnie spłaszczoną. Wiele osób twierdziło, że nikt, kto znalazł się wystarczająco blisko, aby zobaczyć upadek końcowych fragmentów kabla, nie mógł przeżyć; eksplodowała nawet większość kamer samolotów bezzałogowych. Przez ostatnie tysiące kilometrów akt ten nie miał więc żadnych świadków.

W pewnej chwili nadszedł nieco opóźniony zapis z zachodniej strony Tharsis, ukazujący drugie przejście kabla przez ten wielki stok. Filmik był króciutki, ale bardzo poruszający: biały płomień na niebie i wybuch na zachodnim zboczu wulkanu. Potem pojawiło się kolejne ujęcie z automatycznej kamery w Zachodnim Sheffield, które pokazało wybuchający kabel niemal dokładnie na południu, a następnie wydarzyło się coś w rodzaju trzęsienia ziemi albo uderzenia dźwiękowego, po czym cała część Sheffield, która znajdowała się na stożku, spadła, osuwając się powoli na dno kaldery pięć kilometrów niżej.

Później pojawiło się wiele różnych migawek, pokazujących roztrzaskaną planetę, ale wszystkie okazały się jedynie “powtórkami” i pokazywały to, co obserwatorzy już widzieli: obrazy zniszczeń. Na tym skończyły się wszelkie przekazy satelitarne.

Minęło pięć godzin, odkąd zaczęło się spadanie. Sześcioro podróżników opadło na fotele. Niektórzy jeszcze patrzyli na ekran, inni już nie, ale wszyscy byli jednakowo zmęczeni — zbyt zmęczeni, by cokolwiek odczuwać, zbyt zmęczeni, by myśleć.

— Taak — odezwał się nagle Sax. — Teraz mamy drugi równik, który wygląda dokładnie tak jak wyobrażałem sobie ten ziemski, gdy miałem cztery lata. Duża czarna linia biegnąca niemal idealnie prosto dookoła planety.