— Połączenia UNOMY — wyjaśnił Frank i przesunął dłonią po zarośniętym podbródku. — Udostępnili mi niektóre kanały.
— Dlaczego? — spytał Sax.
— Ponieważ próbuję zakończyć tę nonsensowną wojnę. Staram się wynegocjować zawieszenie broni, potem powszechną amnestię, a na końcu odbudowę z pomocą wszystkich zespolonych sił.
— A pod czyim kierownictwem?
— Oczywiście UNOMY. No i biur narodowych.
— I myślisz, że UNOMIE wystarczy zawieszenie broni? — zapytał Sax. — A buntownicy poprzestaną tylko na całkowitej amnestii?
Frank przytaknął lakonicznie.
— Cóż, nie podoba im się to, podobnie jak wspólna odbudowa. Ale sytuacja jest tak zła, że nie mają wyboru. Od chwili upadku kabla wybuchły następne cztery formacje wodonośne. Wszystkie znajdowały się na równiku i niektórzy twierdzą, że to właśnie jest główną przyczyną ich uszkodzenia.
Ann potrząsnęła głową na te słowa, co Frank przyjął z zadowoleniem.
— Więc zostały rozbite, byłem tego pewien… Roztrzaskali jedną przy ujściu Chasma Borealis, aby zalała tamtejsze wydmy.
— Ciężar czapy polarnej prawdopodobnie wyzwoli spore ciśnienie — dodała Ann.
— Czy wiesz, co się stało z grupą “Acheron”? — spytał Franka Sax.
— Nie. Najwyraźniej zniknęli. Obawiam się, że mogło im się przydarzyć to, co Arkademu. — Spojrzał na Nadię, po czym zacisnął ze smutkiem usta. — Muszę wrócić do pracy.
— A co się dzieje na Ziemi? — spytała Ann. — Co ONZ mówi o tym wszystkim?
— Mars to nie naród, ale jedno ze światowych bogactw naturalnych — zacytował Frank z powagą. — Mówią, że nie można pozwolić, by maleńki procent ludzkości, który tutaj żyje, kontrolował tak duże zasoby naturalne, podczas kiedy cała Ziemia ma potworne kłopoty z surowcami.
— Jest w tym pewnie trochę prawdy — usłyszała Nadia własny głos. Był jakiś zgrzytliwy i przypominający krakanie. Wydało jej się nagle, że nie odzywała się od wielu dni.
Frank wzruszył ramionami, a wtedy odezwał się Sax:
— Przypuszczam, że stało się tak dlatego, iż dali ponad-narodowcom wolną rękę. Ich siły bezpieczeństwa tutaj liczą chyba więcej osób niż cała policja ONZ.
— Zgadza się — odrzekł Frank. — Narody Zjednoczone musiały się trochę pomęczyć, aby zebrać swoje siły pokojowe.
— Najwidoczniej nie mają nic przeciwko temu, że ktoś inny odwala za nich brudną robotę.
— Jasne, że nie.
— Ale co się dzieje na samej Ziemi? — spytała Ann.
Frank wzruszył ramionami.
— Zdaje się, że Grupa Siedmiu przejęła władzę. — Potrząsnął głową. — Chociaż naprawdę trudno powiedzieć z takiej odległości.
Podszedł do ekranu, aby przeprowadzić kolejne rozmowy. Pozostali rozeszli się: niektórzy poszli coś zjeść, posprzątać lub spać, inni zaczęli się dzielić informacjami o losie przyjaciół, znajomych i pozostałych przedstawicieli pierwszej setki oraz omawiać wiadomości nadchodzące z Ziemi. W niektórych krajach Południa siedziby konsorcjów ponad-narodowych zostały zaatakowane, a kilka zostało nawet zniszczonych przez grupy biedoty, ale kierownictwo natychmiast zwróciło się o pomoc do Grupy Siedmiu i wojska “wielkiej siódemki” przejęły kontrolę, zajmując się ochroną wszystkich przedstawicielstw. Obecnie od wielu dni toczyły się rozmowy. Była to już dwunasta próba wynegocjowania zawieszenia broni.
Mieszkańcy Marsa mieli więc niewiele czasu, aby spróbować przywrócić istniejący przed rebelią stan rzeczy. Kiedy jednak przyjaciele weszli do centrum łączności, okazało się, że Frank nadal tam siedzi i najwyraźniej jest jeszcze bardziej wściekły. Tkwił w czymś, co można by nazwać nie kończącym się koszmarem ekranowej dyplomacji, ale po wielu godzinach dyskusji potrafił już tylko w kółko i bez końca powtarzać te same kwestie natarczywym, pogardliwym, rozgoryczonym tonem. Przestał się przypochlebiać rozmówcom i teraz starał się wyłącznie narzucić im swoje zdanie i wolę. Jego siła tkwiła jedynie w starych kontaktach z Amerykanami i osobistej znajomości z niektórymi przywódcami powstania, ale to nie miało większego znaczenia wobec rozgrywających się zdarzeń i braku łączności. Obie te kwestie stawały się na Marsie coraz mniej ważne w sytuacji, gdy codziennie siły UNOMY i konsorcjów ponad-narodowych przejmowały jedno miasto za drugim. Nadii wydawało się, że Frank — dostrzegając słabość swojej pozycji — próbuje teraz załatwiać wszelkie sprawy jedynie siłą własnego gniewu. Stwierdziła też, że nie może znieść jego towarzystwa; czuła się wystarczająco podle bez jego straszliwej goryczy.
Dzięki pomocy Saxa Chalmersowi udało się przesłać niezależny sygnał na Ziemię: połączył się ze stacją Wega i polecił przebywającym tam technikom, aby przekazywali wiadomości w obie strony. To oznaczało, że między transmisją informacji a jej odbiorem upłynie wprawdzie kilka godzin, ale w ciągu dwóch następnych długich dni Frank wymienił z Sekretarzem Stanu, Wu, pięć zakodowanych wiadomości, a podczas nocnego czekania na odpowiedzi pracownicy Wegi zapełniali telekomunikacyjną pustkę taśmami z programami informacyjnymi z Ziemi. Przekazy nie były nowe, ale mieszkańcy Marsa jeszcze ich nie widzieli. Natychmiast zauważyli, że wszystkie raporty odnoszące się do sytuacji na Czerwonej Planecie — a nie było ich zbyt dużo — przedstawiają tutejsze powstanie jako mały, niegroźny bunt wywołany przez zwyczajny element kryminalny, głównie przez więźniów, którzy uciekli z Korolowa. Podawano, że wpadli w szał, poczynili wielkie szkody w infrastrukturze i zabili sporą liczbę Bogu ducha winnych obywateli. W raportach duży nacisk kładziono na wideomigawki pokazujące ciała zamarzniętych nagich strażników przed Korolowem oraz satelitarne zapisy wybuchów formacji wodonośnych. Tylko niektóre, nieco bardziej sceptycznie nastawione stacje zaznaczały, że zarówno te, jak i wszystkie inne nagrania z Marsa dostarczyła UNOMA, w związku z czym kilka rozgłośni w Chinach i Niderlandach kwestionuje ich prawdziwość. Nie mieli jednak alternatywnych zapisów zdarzeń, toteż ziemskie media przeważnie szerzyły tę ponad-narodową wersję. Kiedy Nadia zwróciła na to uwagę pozostałym, Frank prychnął.
— Oczywiście, że tak — odrzekł z pogardą. — Przecież ziemskie wiadomości tak naprawdę należą do ponad-narodowców. — To mówiąc wyłączył dźwięk.
Siedzący za nim na bambusowej kozetce Nadia i Jeli instynktownie pochylili się do przodu, jak gdyby miało im to pomóc w usłyszeniu niemego filmu. Choć byli odcięci od wiadomości z zewnątrz tylko dwa tygodnie, mieli wrażenie, że minął rok, i teraz wpatrywali się bezradnie w ekran i łapczywie wchłaniali każdą pojawiającą się informację. Jeli nawet wstał, aby podkręcić dźwięk, ale gdy dostrzegł, że zmęczony Frank zasnął w swoim fotelu z brodą na piersi, zrezygnował. Kiedy nadeszła wiadomość z Departamentu Stanu, Frank natychmiast się obudził, zwiększył głośność i patrząc na maleńką twarz na ekranie, zgrzytliwym głosem odkrzykiwał odpowiedzi. Potem zamknął oczy i znowu zasnął.
Pod koniec drugiej nocy połączeń przez Wegę Frank wymusił na Sekretarzu obietnicę. Wu zapewnił go, że będzie się domagał, by centrala ONZ w Nowym Jorku przywróciła kanały komunikacyjne na Marsa O4i wstrzymała całą akcję policyjną, póki sytuacja nie zostanie ponownie przeanalizowana. Przyrzekł również, że spróbuje wpłynąć na to, by odwołano na Ziemię wojska konsorcjów ponad-narodowych, chociaż ta ostatnia obietnica — jak pomyślał Frank — była raczej niemożliwa do spełnienia.