Выбрать главу

– Wiedzą, gdzie jesteśmy, kapitanie – odezwał się pierwszy oficer.

– Oczywiście. Sonar, tu sterownia. Poszukiwania za pomocą hydrolokatora aktywnego. – Obie strony stosowały już taktyki niekonwencjonalne. – Grupa sterowania ogniem, gotowość bojowa. To może być bardzo szybki strzał.

Potężny, lecz rzadko stosowany hydrolokator aktywny umieszczony w dziobie zaczął chłostać wodę energią dźwiękową o niskiej częstotliwości.

– Kontakt. Współrzędne: zero-osiem-sześć. Odległość: cztery tysiące sześćset.

– Wprowadzić w komputer!

Trzy sekundy później kadłub "Chicago" zawibrował od uderzającej weń fali radzieckiego sonaru.

– Wprowadzone! Wyrzutnie trzecia i druga gotowe!

– Skrzyżować współrzędne i odpalić!

Torpedy opuściły wyrzutnie w sekundowych odstępach.

– Przeciąć przewody. Zanurzenie. Głębokość trzysta trzydzieści metrów i cała naprzód. Ster, cała w lewo. Nowy kurs: dwa-sześć-pięć.

Okręt podwodny wykonał zwrot i pomknął na zachód, a wystrzelone torpedy pędziły ku celowi.

– Za rufą dźwięk torpedy w wodzie. Współrzędne: zero-osiem-pięć.

– Spokojnie – powiedział McCafferty. Nie spodziewałeś się, że tak właśnie zrobimy, co? – Przedział ogniowy, dobra robota! Wystrzeliliśmy o minutę wcześniej niż ten typek. Jak prędkość?

– Dwadzieścia cztery węzły i rośnie, sir – odparł sternik. – Głębokość sto trzydzieści.

– Sonar, ile rybek nas goni?

– Co najmniej trzy, sir. Nasze wysyłają impulsy. Mam nadzieję, że dotrą do celu.

– Za parę sekund skręcamy i zmieniamy głębokość – odezwał się McCafferty do pierwszego oficera. – Potem proszę wystrzelić cztery generatory szumów w odstępach piętnastosekundowych.

– Tak jest, kapitanie.

Dowódca stanął za plecami sternika, który poprzedniego dnia obchodził dwudzieste urodziny. Wskaźnik steru ustawiony był na kursie prostym, a okręt płynął w dół pod kątem dziesięciu stopni. Był już na głębokości stu siedemdziesięciu metrów i ciągle się zanurzał. Log wskazywał szybkość trzydziestu węzłów. Teraz "Chicago" płynął z prawie maksymalną prędkością. Kapitan poklepał chłopaka po ramieniu.

– Teraz. Stery głębokościowe dziesięć stopni. Skręt dwadzieścia w prawo.

– Tak jest, sir.

Głuchy huk, który wstrząsnął kadłubem "Chicago", powiedział załodze, iż obie torpedy trafiły w cel. Ludzie podskoczyli nerwowo, słysząc nieoczekiwany hałas; bardziej interesowały ich ścigające "Chicago" torpedy. Okręt zatoczył ostry łuk, tworząc w wodzie potężny wir, po czym pierwszy oficer wystrzelił cztery generatory szumów. Niewielkie pojemniki z gazem wypełniły wzburzoną wodę hałasem, który stał się nęcącym celem dla sonarów, a sam "Chicago" pomknął na północ. Minęli kolejną linię pław, podczas gdy Rosjanie w obawie, że zakłócą bieg trzech znajdujących się już w wodzie torped, nie mogli wystrzelić następnej.

– Wszystkie kontakty zmieniły kierunek – oznajmił sonarzysta.

McCafferty odetchnął z ulgą.

– Jedna trzecia naprzód.

Sternik połączył się z maszynownią i "Chicago" zwolnił.

– Rosjanie zapewne jeszcze nie doszli do tego, kto w kogo trafił. Znikajmy stąd, zejdźmy na samo dno, a potem pomalutku odpłyniemy na północny wschód. Było gorąco, ale daliśmy sobie radę.

Sternik podniósł głowę.

– Kapitanie, południowa część Chicago nie jest najgorszą częścią miasta! – oznajmił.

Ta wykładzina gumowa jest dobra jak cholera – stwierdził kapitan. – Teraz nie będą już nas podchodzić w ten sposób. Muszą to przemyśleć jeszcze raz i zmienić taktykę. Odtworzył w pamięci obraz mapy. Do granicy paka lodowego pozostało jeszcze sto pięćdziesiąt mil.

WYBRZEŻA STYKKISHOLMURU

Hunzen, Republika Federalna Niemiec

Ostatecznie odparto kontratak.

Nie – mówił sobie w duchu Aleksiejew. – Wcale nie odparliśmy. To Niemcy po wybiciu połowy naszych sił sami się wycofali. Cofając się, zyskiwali więcej. Sprawy się pokomplikowały. Bieriegowoj miał rację, twierdząc, że kierowanie wielką bitwą w ruchu było sprawą dużo trudniejszą niż ze stałego stanowiska dowodzenia. Już sama czynność wybierania i śledzenia mapy w trzęsącym się i ciasnym wozie bojowym zabierała wiele czasu. A szeroki na osiemdziesiąt kilometrów front wymagał wielu map taktycznych. Kontratak sprawił, że generałowie musieli skierować na północ jedną ze swych cennych formacji rezerwowych kategorii A. Gdy jednostka dotarła na miejsce, Niemcy właśnie się cofnęli, niszcząc przy okazji tyły trzech dywizji piechoty zmotoryzowanej kategorii B. Tysiące radzieckich rezerwistów, którzy niewiele pamiętali ze sztuki wojennej, a na dodatek borykać się musieli z przestarzałym sprzętem, wpadło w panikę.

– Czemu się cofnęli? – zapytał Siergietow.

Aleksiejew milczał. To pytanie zadał już sobie z pół tuzina razy. – Chyba z dwóch powodów – tłumaczył sobie. Po pierwsze: mieli zbyt szczupłe siły, by kontynuować opór, więc postanowili się cofnąć, wytrącając tym samym nas z uderzenia. Po drugie: główna oś ataku skierowana była na Wezerę, więc wezwano ich do odwrotu, żeby nad rzeką zorganizować nowe linie obronne.

Pojawił się oficer wywiadu armii.

– Towarzyszu generale, otrzymaliśmy niepokojący raport.

Oficer zrelacjonował lakoniczny meldunek, jaki nadszedł z odbywającego patrol na niskim pułapie samolotu rekonesansowego. Panoszące się w powietrzu lotnictwo NATO zdążyło już dokonać istnego spustoszenia w stanie liczebnym tych niesłychanie użytecznych maszyn. Pilot miga-21 zameldował o potężnych siłach sprzymierzonych, które posuwały się autostradą E 8 na południe od Osnabriick. Potem formacja dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Generał połączył się ze Stendal.

– Czemuście nas natychmiast o tym nie poinformowali? – zapytał Aleksiejew przełożonego.

– To niepotwierdzony raport – odparł głównodowodzący zachodnim teatrem.

– Do licha, przecież wiemy, że amerykańskie wojska wylądowały w Le Havre!

– Ale na front mogą dotrzeć najwcześniej jutro. Kiedy założycie przyczółek na Wezerze?

– Nasze jednostki znajdują się nad rzeką w okolicy Ruhle…

– W takim razie pchnąć tam natychmiast jednostki do stawiania mostów i jak najszybciej przerzucić wojsko na drugi brzeg.

– Ależ towarzyszu, na prawej flance wciąż panuje bałagan. Ponadto ten raport. Tam prawdopodobnie grupuje się dywizja nieprzyjaciela.

– Boicie się sforsować rzekę, więc straszycie mnie wyimaginowaną dywizją? To rozkaz, Pawle Leonidowiczu!

Aleksiejew odłożył słuchawkę. Ma zapewne lepszy obraz sytuacji – pocieszył się w duchu Pasza. – Kiedy sforsujemy Wezerę, na odcinku ponad stu kilometrów nie napotkamy już większego oporu. Możemy runąć na Zagłębie Ruhry, serce niemieckiego przemysłu. Jeśli zniszczymy ten okręg lub choćby tylko mu zagrozimy, Niemcy zapewne rozpoczną pertraktacje i wygramy wojnę. Chyba to mi chciał powiedzieć.

Generał przejrzał mapy. Niebawem prowadzący pułk spróbuje sforsować rzekę w Ruhle. Jednostka budowy mostów była już w drodze. A on miał swoje rozkazy.

– Niech ruszają żołnierze z grupy operacyjno-manewrowej.

– Ależ nasza prawa flanka! – sprzeciwił się Bieriegowoj.

– Musimy osobiście wszystkiego dopilnować.

Bruksela, Belgia

Naczelnego dowódcę wojsk sprzymierzonych w Europie nieustannie nurtował problem dostaw. Zaryzykował, dając pierwszeństwo transportowi dla dywizji pancernej zbliżającej się właśnie do Springe. Kontenerowce, załadowane amunicją, częściami zapasowymi i milionami różnych, niezbędnych przedmiotów, wysłały już na front swój towar. Najpotężniejsza – składająca się z czołgów – formacja rezerwowa prawie połączyła się z dwiema niemieckimi brygadami ale z 11. Pułku Kawalerii Pancernej zostały zaledwie dwa bataliony znużonych ludzi.