Выбрать главу

– Oczywiście, sir. To typ silnika alfy. Sygnały są już bardzo wyraźne.

– Wprowadzić w komputer. Wyślemy rybkę pod ostrym kątem na dużej głębokości i z małą prędkością. Kiedy znajdzie się pod celem, pójdzie prosto w górę.

Załoga w centrali ogniowej sprawowała się znakomicie. Wydawało się, że ludzie pracują szybciej niż przystawki komputerowe.

– Kapitanie, jeśli będziemy strzelać z tej głębokości, stracimy wiele sprężonego powietrza – ostrzegł pierwszy oficer.

– Ma pan rację. Zredukować zanurzenie do trzydziestu metrów.

McCafferty skrzywił się. Jak, do diabła, mogłeś o tym zapomnieć!

– Wynurzenie na płatach pod kątem piętnastu stopni!

– Wprowadzone. Komputer zaprogramowany, sir.

– Czekać w pogotowiu – kapitan obserwował, jak igła głębokościomierza przesuwa się w stronę przeciwną ruchowi wskazówek zegara.

– Trzydzieści metrów, sir.

– Centrala ogniowa?

– Gotowa!

– Zestawić współrzędne i ognia!

– Dwójka poszła, sir.

McCafferty nie wiedział, czy na alfie usłyszano huk sprężonego powietrza. Torpeda poszła z szybkością czterdziestu węzłów kursem trzy-pięć-zero, omijając z daleka cel. Gdy przebyła trzy mile, na przesłany przez przewody sterujące rozkaz zakręciła i weszła na dużą głębokość. Był to bardzo chytry strzał. Torpeda nadpływała z zupełnie innej strony niż została wystrzelona. Kiedy alfa wykryje jej obecność w wodzie i w rewanżu wystrzeli własny pocisk, ten skieruje się w miejsce, w którym amerykańskiej jednostki nigdy nie było. Z drugiej strony jednak istniało duże ryzyko, iż pocisk przerwie kierujące nim kable i pójdzie samopas. Torpeda płynęła na wielkiej głębokości, gdzie ciśnienie wody zapobiegało hałasom kawitacyjnym. Dzięki temu mogła podejść niezauważona bardzo blisko alfy. Musieli zastosować taką taktykę, gdyż radziecki okręt podwodny potrafił osiągać prędkości grubo przekraczające czterdzieści węzłów i był niemal tak samo szybki jak wystrzelony w niego pocisk. "Chicago" nieustannie posuwał się na południowy zachód, utrzymując stałą odległość od torpedy.

– Torpeda kontynuuje pościg, sir – poinformował sonarzysta.

– Jak daleko ma jeszcze do celu? – spytał McCafferty.

– Około sześciu tysięcy metrów, sir. Popróbuję podnieść ją, gdy znajdzie się w odległości czterech tysięcy i wtedy nadam maksymalną prędkość – poradził oficer ogniowy.

– Bardzo dobrze.

Grupa przy nakresie cały czas nanosiła aktualny kurs pocisku i współrzędne celu…

– Sterownia, tu sonar. Alfa zwiększa obroty silników.

– Usłyszała. Rybka w górę. Pełna prędkość. Włączyć sonar.

– Trzaski kadłuba, sir. Alfa zmienia głębokość – szef hydrolokatora był podekscytowany. – Mam na ekranie sygnał sonaru torpedy. Nasz obiekt wysyła impulsy ultradźwiękowe. Cel chyba też.

– Straciliśmy przewody, sir. Rybka straciła przewody.

– Teraz to już bez znaczenia. Sonar, prędkość alfy?

– Czterdzieści dwa węzły. Straszny hałas kawitacyjny.

Chyba zakręca. Wystrzeliła generator szumów.

– Czy ktoś już strzelał do alfy? – zapytał pierwszy oficer.

– Z tego co wiem, nikt.

– Chybiła! Sterownia, tu sonar. Rybka przeszła za rufą celu, który skierował się na wschód. Pocisk ciągle… nie, zawraca. Wysyła impulsy, sir. Też poszła na wschód… znów skręca. Kapitanie, myślę, że poszła na generator szumów. Dystans między celem a torpedami rośnie.

– Cholera jasna, a już myślałem, że go mamy – warknął oficer ogniowy.

– Jak daleko do miejsca odpalenia torpedy?

– Około siedmiu tysięcy metrów, sir.

– Współrzędne alfy?

– Trzy-cztery-osiem. Płynie na wschód. Hałas silników cichnie. Szybkość około dwudziestu.

– Będą utrzymywali dystans między sobą a pociskiem – stwierdził McCafferty.

Dopóki torpeda płynie i wysyła impulsy, nikt nie odważy się do niej zbliżyć. Miała tak krążyć do chwili, aż skończy się jej paliwo. Do tego czasu każdy, kto znajdzie się w zasięgu jej sonaru – cztery tysiące metrów – ryzykuje, że zostanie trafiony.

– Co z dwoma pozostałymi kontaktami?

– Bez zmian, sir – odparł oficer znad nakresu. – Nie zmieniły pozycji.

– A więc to Rosjanie – McCafferty popatrzył na nakres. Brytyjczycy manewrowaliby, a słysząc silniki alfy, wystrzeliliby torpedy. Rosyjskie okręty dawały o sobie znać w promieniu dobrych dwudziestu mil. Trzech na jednego. A ponadto przeciwnik został ostrzeżony – pomyślał McCafferty i wzruszył ramionami.

– Wiem przynajmniej, kogo mam przed sobą. Sonar poinformował o kolejnym kontakcie. Tym razem na południu. To chyba "Boston" – stwierdził Danny. W przeciwnym razie "Providence" jakoś by zareagowała.

Polecił skierować "Chicago" w tamtą stronę. Skoro miał się przebijać przez barierę sformowaną przez trzy wrogie jednostki podwodne, potrzebował pomocy. Godzinę później spotkał "Bostona".

– Słyszałem alfy.

– Wiem, chybiliśmy. A ty?

– Nasz miał dwie śruby i jest już martwy – odparł Simms przez mikrofon nastawionej na minimalną moc gertrudy.

– Przed nami w odległości około czternastu mil są trzy okręty. Jeden z nich to alfa. O pozostałych nie wiem nic.

McCafferty wyłuszczył szybko swój plan. Amerykańskie łodzie podwodne powinny ruszyć na północ w dziesięćiomilowych odstępach i zaatakować przeciwnika z obu flank. Jeśli nawet amerykańskie torpedy nie trafią, rosyjskie jednostki ruszą w pościg i się rozproszą. Powstanie wyrwa, przez którą "Providence" przedostanie się na drugą stronę. Simms wyraził zgodę i okręty ponownie się rozdzieliły. McCafferty stwierdził, że od paka lodowego ciągle dzieliło ich szesnaście godzin drogi. A nad głowami wciąż krążyły obce samoloty. Zmarnował torpedę… Nie – mówił sobie kapitan. – To był bardzo przemyślany atak. A że nie wyszedł… cóż, w życiu tak często bywa.

Po północno-wschodniej stronie pojawiła się linia pław sonarowych – tym razem aktywnych. Dowódca gorąco sobie życzył, by Rosjanie zdecydowali się na jedną taktykę. Do licha, w ogóle chciał się wynieść z tych okolic! Naturalnie, wystrzelił rakiety w ojczyznę Rosjan i nic dziwnego, że ci wpadli we wściekłość. Ale do teraz nikt go nie poinformował, czy misja zakończyła się sukcesem. Zdecydowanie odrzucił te myśli. Miał na głowie ważniejsze problemy.

"Chicago" płynął na północny zachód, więc współrzędne kontaktów sonarowych przesuwały się w prawo. Alfę słyszeli cały czas. Emitowane przez nią hałasy milkły na chwilę, by znów się pojawić. Mógł wprawdzie ponownie otworzyć ogień, ale szybkość i zwrotność rosyjskiej jednostki sprawiały, że nawet mark-48 był tu bezradny. Zastanawiał się nad postępowaniem dowódcy alfy. Zdumiewające, że nie wystrzelił torpedy w kierunku, z którego nadpłynął amerykański pocisk. Co to mogło znaczyć? Na tym wszak polegała standardowa taktyka Amerykanów – a zapewne i Rosjan. Czy dlatego, że wiedział, iż w okolicy są inne radzieckie okręty? McCafferty zakonotował sobie to w pamięci. Kolejny przypadek, kiedy Rosjanin zachował się nietypowo. Kurs północno-zachodni bardzo zbliżył go do jednego z kontaktów. Alfa i jakaś inna, nie znanego typu jednostka, płynęły na wschód co najmniej dziesięć mil od "Chicago" – nieświadome jego obecności. McCafferty stał przed nakresem. W centrali ogniowej wprowadzono już do komputera współrzędne najbliższego celu. Odległość zmalała do ośmiu mil. Znów przeszedł do przedziału hydrolokacji.

– Co możecie powiedzieć o tym kontakcie?

– Coraz bardziej wygląda na reaktor Type-2y nowa wersja. To może być victor-III. Proszę mi dać jeszcze pięć minut, a będę wiedział na pewno, sir. Im bliżej, tym obraz jest klarowniejszy.