– Moc wyjściowa?
– Prawie żadna. Próbowałem ją wyliczyć na podstawie obrotu śrub, lecz oni poruszają się chyba z szybkością ekonomiczną.
McCafferty oparł się o ścianę grodziową oddzielającą pomieszczenie od monstrualnego komputera przetwarzającego sygnały. Linia na monitorze kaskad wskazująca specyficzną częstotliwość pracy silników victora-III była postrzępiona, ale wyskoki malały. Po trzech minutach przekształciła się tylko w jasną, pionową plamkę światła.
– Kapitanie, sierra-2 to rosyjski okręt podwodny klasy Victor-III.
McCafferty przeszedł do sterowni.
– Odległość od sierry-2?
– Czternaście tysięcy pięćset metrów, sir.
– Współrzędne wprowadzone, sir – oznajmił oficer ogniowy. – Wyrzutnia numer jeden zalana. Zewnętrzny luk zamknięty.
– Ster, dziesięć stopni w prawo – polecił McCafferty.
"Chicago" skręcił, by wystawić paszczę wyrzutni w odpowiednią stronę. Kapitan sprawdził zanurzenie okrętu. Siedemdziesiąt metrów. Po oddaniu strzału miał natychmiast przyjąć kurs wschodni i zanurzyć się na trzysta trzydzieści. Okręt podwodny, płynąc z szybkością sześciu węzłów, powoli zakręcał. Cel znajdował się na współrzędnych trzy-pięć-jeden.
– Rozwiązanie?
– Wprowadzone.
– Otworzyć zewnętrzny luk – podoficer przy tablicy rozdzielczej wyrzutni torped nacisnął guzik i zaczekał chwilę, aż zapali się odpowiednie światełko.
– Zewnętrzny luk otwarty.
– Zestawić współrzędne i ognia!
Ważący siedem tysięcy ton "Chicago" zadrżał.
– Jedynka poszła, sir.
McCafferty zarządził zmianę kursu i zanurzenia. Szybkość wzrosła do dziesięciu węzłów.
I znów ciężka próba cierpliwości – pomyślał ponuro dowódca. – Kiedy usłyszą nadpływającą torpedę?
Tym razem szła na niewielkiej głębokości. McCafferty miał nadzieję, że dobiegające z powierzchni morza hałasy zagłuszą dźwięk silnika pocisku. Jak sprawnym sonarem dysponuje victor-III? – zadawał sobie pytanie.
– Minuta – oficer ogniowy trzymał w dłoni stoper.
Z szybkością, jaką nadano markowi-48, pocisk przebył w tym czasie tysiąc trzysta metrów. Miał więc przed sobą około dziesięciu minut drogi. Zupełnie jak na pasjonującym meczu piłkarskim, kiedy ostatnie dwie minuty wydają się rozciągać w pół godziny – myślał kapitan. – Z tym tylko, że nie gramy w piłkę.
– Trzy minuty. Pozostało siedem – poinformował oficer znad stopera.
"Chicago" opadł już na głębokość trzystu trzydziestu metrów i kapitan polecił znów zredukować prędkość do sześciu węzłów. W komputery wprowadzono już dane dotyczące dwóch pozostałych celów. Lecz na razie musieli czekać.
– Pięć minut. Pozostało pięć.
– Sterownia, tu sonar. Cel sierra-2 zwiększa prędkość. Hałasy kawitacyjne. Szybkość: dwadzieścia węzłów i rośnie.
– Nadać torpedzie pełne przyspieszenie – rozkazał McCafferty.
Mark-48 przyspieszył do czterdziestu ośmiu węzłów; tysiąc sześćset metrów na minutę.
– Kontakt zawraca na wschód. Szybkość: trzydzieści jeden węzłów. Kapitanie, mamy dziwny sygnał za rufą celu. Pozycja sierry-2: trzy-pięć-osiem; pozycja nowego sygnału: trzy-pięć-sześć.
– Generator szumów?
– To inny dźwięk. Brzmi raczej… nie, nie jak nixie, ale podobnie. Cel ciągle skręca, sir. Współrzędne: trzy-pięć-siedem. Zamierza płynąć w przeciwnym kierunku.
– Wychodzimy na siedemdziesiąt metrów – powiedział kapitan.
– Cóż on, do diabła, wyprawia? – zdziwił się pierwszy oficer, kiedy okręt szedł w górę.
– Sir, nowy sygnał zakrył cel – oznajmił sonar.
– Nasza torpeda przeszła na wysyłanie impulsów.
– Wypuścili wabik i postawili go między sobą a pociskiem – poinformował spokojnie kapitan. – Centrala ogniowa, kolejną rybkę na sierrę-2 i uaktualnić rozwiązanie dla sierry-1.
Do komputera wprowadzono nowe dane dotyczące odległości i współrzędnych.
– Na sierrę-2 zaprogramować wyrzutnię trzy, a na sierrę-1 dwójkę.
"Chicago" znajdował się już na głębokości stu metrów.
– Zestawić współrzędne i ognia! – polecił cichym głosem McCafferty i kazał ponownie sprowadzić okręt na dużą głębokość. – Ta gondola pod victorem-III, którą wzięliśmy za antenę holowaną, może być właśnie tym wabikiem, coś jak nasza nix'ie. My tego w łodziach podwodnych nie stosujemy – pomyślał – ale Iwan robi wszystko po swojemu.
– Rybka przecież może zignorować wabik.
– To my o tym wiemy. Oni sądzą, że wabik poskutkuje i pod osłoną hałasu eksplozji zdołają skręcić i wystrzelić w nas.
McCafferty podszedł do nakresu. Następna torpeda mknęła w kierunku celu, którym zapewne był kolejny victor. Drugi obiekt manewrował na wschodzie. Też alfa. Oczywista zagrywka taktyczna: opuścić niebezpieczny teren, zawrócić i rozpocząć własne polowanie. Kiedy obie jednostki zakończą zwrot, amerykański sonar nie wykryje nadciągającej torpedy.
Zgłosił się hydrolokator.
– Kapitanie, eksplozja na pozycji trzy-pięć-cztery. Straciłem kontakt ze sierrą-2, ale nie wiem, czy pocisk trafił. Dwie pozostałe torpedy trzymają kurs.
– Cierpliwości – westchnął kapitan.
– Sterownia, tu sonar. Za rufą pławy.
Natychmiast naniesiono na nakres ich współrzędne. Pławy rozciągały się na linii północ – południe i znajdowały się dwie mile za "Chicago".
– Jakiś jeszcze inny okręt podwodny przesłał wiadomość samolotom – domyślił się pierwszy oficer.
– Zgadza się, ale jeśli nawet wyliczą, jak to zrobić właściwie, taktyka współdziałania nic im nie da.
– Znów pojawiła się sierra-2, sir. Na trzy-cztery-dziewięć mam mechaniczne hałasy reaktora Type-2. Trzaski kadłuba. Sierra-2 zmienia głębokość.
Oficer ogniowy skierował jedną z torped parę stopni w lewo. McCafferty włożył do ust skuwkę długopisu i zaczął ją gryźć.
– W porządku, chyba zdezorientowaliśmy nieco ich sonar. Założę się, że chce wysunąć antenę i powiadomić przyjaciół, skąd wystrzeliliśmy pocisk. Dwie trzecie naprzód.
– Torpedy w wodzie. Współrzędne: zero-trzy-jeden.
– Mamy coś jeszcze na tej pozycji?
– Nic, sir.
McCafferty sprawdził nakres. Na Boga, udało się! Wypłoszył Rosjan, którzy ruszyli na wschód, w kierunku Todda Simmsa i "Bostona".
– Sterownia, tu sonar. Torpeda w wodzie za rufą. Współrzędne: dwa-osiem-sześć.
– Zanurzenie czterysta metrów – natychmiast rozkazał kapitan. – Ster cała w prawo. Nowy kurs: jeden-sześć-pięć. Nasz przyjaciel Victor przesłał wiadomość swoim kumplom z lotnictwa.
– Przewody na obu rybkach zerwane, sir.
– Jak daleko od sierry-2
– Torpeda powinna znajdować się w odległości około sześciu tysięcy metrów. Zgodnie z programem impulsy zacznie wysyłać za minutę.
– Mr. Victor tym razem popełnił błąd. Powinien zabezpieczyć sobie dupę, zanim poszedł w górę by połączyć się z samolotami. Sonar, co z torpedą za naszą rufą?
– Współrzędne zmienne… Sir, straciłem ją z ekranu. Ostatnio była na pozycji dwa-siedem-osiem.
– Jedna trzecia naprzód.
"Chicago" znów poruszał się powoli i bezszelestnie. Po dwóch minutach zrzucony z samolotu pocisk był już daleko, a amerykańska torpeda zbliżała się do victora.
Obraz na sonarze stał się bardzo skomplikowany. Sierra-2, która zbyt późno wykryła nadpływającą torpedę, umykała pełną parą. Wystrzelony w drugiego victora pocisk ciągle pędził do celu, który z kolei gwałtownie manewrował, by uniknąć torpedy wypuszczonej z "Bostona". Alfa stale płynęła z pełną szybkością na północ. Gonił ją mark-48. Po wschodniej stronie mknęły dwa rosyjskie pociski wycelowane zapewne w "Bostona", którego "Chicago" nie potrafił namierzyć na sonarze. W wodzie kłębiło się pięć podwodnych okrętów; cztery z nich ścigane były przez torpedy.