Выбрать главу

Mam kompletnie odsłonięte tyły…

– Towarzyszu generale, pod Dunsen zaatakowała piechota zmotoryzowana wsparta czołgami i lotnictwem taktycznym. Dowódca tamtejszego pułku ocenia ich siły na brygadę.

Brygada w Dunsen? Brygada w Salzhemmendorfie? Muszą nimi dowodzić oficerowie z jednostek B – myślał Aleksiejew. – Ludzie bez praktyki i doświadczenia. Gdyby stanowili rzeczywiście zaprawionych w boju oficerów, zamiast dowodzić rezerwistami, staliby na czele jednostek A.

– W Bremke nieprzyjaciel, ale nie wiemy, jaką siłą dysponuje!

To tylko piętnaście kilometrów stąd! Aleksiejew sięgnął po mapę. W transporterze dowódcy było ciasno, więc wyszedł na zewnątrz i rozłożył arkusz na ziemi. Obok przyklęknął oficer wywiadu.

– Cóż się tam, do licha, wyprawia? – przesuwał dłonią po papierze. – To atak na dwudziestokilometrowym odcinku frontu.

– Nowa dywizja nieprzyjaciela nie dotarła jeszcze na miejsce, a wywiad teatru wojny twierdzi, że zostanie rozdzielona, by objąć sobą cały północny teren pola walki.

– Kwatera główna w Fólziehausen zdążyła nas tylko poinformować o silnym ataku lotniczym. Potem łączność się zerwała.

Jakby na potwierdzenie ostatniego raportu od leżącego na północy Bremke dobiegł potężny grzmot eksplozji. W tamtym miejscu znajdowały się główne magazyny paliwa i amunicji 24. Dywizji Czołgów. Jednocześnie pojawiły się lecące nisko nad horyzontem samoloty. Ruchomy punkt dowodzenia mieścił się w przylegającym do Hunzen lesie. W opustoszałym miasteczku rozlokowano nadajniki radiowe jednostki. Lotnictwo NATO, jeśli nie musiało, nie niszczyło budynków mieszkalnych…

Ale nie tego dnia. Cztery myśliwce taktyczne nadleciały nad centrum miasta i zbombardowały nadajniki.

– Uruchomić natychmiast radiostację zastępczą! – rozkazał Aleksiejew.

Na niebie pojawiły się kolejne samoloty. Leciały na południowy wschód, ku autostradzie 240, po której posuwały się na Ruhle radzieckie oddziały kategorii A. Generał znalazł działające radio i połączył się ze Stendal, z naczelnym dowódcą zachodniego teatru.

– Na południowy wschód od Springe przeciwnik przypuścił silny atak. Wedle moich szacunków wprowadził do boju co najmniej dwie dywizje.

– To niemożliwe, Pasza! Oni nie mieli dwóch rezerwowych dywizji.

– Otrzymałem też raport o atakach na Bremke, Salzhemmendorf i Dunsen. Moim zdaniem nasza prawa flanka jest w poważnych opałach. Powinienem skierować tam całe siły. Proszę o zgodę na odwołanie ataku na Ruhle. Najpierw musimy uporządkować sprawy na prawym skrzydle.

– Nie zezwalam.

– Towarzyszu generale, tutaj ja jestem dowódcą. Jeśli dacie mi wolną rękę, zażegnam niebezpieczeństwo.

– Generale Aleksiejew, waszym celem jest Zagłębie Ruhry. Jeśli nie potraficie sobie poradzić, znajdę na wasze miejsce kogoś innego.

Aleksiejew z niedowierzaniem popatrzył na słuchawkę. Z tym człowiekiem pracował już dwa lata. Byli przyjaciółmi. Zawsze liczył się z moimi radami – pomyślał generał.

– Mam uderzać, bez względu na to, co robi przeciwnik?

– Pasza, to tylko niegroźny kontratak. Przepraw te cztery dywizje przez rzekę – odezwał się przełożony łagodnym już głosem.

– Majorze Siergietow! – zawołał Aleksiejew i w chwilę później pojawił się młody oficer. – Pojedziecie do Dunsen. Pragnę poznać waszą prywatną opinię na temat tego, co się tam dzieje. I uważajcie na siebie, Iwanie Michajłowiczu. Oczekuję was za niecałe dwie godziny.

– I nic więcej nie zrobicie? – zdziwił się oficer wywiadu.

Nie mógł spojrzeć w twarz swojemu podwładnemu. Obserwował, jak Siergietow wsiada do niewielkiej ciężarówki.

– Mam swoje rozkazy. Kontynuujemy operację przeprawy przez Wezerę. W Holle stoi batalion wyrzutni z pociskami przeciwczołgowymi. Przekażcie jego dowódcy, by przesunął jednostkę na północ i tam był gotów na spotkanie nieprzyjaciela na drodze prowadzącej z Bremke. Generał Bieriegowoj wie, co ma robić.

Jeśli go ostrzegę, zmieni dyspozycje – zastanawiał się Aleksiejew. – A wtedy wina za niepodporządkowanie się rozkazom spadnie na niego. Tak, to bezpieczne posunięcie. Ostrzegę go i… nie! Skoro sam boję się złamać rozkazy, nie chcę zwalać tego na kogoś innego.

A jeśli ma rację? – pomyślał o swoim przełożonym. – Jeśli to tylko zwykła akcja zaczepna? Zagłębie Ruhry jest obiektem strategicznym o ogromnym znaczeniu.

Aleksiejew podniósł głowę.

– Obowiązują cały czas te same rozkazy – powiedział zdecydowanym głosem.

– Tak jest, towarzyszu generale.

– Raport o czołgach nieprzyjacielskich w Bremke był fałszywy – pojawił się z informacją młodszy oficer. – Nasz obserwator wziął nasze czołgi za obce.

– I to jest dobra wiadomość? – spytał Aleksiejew.

– Oczywiście, towarzyszu generale – odparł niepewnie kapitan.

– Czy zastanowiliście się, dlaczego nasze czołgi jadą na południe? Do jasnej cholery, czy tylko ja tu muszę o wszystkim myśleć?

Nie mógł podnosić głosu na osobę najbardziej za to wszystko odpowiedzialną. Ale musiał na kimś wyładować złość. Kapitan zniknął mu z oczu. Aleksiejew czuł wstyd, ale nieco się uspokoił.

Wyznaczono ich do tego zadania, bo mieli największe doświadczenie bojowe i nikogo nie obchodziło, że z tego rodzaju operacją jednostka nigdy nie miała do czynienia. Oddział parł do przodu. Z wyjątkiem sporadycznych kontrataków, żadna formacja NATO nie próbowała jeszcze takiej akcji na podobną skalę. Porucznik Mackall – w myślach ciągle jeszcze był sierżantem – wiedział jednak, że nikt nie wykona tego zadania lepiej niż jego oddział. Czołgi M-1 miały zainstalowane w silnikach regulatory ograniczające prędkość maszyn do około siedemdziesięciu kilometrów na godzinę. Każda załoga zaczynała od usunięcia ze swej maszyny tego urządzenia.

M-1 Mackalla pędził więc teraz na południe z prędkością ponad osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. W trakcie szalonych podskoków maszyny mózg kołatał w czaszce porucznika niczym jądro orzecha w łupinie. Ale Mackall nigdy w życiu nie doświadczył takiego upojenia. Balansował na cienkim ostrzu ogarnięty pełną szaleństwa odwagą. Opancerzone helikoptery oczyściły im drogę aż do samego Alfeld. Tego szlaku Rosjanie nie używali. Nie była to droga w pełnym tego słowa znaczeniu. Kompania czołgów mknęła trawiastą, szeroką na trzydzieści metrów przecinką leśną wyciętą na trasie przebiegającego pod ziemią rurociągu. Szerokie gąsienice czołgów bryzgały na boki fontannami ziemi i trawy, gdy wozy pędziły prosto na południe. Kierowca maszyny zwolnił przed zakrętem, a Mackall wychylił się, by zobaczyć, czy helikoptery nie przeoczyły jakiegoś pojazdu wroga. Nie musiał to być nawet pojazd. Wystarczyłoby trzech zaczajonych między drzewami żołnierzy z wyrzutnią rakiet. Pani Mackall otrzymałaby wtedy Telegram, zawiadamiający z żalem, że jej syn…

Trzydzieści kilometrów – pomyślał porucznik. – Do licha, zaledwie pół godziny temu niemieccy grenadierzy wybili dziurę w rosyjskich liniach i już kawaleria pancerna z jednostki Black Horse parła do przodu! Było to szaleństwo. Ale czyż nie było szaleństwem również to, że Mackall przeżył swą pierwszą bitwę… w godzinę po wybuchu wojny?

Oddziałowi zostało jeszcze do przebycia dziesięć kilometrów.

– Popatrzcie na to! Kolejne nasze czołgi ciągną na południe. Cóż się tu, do diabła, dzieje? – naśladując głos swego generała wykrzyknął do kierowcy Siergietow.

– To nasze? – spytał kierowca.