– Tam! – wykrzyknął Aleksiejew. – Godzina dziesiąta. Widzę… Amerykanie lub Niemcy. Czołgi na godzinie dziesiątej!
– Widzę też kilka pojazdów z wyrzutniami rakietowymi, towarzyszu generale. Chcecie im się bliżej przyjrzeć? – dodał złośliwie pilot.
Obniżył radykalnie lot maszyny, która prawie dotknęła kołami leśnej ścieżki. Śmigłowiec skrył się między drzewami.
– Co najmniej batalion – mruknął generał.
– Moim zdaniem to dużo większe siły – odparł pilot.
Pochylił nos maszyny i nadał jej maksymalną prędkość. Bacznie wypatrywał samolotów wroga. Generał niezdarnie wyciągnął mapę. Usiadł w fotelu i rozłożył ją na kolanach.
– Boże drogi, aż tak daleko na południe?
– Mówiłem wam, że przerwali nasze linie – odparł przez interkom pilot.
– Na jaką odległość możemy zbliżyć się do Alfeld?
– To zależy od tego, jak bardzo chcecie dożyć wieczoru.
Aleksiejew posłyszał w głosie lotnika nutki strachu i gniewu. Przypomniał sobie, że prowadzący helikopter kapitan za brawurowe rajdy nad polem bitwy dwukrotnie już został Bohaterem Związku Radzieckiego.
– Zdaję się na wasz osąd, towarzyszu kapitanie. Ale muszę wszystko obejrzeć osobiście.
– Rozumiem. Trzymajcie się. Będzie trochę trzęsło.
Mi-24 nabrał gwałtownie wysokości, ominął linię wysokiego napięcia i jak kamień runął w dół. Aleksiejew zadrżał, widząc, jak blisko ziemi się zatrzymali.
– Nad nami nieprzyjacielskie samoloty. Chyba diabelskie krzyże… Cztery. Lecą na zachód.
Przelecieli nad… nie, to nie była droga. Była to trawiasta niegdyś przecinka leśna, zryta do gołej ziemi gąsienicami czołgów. Aleksiejew popatrzył na mapę. Trasa ta wiodła prościutko do Alfeld.
– Miniemy Leinę i zbliżymy się do Alfeld od wschodu. Jakby co, spadniemy na tereny zajęte przez naszych ludzi – poinformował pilot. Śmigłowiec wykonał nagły skok w górę i znów obniżył lot. Aleksiejew kątem oka dostrzegł okopane na górskim stoku czołgi. Wiele czołgów. W kierunku śmigłowca pomknęły pociski, ale żaden nie trafił.
– Bardzo dużo czołgów, towarzyszu generale. Chyba cały pułk. Nasz punkt remontu… to znaczy to, co z niego zostało… o, cholera! Od południa nadlatuje helikopter nieprzyjaciela…
Radziecki śmigłowiec zawisł nieruchomo, po czym obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Rozległ się ryk przelatującego tuż obok końcówki śmigła pocisku powietrze-powietrze. Mi-24 nabrał gwałtownie szybkości. Najpierw ruszył ostro w górę, potem w dół i generał ujrzał nad głową smugę dymu.
– Było bardzo blisko – sapnął pilot.
– Trafiliście?
– Towarzysz generał życzy sobie, żebym zatrzymał się i sprawdził? O, coś nowego! Widzę to tutaj pierwszy raz.
Helikopter zawisł na chwilę nad płonącymi pojazdami, z których wyskakiwali ludzie. Były to przestarzałe T-55 biorące udział w ataku, o którym wspominał Aleksiejewowi przełożony.
Kawałek dalej generał ujrzał w dole przegrupowujące się jednostki. Rosjanie zamierzali ponowić atak.
– Dosyć już widziałem. Wracajmy jak najszybciej do Stendal.
Generał rozparł się w fotelu. Przeglądając mapę, próbował stworzyć sobie klarowny obraz sytuacji. Pół godziny później śmigłowiec zapalił światła pozycyjne i wylądował.
– Miałeś rację, Pasza – bez zbędnych wstępów odezwał się dowódca Zachodniego Teatru Wojny, kiedy tylko Aleksiejew przekroczył próg jego gabinetu. Głównodowodzący trzymał w ręku trzy zdjęcia wykonane przez samolot zwiadowczy.
– Pierwszy atak 23. Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej utknął dwa kilometry przed liniami nieprzyjaciela – powiedział szybko Aleksiejew. – Kiedy przelatywałem nad tym terenem, trwały właśnie przygotowania do kolejnego szturmu. A to błąd. Jeśli chcemy odzyskać tamte pozycje, należy dobrze przygotować szturm.
– Za wszelką cenę musimy odzyskać ten przyczółek.
– Świetnie, przekażcie więc Bieriegowojowi, by wydzielił dwie jednostki i przesunął je na wschód.
– Ależ nie możemy teraz przerwać operacji na Wezerze!
– Towarzyszu generale, albo wycofamy te jednostki, albo przeciwnik je wybije. Nie mamy wyboru.
– Nie! Jak odzyskamy Alfeld, natychmiast skieruję tam dodatkowe siły. Udaremnią Amerykanom kontratak, a nam pozwolą kontynuować ofensywę.
– Ale czym możemy uderzyć na Alfeld?
– W drodze są trzy dywizje…
Aleksiejew popatrzył na mapę.
– Ależ to formacje kategorii C!
– Zgadza się. Większość jednostek B musiałem skierować na północ. W Hamburgu przeciwnik też kontratakuje. Głowa do góry, Pasza. Dotrze do nas bardzo dużo jednostek kategorii C.
Wspaniale! – pomyślał gorzko generał. – Starzy, wypasieni, niedoświadczeni rezerwiści przeciw zaprawionym w boju żołnierzom.
– Zaczekamy na przybycie tych trzech dywizji i w pierwszej kolejności przerzedzimy ogniem artyleryjskim linie obronne NATO. A co słychać w Gronau?
– Tam również Niemcy przekroczyli już Leinę, ale udało się ich zatrzymać. Mamy tam dwie dywizje.
Aleksiejew podszedł do mapy. Chciał zorientować się w zmianach, jakie zaszły na froncie od chwili, gdy był tu ostatni raz. Na północy sytuacja zmieniła się niewiele, a obecny kontratak Paktu Atlantyckiego na linii Alfeld-Ruhle był dopiero nanoszony. Gronau i Alfeld oznaczone zostały błękitnymi chorągiewkami. W Hamburgu też trwały walki.
Straciliśmy inicjatywę – pomyślał generał. – Jak ją odzyskać?
Armia Radziecka przystąpiła do wojny dysponując dwudziestoma stacjonującymi w Niemczech dywizjami kategorii A oraz dziesięcioma innymi, które przybyły na front w chwili wybuchu konfliktu. Od tamtego czasu do walki wprowadzono dużo więcej jednostek. Wszystkie przeszły już chrzest bojowy, a wiele z nich musiano wycofać z frontu ze względu na ogromne straty, jakie poniosły. Ostatnie, nietknięte jeszcze rezerwy, zgromadzone w Ruhle zostały praktycznie uwięzione w miasteczku. Bieriegowoj był zbyt karnym żołnierzem, by złamać rozkazy; nawet za cenę odcięcia swych sił od reszty rosyjskiej armii.
– Musimy tymczasem zrezygnować z ataku. W przeciwnym razie nasze dywizje uwięzione zostaną nie za jedną, lecz za dwiema rzekami.
– Atak jest konieczny zarówno z politycznego jak i militarnego punktu widzenia – odparł dowódca teatru. – Jeśli uderzymy, NATO, by bronić Zagłębia Ruhry, ściągnie tu całe swe siły. A wtedy ich mamy.
Aleksiejew nie spierał się dłużej. Zmroziła go myśclass="underline" czyżbyśmy przegrali?
– Admirale, muszę zasięgnąć opinii jednego z oficerów piechoty morskiej.
– Czyjej?
– Chucka Lowe'ego. Jest dowódcą pułku. Pracowałem z nim w wywiadzie dowództwa Floty Atlantyckiej.
– Czemu nie…
– To bardzo bystry człowiek, admirale. Doskonale zna się na tych sprawach.
– To aż tak ważne?
– Obawiam się, że tak, sir. Potrzebna mi czyjaś opinia na ten temat, a Chuck jest najbardziej kompetentną osobą, jaka przychodzi mi na myśl.
Jacobsen podniósł słuchawkę telefonu.
– Proszę połączyć mnie z generałem Emersonem. Szyb- ko… Billy? Tu Scott. Służy u was pułkownik Chuck Lowe? Gdzie? W porządku, jeden z moich ludzi wywiadu musi się z nim zaraz spotkać… noo, dosyć ważne, Billy. Świetnie, wyruszy za dziesięć minut.