Выбрать главу

Eksplozja.

– Bardzo dziwny dźwięk, sir – odezwał się Willy.

– Młot, tu Romeo. Raportuj.

– Romeo, tu Młot. Myślę, że zatopiliśmy skałę… – O'Malley urwał na chwilę. – Romeo, choć nie potrafię tego udowodnić, twierdzę, że coś się tutaj kręci.

– Skąd ta pewność?

– Bo to idealne miejsce na kryjówkę.

– Zgadzam się – Morris nauczył się ufać przeczuciom O'Malleya. Wywołał przebywającego na pokładzie "Nassau" dowódcę łodzi desantowych.

– November, tu Romeo. Mamy przypuszczalny kontakt. Proponuję, byście na czas naszych poszukiwań odbili trochę na północ.

– Nie ma takiej możliwości, Romeo – odparł natychmiast dowódca. – India też tropi przypuszczalny, powtarzam: przypuszczalny kontakt, który zachowuje się jak rakietowy okręt podwodny. Ruszamy z pełną prędkością do celu. Życzę ci udanego polowania, Romeo.

– Przyjąłem – Morris odłożył mikrofon i popatrzył na oficera taktycznego. – Zbliżmy się do miejsca kontaktu.

– Czy to bezpieczne, by po takim kontakcie z łodzią podwodną ruszać z pełną szybkością? – spytał Calloway.

– Czy helikopter nie może utrzymać jej w odpowiedniej odległości?

– Uczy się pan, panie Calloway. Pewnie, że to niebezpieczne. Ale kiedy byłem w Annapolis, uczono mnie, że sprawy mogą potoczyć się i tak.

W maszynowni otworzono całkowicie przepustnice i oba odrzutowe silniki okrętu ryknęły pełną mocą. Ostry jak nóż dziób fregaty zaczął ciąć wodę z szybkością ponad trzydziestu węzłów. Obroty jej pojedynczej śruby sprawiły, że okręt przechylił się na lewą burtę pod kątem czterech stopni. Jednostka mknęła na spotkanie podwodnego okrętu.

– To już zaczyna być nudne.

O'Malley, który prowadził samolot siedemnaście metrów nad wodą, widział wyraźnie na horyzoncie maszt fregaty i charakterystyczne salingi.

– Willy, co u ciebie?

– Ogromna ilość sygnałów odbitych od dna, sir. Dno wygląda jak miasto, tyle tu sterczących skał. Masa wirów i wiele innych rzeczy.

– Przejdź na bierny.

Pilot wcisnął odpowiedni guzik, by włączyć nasłuch. Willy miał rację. Zbyt wiele szumów wody. Popatrzył na nakres taktyczny. Łodzie desantowe były odległe zaledwie o dziesięć mil. Nie potrafił zlokalizować ich na swoim sonarze, ale miał trzydzieści procent pewności, że okręt podwodny mógł. Jeśli znajduje się na głębokości antenowej, z pewnością wie, gdzie są łodzie desantowe… ale nie na tyle dokładnie, by oddać celny strzał – dodał w myślach pilot.

– Romeo, tu Młot. Prześlij ostrzeżenie jednostkom desantowym.

– Są głusi na nasze przestrogi. Uciekają od przypuszczalnego kontaktu w stronę morza.

– Cudownie! – warknął w mikrofon O'Malley. – Willy, przygotuj kopułę.

Minutę później lecieli na zachód.

– Kapitan tego okrętu podwodnego to chłop z jajami – odezwał się pilot. – I nie lada fachowiec.

O'Malley włączył radio.

– Romeo, tu Młot. Puść na swój wykres taktyczny kurs Novembera i przetransmituj mi go na ekran.

Zajęło to minutę. O'Malley błogosławił w duchu technika, który zamontował ten system w komputerze taktycznym seahawka. Pilot wywołał na ekranie linię ich jedynego kontaktu oraz otrzymany z fregaty namiar "Nassau". Zakładając, że okręt podwodny porusza się z prędkością dwudziestu, dwudziestu pięciu węzłów…

Pilot wyciągnął dłoń i stuknął palcem w szklany ekran.

– Skurwysyn, siedzi w tym miejscu!

– Skąd pan to wie? – spytał Ralston.

O'Malley skierował maszynę w tamtą stronę.

– Ponieważ gdybym był kapitanem, też bym się tam ulokował. Willy, teraz zanurzysz kopułę dokładnie na głębokość trzydziestu trzech metrów. Powiem panu jeszcze jedno, panie Ralston; ten typek myśli, że nas przechytrzył.

Nikt nie przechytrzy Młota – dodał w myślach O'Malley, zatrzymał seahawka i zawisł nad wodą.

– Willy, kopuła w dół. Poszukuj tylko biernym.

– Trzydzieści trzy metry, kapitanie.

Sekundy przeciągały się w minuty. Pilot utrzymywał maszynę nieruchomo nad wodą.

– Przypuszczalny kontakt na pozycji jeden-sześć-dwa.

– Włączyć aktywny? – spytał Ralston.

– Jeszcze nie.

– Współrzędne powoli się zmieniają. Teraz jeden-pięć-dziewięć.

– Romeo, tu Młot. Prawdopodobnie znów mamy kontakt.

Komputer pokładowy śmigłowca przekazał dane na "Reubena Jamesa". Morris natychmiast zmienił kurs i zaczął płynąć w stronę wskazaną przez pilota. O'Malley polecił wyciągnąć kopułę sonaru, oznaczył pławą pozycję i utrzymując z nią stały kontakt, przemieścił śmigłowiec trochę w bok. Fregatę dzieliły od helikoptera cztery mile.

– Kopuła w dół.

Znów minuta oczekiwania.

– Kontakt na pozycji jeden-dziewięć-siedem. Boja sześć wskazuje kontakt na jeden-cztery-dwa.

– Mamy skubańca. Kopuła w górę!

Ralston operował bronią, podczas gdy O'Malley ruszył na południe, zmierzając dokładnie nad miejsce pobytu obcej jednostki podwodnej. Chorąży nastroił ostatnią torpedę na poszukiwania na głębokości siedemdziesięciu metrów i zaprogramował kurs wężowy.

– Kopuła w dół.

– Kontakt. Współrzędne: dwa-dziewięć-osiem.

– Aktywnym!

Willy uruchomił hydrolokator.

– Kontakt na pozycji dwa-dziewięć-osiem. Odległość: sześćset.

– Gotowe! – poinformował Ralston i O'Malley nacisnął czerwony guzik. Lśniąca, zielona torpeda spadła do wody.

Nic się nie wydarzyło.

– Kapitanie, torpeda nie działa. Zepsuta torpeda, sir.

Nie było nawet czasu kląć.

– Romeo, tu Młot. Zrzuciliśmy torpedę, ale nie działa.

Morris zacisnął dłoń na mikrofonie. Zaklął i przesłał odpowiednią komendę do sterowni.

– Młot, tu Romeo. Czy możesz kontynuować pościg za celem?

– Oczywiście. Ucieka kursem dwa-dwa-zero… moment, skręca na północ… chyba zwalnia.

"Reuben James" znajdował się sześć tysięcy metrów od celu. Okręt i tropiona jednostka podwodna weszły na zbieżny kurs. I w zasięg rażenia.

– Maszyny stop – rozkazał Morris. Siła hamowania spowodowała, że okręt przez chwilę wibrował. W ciągu minuty fregata zwolniła do pięciu węzłów, ale Morris polecił zredukować szybkość do trzech, prawie do prędkości ekonomicznej. – Preria/Maska?

– System włączony, sir – poinformował oficer kontroli okrętu.

Calloway, który cały czas trzymał się z boku i starał nikomu nie wchodzić w drogę, w końcu nie wytrzymał.

– Kapitanie Morris, nie możemy całkiem się zatrzymać?

– Możemy – skinął głową dowódca. – Ale możemy to zrobić szybciej niż Rosjanin. Jego sonar działa po liniach prostych, a my przy tej szybkości poruszamy się bardzo cicho. Warunki hydrolokacyjne są złe i działają zarówno na naszą jak i na ich niekorzyść. Ale ma pan rację, ryzyko istnieje – przyznał kapitan.

Wezwał przez radio kolejny helikopter. Maszyna z "Illustrious" miała pojawić się za kwadrans. Morris śledził radarem helikopter O'Malleya. Rosyjski okręt podwodny zwolnił i zszedł na większą głębokość.

– Wampir, wampir! – zawołał technik radiolokacji. – Dwie rakiety w powietrzu…

– Bravo informuje, że ich helikopter natknął się na rakiety SSGN, sir – poinformował oficer dowodzący zwalczaniem okrętów podwodnych.

– Sprawy się komplikują – chłodno zauważył Morris.

– Przygotować broń.

– Bravo zniszczył jedną rakietę, sir. Druga zmierza w stronę Indii.

Morris skupił uwagę na głównym ekranie. Maleńki symbol przesuwał się w kierunku HMS "Illustrious". Przesuwał się bardzo szybko.