Docierały do nich informacje z wykładów, jakie prowadził dla ich kadry doświadczony oficer frontowy: w Niemczech nie będzie łatwo. Podoficer z sekcji łączności otrzymał wiadomość, która zelektryzowała całą dywizję: w Moskwie dołączą doświadczeni w boju oficerowie i podoficerowie. Rezerwiści zdawali sobie sprawę z tego, że ludzie ci przekażą im wiedzę, której zdobycie w warunkach frontowych kosztowałoby bardzo drogo. Wiedzieli również, że pojawienie się weteranów w ich jednostce będzie oznaczało, iż 77. Dywizja Piechoty Zmotoryzowanej w ciągu tygodnia wkroczy do walki.
W obozie panowała cicha, spokojna noc. Ludzie stali na zewnątrz nie opalanych baraków i spoglądali na porośnięte sosnami stoki Uralu.
– Dlaczego nie atakujemy? – dopytywał się sekretarz generalny.
– Generał Aleksiejew poinformował mnie, iż przygotowuje frontalny atak. Oświadczył, że potrzebuje na to trochę czasu – odparł Bucharin.
– Przekażcie generałowi Aleksiejewowi, że chcemy czynów, nie słów! – wtrącił minister obrony.
– Towarzysze – odezwał się Siergietow. – Z własnej służby wojskowej pamiętam, że jeśli planuje się atak, należy przede wszystkim zgromadzić i zorganizować ludzi i sprzęt. Jeśli każemy Aleksiejewowi iść do szturmu, gdy nie będzie do tego przygotowany, doprowadzi to jedynie do klęski naszej armii. Generał potrzebuje czasu, by zapiąć wszystko na ostatni guzik.
– Taki z was ekspert od spraw obrony? – spytał minister obrony. – Szkoda, że nie jesteście równie mądrzy w swojej dziedzinie. Wtedy nie byłoby tych wszystkich kłopotów.
– Towarzyszu ministrze, mówiłem wam, że wasze przewidywania zużycia paliwa na froncie są zbyt optymistyczne. Okazuje się, że miałem rację. Powiedzieliście: Dajcie nam olej, a zostanie użyty właściwie". Powiedzieliście tak, czy nie? Obiecaliście dwutygodniową kampanię; w najgorszym przypadku czterotygodniową, tak? – Siergietow rozejrzał się po zgromadzonych przy stole. – To wasze ekspertyzy, nie moje, sprowadziły na nas nieszczęście!
– Nie przegramy. Pokonamy Zachód!
– Towarzysze – do sali wszedł Kosow. – Przepraszam za spóźnienie. Otrzymałem właśnie wiadomość, że nasze wojsko na Islandii skapitulowało. Śmierć poniosło trzydzieści procent naszych ludzi, a sytuacja taktyczna była już beznadziejna.
– Aresztować natychmiast dowódcę – krzyknął minister obrony. – Aresztować całą rodzinę zdrajcy.
– Nasz towarzysz minister obrony lepiej aresztuje własnych ludzi niż walczy z wrogiem – zauważył Siergietow.
– Ty szczylu! – ryknął blady z wściekłości minister obrony.
– Nie twierdzę, że przegraliśmy, ale że wciąż nie potrafimy odnieść zwycięstwa. Nadszedł chyba czas, by poszukać politycznych sposobów zakończenia tej wojny.
– Możemy przyjąć warunki niemieckie – odezwał się z nadzieją w głosie minister spraw zagranicznych.
– Z przykrością muszę was poinformować, że taka możliwość nie istnieje – odparł Kosow. – Mamy wszystkie powody przypuszczać że było to wyłącznie mydlenie oczu; taka maskirowka w niemieckim wydaniu.
– Ależ nie dalej jak przedwczoraj wasz zastępca powiedział…
– I jemu i wam nie raz tłumaczyłem, że węszę podstęp. Dzisiaj we francuskiej gazecie "Le Monde" ukazał się artykuł informujący, że Niemcy odrzucili radziecką ofertę dyplomatycznego zakończenia wojny. Podano dokładny czas i miejsce spotkania, na którym ta decyzja zapadła. Zatem wiadomość musi pochodzić z oficjalnych źródeł niemieckich i wyraźnie z niej wynika, że NATO przejrzało naszą strategię. Przesłali nam wiadomość, towarzysze. Są przygotowani i będą walczyć aż do szczęśliwego dla nich zakończenia wojny.
– Marszałku Bucharin, jak oceniacie siły Paktu Atlantyckiego? – spytał sekretarz generalny.
– Ponieśli ogromne straty w ludziach i w sprzęcie. Ich wojska są wyczerpane. Gdyby było inaczej, dawno by już rozpoczęli kontrofensywę.
– A zatem jedno potężne uderzenie – powiedział minister obrony. Spojrzał w górę stołu, jakby szukał tam poparcia. – Jedno potężne uderzenie. Może Aleksiejew faktycznie ma rację… Musimy przygotować jeden zmasowany atak i przełamać ich linie.
Podwieszacie się teraz pod innych – pomyślał Siergietow.
– Problem ten rozważy Rada Obrony we własnym gronie – oznajmił sekretarz generalny.
– Nie! – sprzeciwił się Siergietow. – Problem polityczny tej wagi powinno rozwiązać całe Politbiuro. O losie Ojczyzny nie może decydować tylko pięć osób.
– Wam nie przysługuje prawo veta – odezwał się Kosow, wprawiając tym Siergietowa w zdumienie. – Michaile Edwardowiczu, przy tym stole nie macie prawa głosu.
– A może powinien – wtrącił Bromkowskij.
– Nie pora teraz rozważać tę kwestię – oświadczył sekretarz generalny.
Siergietow bacznie rozejrzał się po twarzach zgromadzonych. Nikt nie odważył się zabrać głosu. Minister naruszył wprawdzie równowagę sił w Politbiurze, ale dopóki nie będzie całkiem jasne, która frakcja weźmie górę, obowiązywały dotychczasowe reguły. Zebranie przesunięto na dalszy termin. Wszyscy, z wyjątkiem pięciu osób tworzących Radę Obrony, opuścili salę. Bucharin został w środku. Kandydat na członka szedł na końcu grupy, wypatrując uważnie ewentualnych sprzymierzeńców. Napotkał wzrok kilku osób. Wszystkie jednak natychmiast odwróciły głowy.
– Michaile Edwardowiczu? – to był minister rolnictwa. – Ile paliwa dostanę na dystrybucję żywności?
– A ile będzie tej żywności? – spytał Siergietow.
Ile może jej być? – dodał w duchu.
– Więcej niż się wam wydaje. Ostatnio w Republice Rosyjskiej potroiliśmy liczbę prywatnych działek uprawnych.
– Co takiego?
– Właśnie. Starsi ludzie w gospodarstwach rolnych produkują obecnie bardzo dużo żywności. W każdym razie tyle, że starczy na bieżące potrzeby. Problem stanowi jedynie dystrybucja i transport.
– Nikt mi o tym nie mówił.
Czy to pomyślna wiadomość? – zastanawiał się Siergietow.
– Sami wiecie najlepiej, że nie raz i nie dwa postulowałem takie rozwiązanie. No tak, ale w czerwcu was tu nie było. Od lat twierdziłem, iż takie posunięcie rozwiąże nam wiele problemów. No i ostatecznie zastosowano się do moich rad. Żywności jest w bród, Michaile Edwardowiczu… Żebyśmy tylko mieli ludzi, którzy ją zjedzą… Potrzebne mi paliwo, by porozwozić produkty do miast. Dostanę paliwo?
– Zobaczę co da się zrobić, Filipie Moisiejewiczu.
– Dobrze powiedzieliście im, towarzyszu. Myślę, że niektórzy was posłuchają.
– Dziękuję wam.
– A jak wasz syn?
– Z tego, co ostatnio słyszałem, miewa się dobrze.
– Wstyd mi, że mój nie służy… – minister rolnictwa urwał. – Musimy… no cóż, nie pora teraz na to. Dostarczcie mi, proszę, jak najszybciej paliwo.
Nawrócony?Prowokator?
Aleksiejew trzymał w dłoni blankiet depeszy:
NATYCHMIAST STAWCIE SIĘ W MOSKWIE NA KONSULTACJE.
Czy to wyrok śmierci?
Generał wezwał swego zastępcę.
– Nic nowego. Mamy pewne kłopoty pod Hamburgiem, a w Hanowerze trwają chyba przygotowania do ataku. Ale nie jest to nic takiego, z czym byśmy sobie nie poradzili.
– Muszę jechać do Moskwy – Aleksiejew dostrzegł w oku podwładnego błysk zaniepokojenia. – Nie martwcie się, Anatoliju. Zbyt krótko sprawuję dowództwo, by mnie rozstrzelano. Jeśli chcemy dywizje C przekształcić w prawdziwe wojsko, musimy systematycznie je zasilać doświadczonym żołnierzem. Wrócę najpóźniej za dwadzieścia cztery godziny. Przekażcie majorowi Siergietowowi, żeby przygotował teczkę z mapami i za dziesięć minut czekał na mnie na zewnątrz.