Gdy siedzieli już na tylnym siedzeniu samochodu, generał z ironicznym uśmiechem wręczył adiutantowi depeszę.
– Co to ma znaczyć?
– Przekonamy się za kilka godzin, Wania.
– Oni naprawdę powariowali!
– Powinniście staranniej dobierać słowa, Borysie Georgijewiczu – zauważył Siergietow. – Co tym razem zmalowało NATO?
Zaskoczony szef KGB potrząsnął głową.
– Mówię o Radzie Obrony, głupku.
– Głupek nie ma prawa głosu w Politbiurze. Samiście to podkreślili – Siergietow od dawna żył nadzieją, że Politbiuro zaliczy go w końcu do swego grona.
– Michaile Edwardowiczu. Robię wszystko, co w mojej mocy, by was ochraniać. Więc zachowujcie się, proszę, tak bym nie zaczął tego żałować. Gdybyście zmusili Politbiuro do jawnego głosowania, przepadlibyście z kretesem i zapewne zniszczyli samego siebie. A tak… – Kosow zawiesił głos i wyszczerzył zęby -…a tak proszono mnie, bym porozmawiał z wami o decyzji, jaką podjęli. Liczą na wasze poparcie. Pogłupieli do końca – ciągnął Kosow. – Po pierwsze, minister obrony chce użyć niewielkich taktycznych głowic nuklearnych. Po drugie, liczy na to, że weźmiecie jego stronę. Proponują nową maskirowkę. Chcą zrzucić na NRD niewielką bombę taktyczną, oskarżyć NATO, że pogwałciło umowę o niestosowaniu broni jądrowej i odpowiedzieć tym samym. Co gorsza, wezwali do Moskwy Aleksiejewa. Generał pewnie jest już w drodze.
– Politbiuro nigdy się na to nie zgodzi. Nie wszyscy zwariowaliśmy, prawda? Powiedzieliście im, jaka będzie reakcja Paktu Atlantyckiego?
– Naturalnie. Powiedziałem, że w pierwszej chwili NATO wcale nie zareaguje. Będzie zbyt zaskoczone.
– Jeszcze ich zachęcaliście?
– Pamiętajcie z łaski swojej, że opinia Łarionowa bardziej się dla nich liczy niż moja.
Towarzyszu Kosow – pomyślał Siergietow. – Bardziej dbacie o własną przyszłość niż o dobro Rodiny. Aby pognębić swoich wrogów, bez wahania pchnęlibyście cały kraj w otchłań.
– Głosowanie w Politbiurze…
– …poparłoby decyzję Rady Obrony – wpadł mu w słowo dyrektor KGB. – Policzcie. Bromkowskij zapewne się sprzeciwi. Tak samo minister rolnictwa; choć wątpię. Chcę jedynie, byście poparli ich projekt. To zredukuje opozycję tylko do starego Pietii. Pietia to uczciwy człowiek, ale nikt już nie liczy się z jego zdaniem.
– Nigdy tego nie zrobię!
– Ależ musicie. I Aleksiejew też musi wyrazić zgodę – Kosow wstał i wyjrzał przez okno. – Nie ma obawy, broń jądrowa nie zostanie użyta. Osobiście o to zadbałem.
– Co macie na myśli? Z pewnością wiecie, kto w tym kraju sprawuje nad nią kontrolę?
– Pewnie. Rakietowe siły strategiczne, artyleria Armii…
– Wybaczcie, ale źle sformułowałem pytanie. Tak, oni mają rakiety. Ale głowice bojowe są pod opieką moich ludzi. A Josef Łarionow nie ma nic wspólnego z tą agendą KGB. Dlatego powinniście trzymać moją stronę.
– Doskonale. Należy zatem tylko ostrzec Aleksiejewa.
– Musimy postępować bardzo ostrożnie. Chyba nikt się nie zorientował, że wasz syn kilkakrotnie pojawił się w Moskwie. Jeśli jednak zobaczą Was w towarzystwie generała Aleksiejewa, zanim ten spotka się z nimi…
– Tak, rozumiem – Siergietow zastanawiał się chwilę. – Może Witalij wyjedzie po niego na lotnisko i przekaże wiadomość…
– Wyśmienicie! Jeszcze zrobię z was dobrego czekistę!
Wezwano kierowcę ministra, wręczono mu list i kazano natychmiast ministerialnym ziłem udać się na lotnisko. Najpierw zablokował mu drogę konwój wojskowy złożony z transporterów opancerzonych. Czterdzieści minut później szofer spostrzegł, że gwałtownie spadło ciśnienie paliwa. Witalij zdziwił się, gdyż poprzedniego dnia zatankował samochód do pełna; komu jak komu, ale członkom Politbiura nie brakowało niczego. Niebawem ciśnienie spadło do zera, a samochód stanął. Witalij przepchnął go na pobocze. Od lotniska dzieliło go jeszcze siedem kilometrów. Kierowca podniósł maskę, sprawdził pasek klinowy i przewody elektryczne. Wszystko było w porządku. Usiadł ponownie za kierownicą i spróbował uruchomić silnik. Bez skutku. W chwilę później pojął, że nastąpiła awaria alternatora i wyładował się akumlator. Próbował zatelefonować z zainstalowanego w aucie aparatu. Urządzenie nie funkcjonowało – akumulator był kompletnie wyczerpany.
Na Aleksiejewa czekał już samochód przysłany przez dowódcę Moskiewskiego Okręgu Wojskowego. Pojazd podjechał do samego samolotu. Generał ze swym adiutantem wsiedli do limuzyny i ruszyli w stronę Kremla. Aleksiejew z drżeniem serca wyczekiwał chwili wyjścia z samolotu.
Spodziewał się, że zamiast eleganckiego wozu czekać tam będzie ekipa KGB. Aresztowanie przyjąłby niemal z ulgą. W drodze na Kreml generał i jego adiutant nie zamienili ani słowa – wszystko wyjaśnili sobie w samolocie, gdzie hałas silników wykluczał jakikolwiek podsłuch. Generał zwrócił uwagę na to, że miasto jest jak wymarłe. Brakowało nawet ciężarówek na jezdniach – wszystkie poszły na front. Nawet kolejki przed sklepami spożywczymi były dużo krótsze niż zazwyczaj.
Kraj, który prowadzi wojnę – pomyślał Aleksiejew. Wydawało mu się, że jazda zajmie więcej czasu. Jednak ani się spostrzegł, a samochód już mijał bramy Kremla. Pełniący wartę u wejścia do budynku Rady Ministrów podoficer zasalutował służbiście. Generał oddał honory i ruszył po schodach do drzwi, w których czekał kolejny podoficer. Aleksiejew, wyprostowany, z nieruchomą twarzą, szedł sprężystym krokiem żołnierza. Jego wypolerowane buty lśniły, a w ich czubkach odbijały się padające z sufitu światła. Generał minął windę i schodami ruszył do Sali konferencyjnej. Spostrzegł, że po majowym zamachu bombowym budynek został już odnowiony.
U szczytu schodów na generała czekał kapitan z Gwardii Tamańskiej, reprezentacyjnej jednostki stacjonującej w Alabino pod Moskwą. Oficer odeskortował gościa do podwójnych drzwi prowadzących do sali konferencyjnej. Aleksiejew kazał adiutantowi zaczekać na zewnątrz, sam zaś ściskając pod pachą czapkę, wszedł do środka.
– Towarzysze, generał pułkownik Paweł Leonidowicz Aleksiejew melduje się na rozkaz.
– Witajcie w Moskwie, towarzyszu generale – odparł minister obrony. – Jak sprawy w Niemczech?
– Trwa nieustanna walka. Obie strony są wyczerpane. Aktualna sytuacja taktyczna jest patowa. Dysponujemy większą ilością żołnierzy i sprzętu, ale brak nam paliwa.
– Możecie wygrać? – spytał sekretarz generalny.
– Tak, towarzyszu sekretarzu. Potrzebuję kilku dni na organizację. Jeśli dokonam pewnych niezbędnych przetasowań w nadchodzących na front jednostkach rezerwowych, prawdopodobnie uda mi się sforsować linie NATO.
– Prawdopodobnie? Nie na pewno?
– Na wojnie nigdy nie ma pewności – odparł po prostu Aleksiejew.
– Przekonaliśmy się o tym – zauważył sucho minister spraw zagranicznych. – Dlaczego dotąd nie pokonaliśmy przeciwnika?
– Dlatego, towarzysze, że na samym początku nie uzyskaliśmy zaskoczenia strategicznego i taktycznego. Zaskoczenie takie jest najważniejszym elementem każdej wojny. Gdybyśmy je uzyskali, z całą pewnością po dwóch lub trzech tygodniach osiągnęlibyśmy sukces.
– A czego potrzebujecie, żeby teraz wygrać wojnę?
– Towarzyszu ministrze obrony, potrzebuję poparcia ludu i Partii. No i trochę czasu.
– Nie odpowiedzieliście na pytanie – wtrącił Bucharin.
– Nie udzielono nam pozwolenia na użycie broni chemicznej. Mogła ona stanowić czynnik decydujący…