– Tak zatem, Michaile Edwardowiczu, co zamierza generał Aleksiejew?
Siergietow wręczył mu kilka kartek z notatkami i Kosow przez kilka minut wertował je w milczeniu.
– Jeśli jego plan się powiedzie, dostanie od nas co najmniej Order Lenina.
Ten generał jest zbyt bystry – dodał w myślach. – Nie najlepiej mu to wróży.
– Do rozdawania orderów nam jeszcze daleko. Co z synchronizacją? Polegamy na was. Musicie to dobrze zaaranżować.
– Mam pułkownika, który specjalizuje się w takich rzeczach.
– W to nie wątpię.
– Musimy uczynić jeszcze jedno – dorzucił Kosow.
Przez kilka minut wyjaśniał w czym rzecz. Kiedy wyszedł, Siergietow zmiął notatki, które dostał od Aleksiejewa i kazał je Witalijowi spalić.
Dyspozytora ruchu postawiło na nogi światełko alarmowe i ostry brzęczyk. Na torowisku na moście Elektrozawodskaja nastąpiła jakaś awaria.
– Poślijcie tam inspektora.
– Pół kilometra od mostu przechodzi teraz pociąg – ostrzegł pomocnik.
– Proszę więc go natychmiast zatrzymać.
Dyspozytor zamknął semafor, a jego zastępca sięgnął po radiotelefon.
– Pociąg numer jedenaście-dziewięćdziesiąt jeden, tu centralna rozdzielnia Dworca Kazańskiego. Mamy kłopoty na moście. Musicie natychmiast się zatrzymać.
– Widzę sygnał. Właśnie hamuję – odparł maszynista. – Ale nie mogę przecież tak od razu.
Nie mógł. Jedenaście dziewięćdziesiąt jeden był pociągiem towarowym liczącym sto lor kolejowych załadowanych transporterami opancerzonymi i kontenerami z amunicją. Kiedy maszynista włączył hamulce, w mętnym świetle przedświtu trysnęły spod kół snopy iskier. Pociąg jednak potrzebował kilkuset metrów by wyhamować bieg. Prowadzący lokomotywę z uwagą wpatrywał się przed siebie. Zapewne pomyliły się im jakieś sygnały – pomyślał.
Ale nie! Po wschodniej stronie mostu poluzowała się szyna. – Na ten widok maszynista skulił się ze strachu i krzykiem ostrzegł załogę. Lokomotywa wyskoczyła z szyn, po czym gwałtownie się zatrzymała. Trzy dalsze parowozy oraz osiem lor również się wykoleiło. Gdyby nie stalowa bariera mostu, stoczyłyby się do rzeki Jauza. W chwilę później pojawił się inspektor torów. W ręku trzymał radiotelefon i klął jak furman.
– Potrzebujemy dwóch dużych dźwigów do podnoszenia wagonów!
– Aż tak źle? – spytał dyspozytor ruchu.
– Nie tak jak w sierpniu. Zajmie nam to ze dwanaście godzin. Może szesnaście.
– A ogólna sytuacja?
– Most zablokowany.
– Ranni?
– Chyba nie. Pociąg jechał wolno.
– Ekipa przybędzie za dziesięć minut.
Dyspozytor popatrzył na tablicę z wypisanymi numerami składów.
– Cholera jasna, co zrobić z resztą?
– Nie możemy ich rozdzielać. Cała dywizja jedzie jako jeden pociąg. Należy skierować je okrężną drogą na północ. Na południe nie możemy. Most Nowodaniłowski jest już od paru godzin zajęty.
– Poślemy je na Dworzec Kurski. Zadzwonię do dyspozytorni Rzewskaja i sprawdzę, czy mogą tamtędy jechać.
Pociągi przybyły o wpół do ósmej rano. Przetaczano je po kolei na bocznice Dworca Kurskiego. Wielu żołnierzy było w Moskwie po raz pierwszy, ale tylko ci, których pociągi stały na skrajnych bocznicach, mogli przez okna zobaczyć coś więcej niż tylko inne wagony, w których stłoczeni byli pozostali ich koledzy.
– Rozmyślna próba sabotażu wymierzonego w kolej państwową – oświadczył pułkownik KGB.
– Po prostu poluzowała się szyna, towarzyszu – odparł dyspozytor dworca w Kazaniu. – Ale słusznie postępujecie, zachowując czujność.
– Poluzowana szyna? – warknął pułkownik. Był święcie przekonany o swojej racji. – Sądzę, że traktujecie ten wypadek nie dość serio.
Słowa te zmroziły dyspozytora.
– Na mnie też czekają obowiązki. W tej chwili muszę uprzątnąć torowisko na tym przeklętym moście i ponownie zorganizować ruch kolejowy. Na Kurskim czeka złożona z siedmiu pociągów jednostka i jeśli nie zdołam jakoś wysłać jej na północ…
– Z waszej mapy wynika, że cały ruch na północnej obwodnicy Moskwy przechodzi tylko przez jedną zwrotnicę.
– Owszem, ale to już należy do obowiązków dyspozytorni Rzewskaja.
– Nie przyszło wam do głowy, że sabotażyści pracują trochę inaczej niż wy. Ten sam człowiek może operować jeszcze w innym dystrykcie. Czy ktoś sprawdzał tamtą zwrotnicę?
– Nie wiem.
– Dobrze, sprawdzimy to; nie, wyślę tam swoich ludzi, zanim pracujące na kolei osły nie zdążą zniszczyć jeszcze czegoś.
– Ależ mój harmonogram…
Choć dyspozytor był dumnym człowiekiem, wiedział, że nie należy przeciągać struny.
– Witajcie w Moskwie – odezwał się serdecznie Aleksiejew.
Major Arkadij Siemionowicz Sorokin, jak większość spadochroniarzy, był niskiego wzrostu. Przystojny, młody człowiek z jasnobrązowymi włosami. W niebieskich oczach płonął mu ogień, którego przyczynę Aleksiejew lepiej chyba rozumiał niż sam Sorokin. Podczas ataku na bazę lotniczą w Keflaviku major został postrzelony w nogi i teraz jeszcze lekko utykał. Na jego piersi widniała wstęga Orderu Czerwonego Sztandaru, który otrzymał za brawurową szarżę na stanowisko nieprzyjaciela. Sorokin, jak większość rannych z pierwszych dni wojny, odesłany został na leczenie do kraju. Obecnie, skoro jego macierzysta dywizja została wzięta na Islandii do niewoli, oczekiwał na nowy przydział.
– Czym mogę wam służyć, towarzyszu generale?
– Potrzebuję nowego adiutanta. Chciałbym, aby to był oficer z doświadczeniem bojowym. Co ważniejsze, potrzebuję was, Arkadiju Siemionowiczu, do szczególnie delikatnej misji. Ale zanim do tego przejdziemy, chciałbym coś wyjaśnić. Siadajcie, proszę. Jak wasza noga?
– Lekarze radzili mi, bym przez najbliższy tydzień jeszcze nie biegał. Mieli rację. Wczoraj spróbowałem pokonać swój zwykły dystans dziesięciu kilometrów i po dwóch miałem dosyć. – Nie uśmiechnął się.
Aleksiejew podejrzewał, że ten chłopak od maja w ogóle się nie śmiał. Generał na wstępie wyjawił mu całą prawdę. Pięć minut później dłoń Sorokina zaciskała się i rozluźniała na skórzanym obiciu fotela, muskając od czasu do czasu kaburę z pistoletem.
– Majorze, istotą żołnierza jest dyscyplina – kończył Aleksiejew. – Sprowadziłem was tu nie bez powodu, ale muszę być pewien, że dokładnie wypełnicie otrzymane rozkazy. Zrozumiem, jeśli odmówicie współpracy.
Twarz Sorokina pozostała obojętna. Tylko palce przestały zaciskać się na poręczy fotela.
– Tak, towarzyszu generale. I dziękuję z całego serca za to, żeście mnie tu sprowadzili. Postąpię dokładnie wedle waszych rozkazów.
– Chodźmy zatem. Czeka nas huk roboty.
Samochód generała już czekał. Aleksiejew i Soroki dotarli do wewnętrznej obwodnicy miasta prowadzącej wokół centrum Moskwy. Poszczególne odcinki arterii co parę kilometrów zmieniały nazwę. Minęli Czkałowa, potem Gwiezdny Teatr, aż dotarli na Dworzec Kurski.
Dowódca 77. Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej drzemał. Przysłano mu nowego zastępcę, generała brygady, który zastąpił sędziwego pułkownika. Przez dziesięć godzin rozprawiali o taktyce NATO, a następnie obaj oficerowie postanowili wykorzystać nieoczekiwaną przerwę w podróży i trochę pospać.
– Co tu się, do cholery, dzieje?
Dowódca Siedemdziesiątej Siódmej otworzył oczy i ujrzał pochylonego nad sobą czterogwiazdkowego generała. Niczym kadet zerwał się na równe nogi i stanął na baczność.
– Dzień dobry, towarzyszu generale!