Minister spraw zagranicznych zebrał notatki i opuścił salę. Zgromadzeni dziennikarze nie próbowali nawet zadawać pytań.
Flynn wepchnął notes do kieszeni i zakręcił pióro. Korespondent American Press był w Phnom Penh w chwili przybycia tam Czerwonych Khmerów, czego o mało nie przypłacił życiem. Pisywał reportaże z wojen, rewolucji, przewrotów; został dwukrotnie ranny. Ale bycie korespondentem wojennym to zabawa dla młodych.
– Kiedy zamierzasz wracać?
– Najpóźniej we środę. Mam zarezerwowane dwa miejsca w samolocie SAS-u do Sztokholmu – odparł Calloway.
– Nadam do Nowego Jorku kablogram. Niech zamykają nasze moskiewskie biuro. Pokręcę się tu jeszcze do chwili twego wyjazdu, ale, Willi, masz rację: trzeba stąd pryskać. Jeśli jeszcze coś o tym napiszę, to już w bardziej bezpiecznym miejscu.
– Na ilu wojnach byłeś, Patrick?
– Po raz pierwszy w Korei; od tamtego czasu niewiele wojen mnie ominęło. W miejscowości zwanej Gon Thien prawie się wykrwawiłem. Na Synaju, w siedemdziesiątym trzecim, dostałem dwoma odłamkami z moździerza.
DEFC9N-2. OBOWIĄZUJE OPCJA BRAVO. WIADOMOŚĆ TRAKTOWAĆ JAKO POWAŻNE OSTRZEŻENIE – czytał Morris w swojej prywatnej kajucie. – DUŻE PRAWDOPODOBIEŃSTWO WYBUCHU WOJNY MIĘDZY NATO A UKŁADEM WARSZAWSKIM. PODJĄĆ WSZELKIE ŚRODKI BEZPIECZEŃSTWA. DZIAŁANIA WOJENNE MOGĄ ROZPOCZĄĆ SIĘ BEZ OSTRZEŻENIA.
Ed Morris sięgnął po słuchawkę telefonu.
– Proszę przysłać do mnie pierwszego oficera.
Zjawił się po minucie.
– Słyszałem, że dostał pan pilną depeszę, kapitanie.
– DEFCON-2, obowiązuje Opcja Bravo – wręczył mu blankiet zwięzłego telegramu. – Od tej chwili na całym okręcie zarządzam Procedurę-Trzy. Stanowiska ogniowe oraz wyrzutnie torped i rakiet do zwalczania okrętów podwodnych ASROC mają być w ciągłej gotowości bojowej.
– Co powiemy załodze?
– Najpierw pójdę z tym do mesy oficerskiej, a potem dopiero przemówię do ludzi. Na razie nie nadeszły żadne konkretne rozkazy. Wydaje mi się, że skierują nas do Norfolk lub do Nowego Jorku, gdzie przyłączymy się do jakiegoś konwoju.
– No dobrze, Toland, referuj – Baker rozsiadł się na krześle.
– Admirale, Pakt Atlantycki postawiony w stan podwyższonej gotowości bojowej. Prezydent zatwierdził DEFCON-2. Mobilizacja rezerwowych sił obrony morskiej. Przerzut zacznie się o pierwszej w nocy czasu Greenwich. Wojsko przejęło już wszystkie samoloty cywilne. Anglicy też wprowadzili Drugie Zarządzenie Królowej. Na niemieckich lotniskach wre.
– Ile czasu zajmie przerzut?
– Od ośmiu do dwunastu dni, sir.
– Możemy nie mieć tyle czasu.
– Owszem, sir.
– Proszę mi coś powiedzieć o rosyjskim systemie zwiadu orbitalnego – poprosił Baker.
– Admirale cały czas dysponują nad oceanem satelitą Kosmos 1801. Jest połączony z elektronicznym satelitą wywiadowczym Kosmos 1813. 1801 jest urządzeniem radiolokacyjnym o napędzie atomowym. Sądzimy, że potrafi przesyłać zdjęcia do systemu radarowego.
– Nigdy o czymś takim nie słyszałem.
– Narodowa Agencja Bezpieczeństwa wykryła kilka miesięcy temu jakieś sygnały wideo, lecz informacji, tej nie rozpowszechniono, gdyż nie było kolejnych potwierdzeń. – Toland nie dodał, że działo się to wtedy, kiedy wiadomość ta wcale jeszcze marynarce nie była potrzebna. Ale teraz powinni wiedzieć. Po to ja tu jestem, zadecydował. – Podejrzewam, że Iwan dysponuje kolejnym satelitą radiolokacyjnym, gotowym w każdej chwili do wystrzelenia. Zapewne ma ich więcej. Wysyłają dużo takich ptaszków komunikacyjnych poruszających się na niskich orbitach oraz wiele innych elektronicznych urządzeń wywiadowczych; normalnie mają ich na górze sześć lub siedem. W obecnej chwili – dziesięć. To zapewnia im nieprawdopodobnie dokładny zwiad. Usłyszą każdy hałas elektroniczny.
– I nie można temu zaradzić?
– Na razie nie, sir – przyznał Toland. – Siły powietrzne dysponują wprawdzie rakietami anty satelitarnymi; o ile sobie przypominam mają ich sześć czy siedem. Przeciw prawdziwemu satelicie zastosowane zostały tylko raz, a od zeszłego roku obowiązuje moratorium na eksperymenty z ASAT. Można zapewne odkurzyć i reaktywować program tej broni. Ale to zajmie parę tygodni. Wtedy na pierwszy ogień poszłyby ich ptaszki radiolokacyjne – zakończył dziarsko, z optymizmem w głosie Toland.
– No dobrze, w najbliższym czasie mamy spotkać się na Azorach z „Saratogą" i eskortować dywizję amfibii morskich na Islandię. Zakładam, że Rosjanie cały czas nas obserwują! Mam nadzieję, że kiedy tam wreszcie dotrzemy, rząd Islandii pozwoli nam wylądować. Islandczycy cały czas nie mogą podjąć decyzji, jak potraktować ten kryzys. Boże, ciekaw jestem, czy NATO zdoła się zebrać.
– Przypuszczalnie to wszystko jest jakimś potwornym szachrajstwem. Problem tkwi w tym, że wiele państw wzięło to serio; w każdym razie oficjalnie.
– Tak, to mi się podoba. Proszę prowadzić w dalszym ciągu drobiazgowe analizy zagrożenia ze strony radzieckich okrętów podwodnych i lotnictwa. Proszę też natychmiast mi meldować o najmniejszych nawet zmianach w tym, czym dysponują na morzu.
GAMBIT BASTIONU
– Głębokość? – zapytał cicho McCafferty.
– Piętnaście metrów pod kilem – odparł natychmiast nawigator. – Ciągle jesteśmy poza wodami terytorialnymi Rosjan, ale jeszcze dwadzieścia mil i zacznie się robić gorąco, kapitanie.
Już po raz ósmy w ciągu pół godziny oznajmiał, co mają przed sobą.
McCafferty skinął głową. Nie chciał rozmawiać, nie chciał czynić żadnego zbędnego hałasu. W centrali bojowej „Chicago" panowało napięcie. Unosiło się w powietrzu niczym tytoniowy dym, z którym nie potrafiły sobie poradzić wentylatory. Zebrani w pomieszczeniu ludzie potrząsali nerwowo głowami, unosili lekko brwi i rozglądali się wokół ukradkiem.
Największą nerwowość wykazywał sam nawigator. Mieli tysiące doskonałych powodów, by wynieść się z tych okolic. „Chicago" może znajdował się na radzieckich wodach terytorialnych, a może nie; problem był bardzo skomplikowany. Na północnym wschodzie leżał przylądek Kanin, a na północnym zachodzie – przylądek Swiatoj.
Rosjanie cały ten teren traktowali jako swoją „historyczną enklawę", podczas gdy Stany Zjednoczone respektowały tylko dwudziestoczteromilowy pas wód terytorialnych. Każdy na pokładzie wiedział, że w zaistniałej sytuacji Rosjanie raczej będą od razu strzelać niż dochodzić swych praw w Międzynarodowym Trybunale Morskim. Czy odkryją ich obecność?
Mieli nad sobą ponad pięćdziesiąt metrów wody – atomowe okręty podwodne, podobnie jak rekiny, są stworzeniami głębinowymi. Zwiad taktyczny dostarczył danych o trzech radzieckich okrętach patrolowych: dwóch fregatach klasy Grisha i o korwecie klasy Poti – wszystkie trzy wyspecjalizowane były w zwalczaniu jednostek podwodnych. Mimo że znajdowały się dobrych parę mil dalej, stanowiły poważne niebezpieczeństwo.