Выбрать главу

– Ale skoro został powieszony… – wtrąciła Marjorie.

– Wyrok wykonano bardzo dokładnie – powiedział Michael, – Wisiał dopóty, dopóki nie umarł, i pochowano go w obrębie więzienia Wormwood Scrubs. Ale po roku w Kensington Gardens znów zaczęli znikać mali chłopcy i znów zaczęły się napady na niańki, a każda z nich miała na ciele te same rany i zadraśnięcia, jakie stwierdzono u ofiar Piotra. Piotr zdzierał napadniętym ubrania za pomocą haka u ręki.

– Haka u ręki? – powtórzyła Marjorie słabym głosem.

Wuj Michael podniósł dłoń, zakrzywiając jeden palec.

– Jak myślisz, skąd sir James zaczerpnął pomysł na postać kapitana Hooka?

– Ależ ja odniosłam takie same skaleczenia.

– Wiem – przytaknął wuj Michael. – Właśnie próbuję ci to wyjaśnić. Człowiekiem, który cię zaatakował i który porwał Williama, był Piotr.

– Co? Tamto wszystko odbywało się ponad sto lat temu. Jak to mogło się stać teraz?

– Tak samo jak w tysiąc dziewięćset pierwszym roku, kiedy Piotr próbował porwać mnie. Byłem jeszcze w wózku. Moja niańka walczyła z nim, ale dosięgnął jej krtani i rozerwał arterię szyjną. Mój brat i siostra też próbowali z nim walczyć, ale powlókł ich ze sobą. Byli jeszcze mali, więc nie mieli żadnych szans. Parę tygodni później jakiś pływak natknął się na ich ciała w Serpentine.

Wuj Michael zasłonił ręką usta i przez prawie minutę milczał.

– Moja matka niemal oszalała z rozpaczy. W jakiś sposób jednak wiedziała, kto zabił jej dzieci. Spędzała popołudnia w Kensington Gardens, śledząc prawie wszystkich mężczyzn, których zobaczyła. W końcu trafiła na niego. Stał między drzewami, obserwując dwie niańki siedzące na ławce. Podeszła do niego i rzuciła mu wyzwanie. Powiedziała, że wie, kim on jest, i że wie, iż zamordował jej dzieci. Wiesz, co na to odparł? Nie zapomnę nigdy matki, kiedy mi to opowiadała. To wspomnienie do tej pory przyprawia mnie o dreszcze. Powiedział: "Nie miałem nigdy matki ani ojca. Nie wolno mi było być dzieckiem. Ale pewna stara kobieta na Haiti oznajmiła mi, że mogę być zawsze młody pod warunkiem, że będę jej przysyłał na skrzydłach wiatru dusze małych dzieci". Wiesz, co jeszcze wyjawił matce? "Dusze twoich dzieci poleciały na daleką wyspę, ale dzieci, jeśli chcesz, mogą żyć w dalszym ciągu. Idź na ich groby, przywołaj je, a one przyjdą do ciebie. Żeby tak się stało, potrzebne jest wezwanie matki". Matka zapytała: "Kim jesteś? Czym jesteś?" Odpowiedział: – "Jestem ››Pan‹‹, co jest niczym innym niż polskim odpowiednikiem słowa "Mister". Dlatego moja matka nazwała go "Panem Piotrem" i stąd pochodzi tytuł opowiadania sir Jamesa Barriego. Niezgodność z prawdą polega na tym, że kapitan Hook i Peter Pan w realnym życiu nie byli nieprzyjaciółmi: stanowili jedną i tę samą osobę.

Marjorie spoglądała w przerażeniu na wuja Michaela.

– Co zrobiła moja stryjeczna babka? Nie przywołała swoich dzieci?

Wuj Michael potrząsnął przecząco głową.

– Kazała przykryć ich groby ciężkimi płytami z granitu.

Potem, jak już wiesz, robiła wszystko, co mogła, żeby ostrzec inne matki przed niebezpieczeństwem ze strony Piotra Pana.

– A więc wierzyła w to, że mogła przywrócić dzieci do życia?

– Myślę, że tak. Ale zawsze mi powtarzała: "Co za pociecha z życia, jeśli się nie ma duszy?"

Marjorie siedziała u wuja aż do zmroku, do chwili kiedy głowa osunęła mu się na bok i zaczął chrapać.

Stała w kaplicy cmentarnej, ubrana na czarno: w czarną suknię i czarny kapelusz. W rękach trzymała czarną torebkę. Twarz oświetlał jej promień słońca wpadającego przez okno nawy.

Biała trumienka Williama była otwarta, on sam leżał na białej jedwabnej poduszce. Miał zamknięte oczy, drobne rzęsy zakręcały mu się nad śmiertelnie bladymi policzkami, usta były lekko rozchylone, jakby jeszcze oddychał.

Po obu stronach trumienki paliły się świece, obok stały dwie wysokie wazy, pełne białych gladioli. W kaplicy panowała cisza, przerywana od czasu do czasu pomrukami ruchu ulicznego i dudnieniem kolejki podziemnej Central Line, biegnącej głęboko pod fundamentami budynku.

Marjorie czuła, jak bije jej serce: wolno i równo.

Moje maleństwo – pomyślała. – Moje biedne, słodkie maleństwo.

Przystąpiła bliżej do trumny. Wyciągngła rękę i z wahaniem pogłaskała delikatne loczki. Były takie miękkie. Dotykanie ich sprawiało jej mękę.

– Williamie – wyszeptała.

Leżał na swoim miejscu – zimny i cichy. Nie ruszał się ani nie oddychał.

– Williamie – powtórzyła. – Williamie, mój najdroższy, wróć do mnie. I wróć do mnie, panie Billu.

Nie było żadnej reakcji.

Czekała jeszcze chwilę. Czuła się zawstydzona daniem wiary opowiadaniom wuja Michaela. Piotr Pan! Rzeczywiście! Starzec zapewne cierpi już na uwiąd.

Cicho, na palcach, podeszła do drzwi. Posłała ostatnie spojrzenie w stronę Williama i zamknęła drzwi za sobą.

Ale w chwili kiedy puszczała klamkę, ciszę zakłócił przeraźliwy pisk, najbardziej przerażający, jaki usłyszała w życiu.

Szczupły, ciemny mężczyzna, stojący pod drzewami w Kensington Gardens, podniósł głowę i nasłuchiwał; spodziewał się, że w szumie wiatru usłyszy płacz dziecka. Słuchał i uśmiechał się, chociaż nie odrywał wzroku od młodej kobiety, która zbliżała się, pchając przed sobą wózek dziecinny.

Niech Bóg błogosławi wszystkie matki – pomyślał.

DYWAN

Münster, Niemcy

Przyjechałem do Münster po raz pierwszy, gdy mój ojciec odbywał służbę w British Forces w Niemczech. Münster leży nad kanałem Dortmund – Ems, prawie sto kilometrów na północ od Düsseldorfu. Kiedyś było biskupstwem, którego książęta-biskupi rządzili przyległymi ziemiami.

Podczas wojny, podobnie jak wiele innych westfalskich miast ucierpiało znacznie od bombardowań, i chociaż wiele spośród jego XII- i XIII-wiecznych budynków zostało pieczołowicie odbudowanych, to jednak zwiedzając je, ma się wrażenie, że ogląda się kopię przedwojennej świetności, ale ducha przeszłości już w nich nie ma.

Zostało w Münster trochę imponujących zabytków: katedra z pięknymi rzeźbami romańskimi i gotyckimi, XIV-wieczny kościół Matki Boskiej z gotycką wieżą. Słynną gotycką fasadę ratusza, wybudowaną w 1335 roku, zniszczoną bombami, wiernie odrestaurowano.

Pozostała w Münster atmosfera średniowiecza: szare miasto na rozległej szarej równinie. Zachowało ono także swoje legendy i przesądy oraz baśnie ludowe. Dywan jest adaptacją historii opowiedzianej przez miejscowego piekarza, który odkroił mi wielki plaster Apfelkuchen i polał obficie śmietaną.

Możliwe, że to, co mi opowiedział, było tylko tworem wyobraźni, historyjką o duchach, jedną z tych, które opowiada się w zimie przy piecu. Ale wydaje się, że ta opowieść pozwoli wyjaśnić wiele prawdziwych przerażających wydarzeń, które trapiły Westfalię od początku wieku, od czasów klątwy Wolfshaut.

Nie wiecie co oznacza Wolfshaut? Zaraz się dowiecie.

Dwa dni później, w odległym o prawie siedemdziesiąt pięć kilometrów mieście katedralnym Münster, wysoka kobieta weszła do sklepu z antykami, mieszczącego się w pobliżu XIII -wiecznego Buddensturmu. Dzwonek wejściowy, poruszony drzwiami, zadzwonił; poranne słońce oświetlało rogate głowy jelenie i gabloty z wypchanymi lisami.