Выбрать главу

– Kiedy pan do tego doszedł? – chciałem się dowiedzieć.

Wóz policyjny podjechał do krawężnika, więc nie mogliśmy dłużej rozmawiać.

John Bososama spojrzał na mnie. Pod oczami zebrały mu się błyszczące krople, które mogły być deszczem lub łzami.

– Był młody człowiek nazwiskiem Duke Jones. Jego dziedziczne nazwisko, afrykańskie, brzmiało: Bongoumba.

Mieszkał tu, w tym mieszkaniu, a ta młoda dziewczyna, którą widziałeś, była jego żoną. Bongoumba czuł w sobie jakąś straszliwą, ponurą moc od chwili, gdy został muzułmaninem. Było to coś złego, mściwego i niesamowitego. Coś, co mogło nim całkowicie zawładnąć. Dlatego przywiozłem mu tę paczkę.

W trakcie mojej podróży służbowej do Arabii Saudyjskiej zboczyłem do Zairu i nabyłem wszystkie amulety, których dawni szamani używali do przepędzania ducha Iblisa. Magiczne krążki, włosy lwa, kości mające moc magiczną.

– Trochę prymitywne, prawda? – zapytałem.

Pokiwał głową i prawie się uśmiechnął.

– Racja, ale mamy do czynienia z bardzo prymitywnym diabłem. Ze złym duchem z dawnych, dawnych czasów. Uczą nas, że każda religia ma swoje demony, jeśli więc przyjmujemy tak starożytną religię jak islam, będziemy mieli do czynienia z jej starożytnymi zagrożeniami.

– Więc wierzy pan w Allaha i Mahometa?

– Bardziej niż kiedykolwiek. Im więcej znajduję dowodów istnienia Iblisa, tym głębiej wierzę w wielkość i moc Allaha i jego świętego wysłannika. Czyż szatan nie jest najlepszym dowodem istnienia Boga?

Podszedł policjant w skórzanej kurtce i zwrócił się do nas:

– Czy to wy wzywaliście policję? W sprawie zabójstwa?

John Bososama potwierdził.

– Ona jest na górze – powiedział ciężko. – Obawiam się, że nie żyje od dawna.

Przeszedłem kompletne, rutynowe badanie policyjne i spędziłem długie godziny na posterunku, ale w końcu detektywi puścili mnie do domu. Zmęczony, zjadłem talerz zimnego makaronu i przed pójściem do łóżka obejrzałem ostatnie wiadomości. Judy była troszeczkę wstawiona, ale kiedy opowiedziałem jej, co się stało, współczuła mi i przyrządziła mocny koktajl z whisky, bym mógł zasnąć.

Nie opowiedziałem jej niczego z tych bajek o Iblisie.

Niezależnie od tego, że sam nie uwierzyłem w tę historię, nie chciałem przysparzać jej nocnych koszmarów. Wystarczyło pomyśleć o girlandach jelit czarnej dziewczyny, bez dodawania do nich obrazu potwora o wielbłądziej głowie, z wieloma rzędami kłów. Budziłem się w nocy parę razy na dźwięk syren na Dwunastej Ulicy, gdzie mieszkaliśmy, i zastanawiałem się, jaki, do cholery, jest sens istnienia świata. Czy rzeczywiście istnieje tajemniczy, przerażający świat podziemny, opanowany przez diabły i demony, czy to jedynie zły sen? Usłyszałem w ciemności jakiś chroboczący odgłos. Miałem nadzieję, że to nic gorszego niż mysz.

Przez dwa czy trzy tygodnie życie toczyło się normalnie. Budziłem się rano, jechałem metrem do przedsiębiorstwa taksówkowego, brałem wóz i wyjeżdżałem na służbę. Woziłem biznesmenów, ludzi załatwiających sprawunki, stare zmęczone kobiety, menedżerów, modelki, prostytutki i turystów. Przemierzałem miasto wzdłuż i wszerz. Tkwiłem w korkach na Herald Square. Prześlizgiwałem się przez Szóstą Aleję. Pokonywałem trasę tam i z powrotem na lotnisko. Jeździłem po opadających liściach w Central Parku. Było tam zimno i elegancko, a w powietrzu zawsze unosiła się woń przypalonych precli.

Któregoś dnia, kiedy przybyłem do pracy, z małego przegrzanego pomieszczenia, ozdobionego zdjęciami Chesty Morgan, wyszedł mój szef i wręczył mi paczkę.

– To dla ciebie – powiedział. – Przyniósł ją jakiś czarny facet. Mówiłem, że wkrótce przyjdziesz, ale on nie chciał poczekać.

– Czarny facet? – spytałem macając paczkę. Wyczuwałem w niej miękkie i twarde miejsca, i jakieś bezkształtne przedmioty. – Wysoki, wyraża się jak profesor? W płaszczu z wielbłądziej wełny?

– Tak, to ten. Wyglądał, jakby był chory.

– W porządku – odrzekłem niezdecydowanie. – Dziękuję.

Usiadłem w wozie i otworzyłem paczkę. Zajrzałem do środka i zobaczyłem wianek ze srebrno-czarnych włosów, przewiązany rafą, dwie brązowawe kości i małą figurkę mężczyzny, przyozdobioną krążkami z miedzi, przymocowanymi do niej drutem. Całość była pomalowana. Był też krótki list. Rozwinąłem go i szybko przeczytałem.

Drogi Panie Daniels

Zdaje pan sobie sprawę, że nie oddawałbym panu tej paczki, gdyby to nie byla sprawa życia i śmierci. Ale czy pan uwierzy, czy nie, duch Iblisa ponownie ożył na Manhattanie i mści się na "synach kurzu" – na tych muzułmanach, którzy ze względu na odstępstwa od praktyk religijnych stanowią łatwe i usankcjonowane ofiary.

Obawiam się, że mnie również ściga i śledzi moje ruchy. Tak więc jedyną moją szansą jest przekazanie tej paczki panu i przedstawienie mojej prośby. Otóż kiedy w gazetach pojawi się wiadomość o mojej śmierci, proszę o odszukanie kostnicy, w której będzie moje ciało, i o przeprowadzenie za pomocą załączonych amuletów krótkiego rytuału, opisanego poniżej. Wiem, że pan nie jest ani muzułmaninem, ani czarnym, ale właśnie w takich okolicznościach Iblis nie będzie pana podejrzewał i pozwoli zbliżyć się do mojego ciała.

W imię wszystkich czarnych ludzi, którzy zostali sprowadzeni do tego kraju jako niewolnicy, w imię Allaha, proszę zrobić wszystko, co będzie pan mógł.

Pański przyjaciel

John Bososama

Włożyłem list z powrotem do paczki. Pański przyjaciel, ha. Mając takich przyjaciół, nie trzeba już mieć wrogów. Nawet zbrodnie na ulicach przebierają miarkę. Zapuściłem silnik taksówki i z nieprzyjemnym uczuciem lęku wyjechałem na ulicę. Przez cały dzień unikałem wożenia czarnych. Także Chińczyków. Któż może wiedzieć, jaki rodzaj demonów mają w zanadrzu?

Przez dwie czy trzy noce źle spałem. Judy była bardzo zmartwiona i chciała, by wezwać lekarza. Ale ja nie musiałem wydawać czterdziestu dolarów, żeby się dowiedzieć, co mi jest. Ciągle miałem przed oczyma obraz przebitej dziewczyny ze Sto Trzynastej Ulicy i wysokiego, czarnego faceta w płaszczu z wielbłądziej wełny i przypominałem sobie historie o starożytnym islamskim demonie, te, które mi opowiadał. Wiedziałem, że to śmiechu warte, ale codzienne jeżdżenie po Manhattanie sprawia, że człowiek jest zdolny uwierzyć we wszystko. Czy wiecie że przejeżdżając pewnego dnia przez Queens zobaczyłem, jak jakaś dziewczyna siada na jezdni, oblewa się benzyną i podpala? Naokoło zgromadzili się ludzie i przyglądali się jej ze zwyczajnym zaciekawieniem. Byłem tylko zdziwiony, że nie podszedł do niej ktoś z kiełbaską na patyku.

Wieść przyszła w wigilię Dnia Dziękczynienia. Nie za pośrednictwem gazety, ale przez radio, kiedy wiozłem jakiegoś agenta ubezpieczeniowego do jego domu w Yonkers. "Urzędnik Chase Manhattan Bank został brutalnie zamordowany pod rampą, w miejscu, gdzie południowa jezdnia Park Avenue łączy się z Czterdziestą Ulicą. Znalezione przy ciele karty kredytowe pozwoliły ustalić, że nazywał się John Bososama. Morderstwa dokonano w odległości zaledwie kilku przecznic od oddziału jego banku przy Lexington Avenue. Policja i przedstawiciele banku stwierdzili, że nie miał przy sobie pieniędzy i że motywem zabójstwa ››prawdopodobnie nie był rabunek‹‹. Głowę Basosamy przytrzaśnięto drzwiami samochodu, a ciało było potem przekręcane, aż do złamania szyi. Następnie ciało zostało porąbane, tak że – jak to określił detektyw Ernest Saparelli – ››wyglądało jak hamburger‹‹.