Dan, obserwowany z bliska przez Holtnana, pochylił się nad ciałem i badał je stararmie. Było to ciało mężczyzny o szczupłej twarzy, z kilkoma włoskami, które pozostały z koziej bródki. Wargi, cofnięte w odrażającym uśmiechu, odsłaniały połamane i zepsute zęby. Oczy miał mętne jak u ugotowanego dorsza.
– Kiedy umarł? – zapytał Dan.
Holman wzruszył ramionami.
– Trudno powiedzieć. Podobny jest do ludzi z bagien, znalezionych w Jutlandii i w Szlezwiku-Holsztynie, doskonale zakonserwowanych w glinie. Z badań stopnia rozpadu węgla wynikało, że żyli od tysiąc sześćset do dwóch tysięcy lat temu. Ale ten człowiek umarł znacznie później.
Dan przykucnął przy błyszczącej szarej postaci i zajrzał jej w twarz.
– Wygląda tak, jakby zamknął oczy dopiero wczoraj, prawda? Czy na wszelki wypadek wezwałeś policję?
Holman potrząsnął przecząco głową.
– Musisz to zrobić – poradził Dan i podniósł się.- Prawdopodobnie jest dokładnie tym, na kogo wygląda, to znaczy zmumifikowanym poddanym króla Jakuba Pierwszego. Ale nigdy nie wiadomo. Ktoś mógł być tak przebiegły, że po zabiciu kochanka żony ubrał go w wypożyczony kostium i pogrzebał właśnie tutaj, w miejscu, gdzie stał teatr Globe, aby każdy mógł sądzić, że umarł w okresie panowania króla Jakuba.
– Z całym szacunkiem dla ciebie, Dan, jest to najbardziej przemawiająca do wyobraźni teoria, jaką usłyszałem w życiu – odparł Holman. – Ale glina wokół ciała była twardo ubita tak jak glina wokół szczątków ścian teatru. Gdyby ciało pogrzebano niedawno, to w glinie pozostałyby wyraźne ślady jej naruszenia.
Pokazał mały, sczerniały z wiekiem kawałek drewna.
– Popatrz, co było przywiązane do jego szyi. Gag, czyli knebel aktorski. Aktor brał taki do ust, żeby ćwiczyć wymowę. Stąd pochodzi określenie "mówić gagi". Zdecydowanie jakubiański.
– Mimo to musimy wezwać policję. Takie jest prawo.
– Bardzo dobrze – zgodził się w zniecierpliwieniu Holman, zabijając ręce. – Ale czy możemy opóźnić to o czterdzieści osiem godzin? A dokładniej: czy możemy o tym nie mówić nikomu przez czterdzieści osiem godzin? Chciałbym przeprowadzić trochę wstępnych badań bez udziału setek ciekawskich. Chciałbym z nim zostać sam. – Holman wyprostował się i rozejrzał po błotnistych, połyskujących w słońcu rowach, a potem spojrzał znów na ciało. – Czy przyszło ci do głowy, Dan, że ten człowiek prawdopodobnie oglądał przedstawienie sztuki Williama Szekspira? Któregoś ranka, we wczesnych latach siedemnastego wieku, włożył na siebie ten strój, poszedł do Globe i tam umarł. Może spłonął w ogniu w czasie pożaru teatru w tysiąc sześćset trzynastym.
– Miejmy nadzieję, że tak było – zauważył Dan. – Ostatnią rzeczą, której moglibyśmy sobie życzyć, byłoby intensywne dochodzenie w sprawie o morderstwo, w połowie prac wykopaliskowych. I tak będzie wystarczająco kiepsko kiedy dowie się o tym prasa.
Rozmawiali jeszcze, gdy pojawiła się dziewczyna, w wieku około dwudziestu lat, idąca w ich stronę przez wykopalisko.
Była w żółtym kasku ochronnym i w zielonej puchowej kurtce. Długi kosmyk jasnych, falujących włosów przesłaniał jedną stronę jej twarzy. Nie miała więcej niż sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, ale ze swoimi oczami lalki i z zadartym noskiem wydawała się wyjątkowo ładna. Poza tym że była wybitnym archeologiem, co doceniali obaj mężczyźni, zaręczyła się z zawodowym tenisistą o szerokich barach, imieniem Roger; ponieważ zaś Roger łączył w sobie wybuchowy temperament z dziką zazdrością, więc większość jej kolegów archeologów trzymała się od niej z daleka.
– Halo, doktorze Essex – powiedziała. – Co pan o nim sądzi? Postanowiłam, że nazwę go Tymon, zgodnie z tytułem najgorszej sztuki Szekspira Tymon Atericzyk, której bohater umarł dramatyczną śmiercią.
– Jak się masz, Rita? – powitał ją Dan. – Moje gratulacje. Niezły eksponat… jeżeli jest oryginalny.
– Oczywiście, że jest oryginalny – odparła Rita, klękając w błocie obok niego. – Biedak, pewnie został przywalony w jakimś pomieszczeniu piwnicznym. Znalazłam go pod tamtym dębowym stropem. Musieliśmy użyć koparki, żeby go dźwignąć. – Starannie usunęła pędzelkiem glinę z piersi Tymona. – Chciałabym wydostać go stąd jak najprędzej i przenieść do klimatyzowanego pomieszczenia. Nie można przewidzieć, co się stanie, kiedy zacznie na niego działać powietrze. Możemy go stracić w ciągu dwóch, trzech dni, a może nawet jeszcze wcześniej. Spójrzcie na jego guziki! Piękne, z masy perłowej, wszystkie ręcznie rzeźbione.
– To jest rzeczywiście coś – zachwycił sig Holman.- Patrzymy na kawałek historii.
Dan podniósł ręce poddając się.
– W porządku. Daję wam trochę czasu. Poproszę firmę Dunstan & Malling, żeby wzmocnili straż. Nie wspomnę im oczywiście, z jakiego powodu. – Dunstan & Malling byli przedsiębiorcami budowlanymi, którzy pierwsi odkryli ruiny siedemnastowiecznego szekspirowskiego teatru Globe, trzy dni po rozpoczęciu prac przy wykopach pod fundamenty dwudziestodwupiętrowego wieżowca o nazwie Globe House. Oficjalnie, w obecności prasy, obaj dyrektorzy mówili o "zabezpieczaniu dziedzictwa kulturalnego Anglii". W rzeczywistości byli wściekli z powodu zwłoki, ponieważ Wydział Ochrony Zabytków powołał zespół Dana w celu przeprowadzenia prac wykopaliskowych i zaproponowania sposobów udostępnienia odkrycia turystom.
Dan zapiął płaszcz dla ochrony przed wiatrem i właśnie chciał wyjść, kiedy Rita zawołała:
– Dan, poczekaj! Spójrz na to!
Dan uważał trupy za szczególnie mało pociągające, nawet takie, które miały ponad trzysta lat i były niewiadomego pochodzenia. Wrócił jednak do płóciennej zasłony, gdzie pracowała Rita.
– Spójrz. On nie zginął w pożarze ani w żaden podobny sposób. Popatrz na jego pierś.
Obróciła trupa tak, że teraz jego oskarżający wzrok skierowany był ponad jej ramieniem. Potem odstąpiła, żeby Dan mógł zobaczyć ogrom nieszczęścia, które spotkało Tymona.
Lewa strona jego ciała była rozdarta od pachwiny aż po mostek, jak gdyby zaatakowała go ogromna, rozwścieczona bestia. Wnętrze ciała wypełniła mokra glina, ale mimo to można było zobaczyć, że większość wewnętrznych organów została wydarta.
– Jezu! – wykrzyknął Dan i zbliżył się ze zgrozą do Tymona. – Co mu się, do diabła, przydarzyło?
– Nie mam pojęcia. Może przebiły go belki spadające w czasie pożaru teatru – podsunął Holman.
– To wygląda raczej na atak dzikiego zwierzęcia – zauważył Dan.
– Może napadł go niedźwiedź – fantazjowała Rita. – Oni czasem przyprowadzali niedźwiedzie, żeby zabawić publiczność. Kiedy wybuchł pożar, niedźwiedź mógł wpaść w szał.
– Myślę, że to przesada – stwierdził Holman.
– Nie wiem – rzekł Dan. – Nie dbam o to. Wydaje mi się, że coś go ugryzło; coś bardzo dużego i bardzo rozwścieczonego. Zobaczcie, w jaki sposób została rozdarta jego koszula. To nie mógł być niedźwiedź. Niedźwiedź bawi się ofiarą, szarpie pazurami. Ktokolwiek to zrobił, najpierw popatrzył, a potem wykonał jeden ruch, nyyunngg!
– Nyyunngg? – zdziwił się Holman. – Kto w jakubiańskim Londynie mógł zrobić nyyunngg?
– Więc dobrze… może to zbytnia fantazja – zgodził się Dan. – Mogę sprawdzić, czy są jakieś ówczesne wzmianki o ofiarach pożaru Globe i jakie były przyczyny ich śmierci.
Holman klepnął go w ramię.
– Powodzenia – powiedział. – Poza tym dziękuję za dodatkowy czas. Wiem, że to niełatwo odpierać ataki rządu, przedsiębiorców i prasy, nie mówiąc już o Ricie i o mnie.