Выбрать главу

Uruchomił koparkę przy trzeciej próbie. Silnik dieslowski zaryczał, wyrzucając w poranne powietrze kłęby czarnego dymu. Dan wjechał niezdarnymi szarpnięciami w sąsiedztwo namiotu.

Strażnik, z rękami w kieszeniach, wyszedł z budy, żeby się przyjrzeć. Dan zasalutował… Strażnik odpowiedział tym samym gestem. Biedny frajerze – pomyślał Dan. – Zobaczysz, co się zaraz będzie działo.

Obniżył czerpak koparki i zaczął powoli jechać naprzód, zdzierając z powierzchni wykopaliska ogromne kupy szarej gliny, drewniane podpory, stare drzwi, narzędzia i gruz. Wtłoczył tę całą masę w namiot, który natychmiast runął. Potem wycofał się i znów nabrał gliny do czerpaka.

Przez chwilę myślał, że mu się upiekło, że pogrzebał Y'g Southothe'a bez żadnych kłopotów. Ale kiedy wycofywał koparkę po raz trzeci, grunt nagle wybuchł i błoto, jak czarna krew, obryzgało szybę pojazdu.

Dan mocował się z dźwignią biegów koparki, ale silnik przestał pracować, więc nie zostało mu nic innego niż patrzeć, jak grunt przed nim się gotuje i wypiętrza, tworząc ogromną górę płynnej gliny.

Belki i narzędzia fruwały wyrzucane we wszystkie strony. Grad kamieni i gruzu spadał z ogłuszającym hałasem na kabinę koparki.

Potem błoto rozstąpiło się, tworząc przerażającą przepaść, szybko rozszerzającą się i pogłębiającą. Dan poczuł obrzydliwy, zimny smród rzeźni, smród, który dochodził jakby spoza świata, a nie z jego wnętrza. Z wnętrza zaś wydobywały się, jedna za drugą, kule drżącego światła, jaśniejszego niż słońce. Kule pękały i wyrzucały z siebie błyszczące, czarne meandry napisu: "Y'g Southothe, Bóg nieskończonej przeszłości, Pan pierwotnego szlamu".

Nie wiedział, że krzyczy. Usłyszał tylko ryk zapuszczonego diesla koparki i wycie jej napędu. Potem zaczął spychać góry gliny w otwartą przepaść, cofał się raz po raz i spychał następne porcje, podczas gdy wykopalisko świeciło i trzęsło się od straszliwej mocy Y'g Southothe'a.

Nagle grzmot niesamowitej eksplozji rozdarł poranne powietrze. Wybuch usłyszano nawet w odległym o prawie trzydzieści kilometrów Croydon. Wydawało się, że nastąpiło pęknięcie materii, z której zbudowany jest świat. I tak rzeczywiście było.

Strażnik zobaczył, jak koparka rozpuszcza się, dając oślepiająco białe światło. Niebawem teren opustoszał, nie było widać nikogo. Żadnego światła, żadnych drgających kul. Pozostała tylko mgła i proporczyki, i ponure, niewidoczne barki na Tamizie.

Dopiero po miesiącu Rita otrzymała odręczne zapiski, wysłane do niej kiedyś przez Dana. Opuściła już Ettington Park i zamieszkała z rodzicami w Wiltshire. Większości z nich nie mogła zrozumieć. Ale ostatnia notatka, napisana na kartce wydartej z notesu reporterskiego, zawierała wiadomość o tak straszliwej logice, która omal nie przyprawiła jej o utratę zmysłów.

Wiem teraz na pewno, że to Y'g Southothe zmusił Szekspira do zbudowania teatru Globe, zabierając mu syna, Hamneta. W teatrze miał swoją kryjówkę i panował latami nad życiem jakubiańskiego Londynu. Jestem też przekonany, że to Szekspir spalił Globe, poświęcając życie, żeby wyzwolić tym samym Hamneta z rąk Y'g Southothe'a. Człowiekiem, który napisał ostatnie dzieło Szekspira, "Dwaj szlachetni krewni", nie był on sam, lecz jego syn, Hamnet, zreinkarnowany lub uwolniony; w to drugie będzie ci łatwiej uwierzyć. Według ówczesnych zapisów Hamnet "miał wygląd ojca", a po piętnastu latach spędzonych pod kuratelą Y'g Southothe'a mógł już wyglądać tak samo jak ojciec. Jestem przekonany, że to jest cała prawda o Szekspirze. Pamiętaj, że "nie mógł on dokończyć ››Dwóch szlachetnych krewnych‹‹ i dopiero John Fletcher dopisał akt II, III i IV".

Nie wiem jeszcze, kim jest ten Y'g Southothe, ale z tego, co zrobił z Holmanem, wynika, że jest nieskończenie niebezpieczny. Ponieważ to ja jestem inicjatorem projektu przeprowadzenia prac wykopaliskowych, więc moim zadaniem jest pogrzebanie ciała. Wysyłam ci te kartki na wypadek, gdyby coś źle poszło.

Trzy dni później Rita pojechała pożyczonym od ojca samochodem do Stratford-on Avon i położyła mały bukiet kwiatów w kościele Świętej Trójcy na grobie, o którym myślano, że zawiera szczątki Willa Szekspira. Dołączony do bukietu napis głosił: "Hamnetowi – Wreszcie – Od Ojca, Który Kochał Cię Bardziej Niż Życie".

SERCE HELEN DAY

Tumbleton, Alabama

Alabama znajdzie ciepłe miejsce w sercu każdego, kto kiedykolwiek ją zwiedził. Zwłaszcza południe Alabamy, w okolicy Zatoki Meksykańskiej, nisko położone i gęsto zalesione, o osobliwym, sennym charakterze. Nazwa stanu pochodzi od szczepu indiańskiego, który zamieszkiwał te tereny, nim przyszli biali ludzie. W 1763 roku Francuzi odstąpili tę ziemię Anglikom, na mocy pokoju zawartego w Paryżu, a pod koniec XVIII wieku Wielka Brytania scedowała ją Stanom Zjednoczonym. W 1819 roku Alabama została przyjęta do Unii, ale w 1860, razem z innymi "bawełnianymi" stanami, odłączyła się i wysłała większość białej, męskiej ludności na wojnę domową.

Po wojnie, wobec zdziesiątkowania białych, czarni uzyskali pewne wpływy, ale przez następne sto lat byli politycznie i rasowo dyskryminowani. W dalszym ciągu mają przed sobą długą drogę.

Alabama jest ciepła, przyjazna i zachęcająca. Przybysze traktowani są z szacunkiem i kurtuazją, zwłaszcza ci, którzy zatrzymują się w Sweet Gum Motor Court, dokąd teraz się udajemy.

Kiedy Martin wyjeżdżał z Tumbleton – położonego w Henry County w stanie Alabama – ogromna burza z wyładowaniami atmosferycznymi wisiała już w powietrzu. Na przedniej szybie wynajętego pontiaca zaczynały rozpryskiwać się duże, ciepłe krople deszczu. Przed nim, dalej na wschód, nad doliną Chattahoochee, rozciągała się ciemna kopuła niebios, z odcieniem purpury, a odległe wzgórza lizane były językami błyskawic.

Za nim, na zachodzie, niebo pozostało jasne i bezchmurne. Martina kusiło, żeby zawrócić i pojechać z powrotem, ale był umówiony o szóstej po południu w Eufaula, odległym o kawał drogi, a poza tym wątpił, czy uda mu się prześcignąć zbliżającą się nawałnicę. Wiatr dął coraz silniej, a już w tej chwili ciągle jeszcze oświetlone słońcem drzewa chwiały się pod jego naporem jak ogarnięte paniką kobiety.

Włączył radio i nacisnął guzik "przeszukiwanie". Może znajdzie lokalną prognozę pogody. Złapał jakieś niewyraźne głosy. Jeden z nich był podobny do głosu jego byłej żony. Bezustanne: "ty draniu, ty draniu…" Znowu nacisnął "przeszukiwanie" i złapał: "Z-W-Ó-D zostanie ogłoszony dzisiaj".

"Rozwód" – ach, gówno! Że też musiał usłyszeć to słowo. Gdyby nie pojechał wtedy, pod koniec kwietnia, na seminarium handlowe do Atlanty… Gdyby nie poderwał w barze hotelowym tamtej dziewczyny… Gdyby Marnie nie przyleciała do Atlanty, żeby zrobić mu niespodziankę… Gdyby życie nie było tak cholernie zaskakujące i nie dające się przewidzieć.

Marnie zawsze mu powtarzała, że wystarczy jeden dowód jego niewierności, żeby zniszczyć jej zaufanie – i tak się stało.

Wraz ze swoimi prawnikami ogołociła go ze wszystkiego. Zabrała dom, samochody, obrazy, srebra, oszczędności. Nie wzięła Ruffa, psa myśliwskiego, ale następnego dnia po rozwodzie Ruff wyśliznął się z obroży i zginął pod kołami ciężarówki.

Martin został zdegradowany do roli przedstawiciela Confederate Insurance na Alabamę i Luizjanę. Jeździł w starym stylu od miasta do miasta i sprzedawał tłustym, spoconym ćwokom paki towarów po obniżonych cenach. Większość swoich klientów mógł określić kilkoma słowami: łysi, bigoci, noszący krawaty w przerażającym guście. Ale nie uskarżał się. Z własnej woli przyjął taką pracę. Miał doświadczenie i referencje wystarczające do znalezienia znacznie lepszej posady, lecz chciał (przynajmniej przez jakiś czas), żeby dni płynęły bezimiennie, a poza tym miał uczucie odkrywania Południa.