Выбрать главу

– Czy to ci przeszkadza? – zapytał.

– Kiedyś przeszkadzało. Ale teraz myślę, że dzięki temu miałabym przewagę. Poza tym kobiety mają słabsze mięśnie grzbietu niż mężczyźni, więc chętnie tę przewagę wykorzystam. – Przyjrzałam się Carltonowi z zaciekawieniem. – Powiedz mi tak naprawdę, dlaczego zacząłeś chodzić na treningi?

– Chciałem zobaczyć, na co się tak napaliłaś. Trzy wieczory w tygodniu od tylu lat… Nie opuściłaś ani jednego treningu, zawsze punktualnie. Pomyślałem, że to fantastyczna zabawa.

– Bo jest – odparłam, zaskoczona, że ktoś może myśleć inaczej.

– Jak na razie tego nie zauważyłem – dodał. Nie wiedziałam, że stać go na taki sarkazm.

– Ale zauważysz. Musisz tylko trochę popracować. Wtedy wszystko ci się poukłada.

Marshall miał właśnie zacząć trening, więc wróciłam na swoje miejsce w szeregu. Nie podejrzewałam Carltona o nadmierne zainteresowanie moją skromną osobą. Nie chciało mi się wierzyć, że postanowił mnie naśladować, zwłaszcza po niezbyt miłej wymianie zdań w moim domu na początku tygodnia.

– Ki-o tsuke! – krzyknął Marshall i wszyscy stanęli na baczność.

Podczas przerwy na uzupełnienie płynów po rozgrzewce Marshall niby przypadkiem podszedł do mnie. Widziałam, że zmierza w moją stronę, byłam świadoma każdej minuty, wszystkiego, co robił, gdy po drodze zamieniał po kilka słów z jednym lub drugim uczniem. Podniecała mnie jego bliskość, ale nie miałam najmniejszego pojęcia, co mu powiedzieć.

– Czy wiesz coś więcej o tej sprawie ze szczurem? – zapytałam, gdy dyskretnie skinęliśmy sobie głowami na powitanie.

– Nie. Policja powiedziała, że zdjęcie odcisków palców z drzwi nie wniosło do sprawy nic nowego. Sąsiedzi też nic nie widzieli. Podwórko za domem jest zarośnięte, więc wcale mnie to nie dziwi. Wygląda na to, że szczur złapał się w pułapkę. Nikt go nie męczył ani nic w tym rodzaju.

– Bardzo była roztrzęsiona?

Twarz Marshalla przybrała dziwny wyraz.

– Thea bardzo przeżywa pewne rzeczy – powiedział.

Zastanawiałam się, czy błagała go, żeby do niej wrócił, bo nie czuje się bezpieczna. Na myśl o tym poczułam niesmak. Nie chciałam rozbijać ich małżeństwa. Jeżeli uprawiasz seks z żonatym mężczyzną – powiedziałam sobie w duchu, krzywiąc się – raczej nie wpływa to korzystnie na jego dotychczasowy związek.

Gdy ćwiczyłam buntai z Janet Shook, jedyną kobietą oprócz mnie regularnie uczęszczającą na treningi, przyszło mi do głowy, że ten obrzydliwy żart u Drinkwaterów mógł mieć związek z równie ohydnym wybrykiem, który przytrafił się Thei. Czy była jeszcze inna kobieta tak zakochana w Marshallu, że straszyła te, które uważała za swoje rywalki?

Na myśl o tym ciarki przebiegły mi po plecach, ale było to jedyne sensowne wytłumaczenie dość dziwnych incydentów.

– Lily! – zawołał Marshall.

Przerwałyśmy z Janet ćwiczenie uderzeń i bloków. Ukłoniłam się jej krótko, a potem pobiegłam do niego. Stal obok Carltona i wyglądał na trochę poirytowanego.

– Jesteś dobrą nauczycielką. Cariton i ja nie bardzo sobie radzimy z ćwiczeniami na wytrzymałość, a ja muszę pomóc Davisowi z jego kata. Mogłabyś…

– Pewnie – odparłam.

Marshall poklepał mnie po plecach i poszedł do Davisa, wątłego mężczyzny w wieku dwudziestu kilku lat, handlującego ubezpieczeniami.

– Przykro mi, że musisz się ze mną męczyć – powiedział Cariton, chociaż nie wyglądał na szczególnie zmartwionego.

– Z jaką częścią układu masz kłopot?

– Z całym.

Westchnęłam niezbyt dyskretnie.

– Mam największe kłopoty z zapamiętaniem kolejności ruchów.

– W porządku, wróćmy do shiko-dachi… Nie, stopy na zewnątrz… Teraz jeszcze trochę przykucnij.

Cariton jęknął.

Stanęłam przed nim i przyjęłam postawę do ćwiczenia.

– Odwróć się w tę stronę – powiedziałam mu, wskazując na prawo – a ja odwrócę się w drugą… Nie ruszaj biodrami, pracuje tylko pas barkowy…

– Wytłumacz mi jeszcze raz, po co się tak tłuczemy po rękach – poprosił żałośnie.

– Żeby się uodpornić. Żebyśmy nie czuli tak bardzo bólu w czasie walki.

– Teraz dajemy sobie popalić, żebyśmy później nic nie czuli?

– Właśnie… Dobra, teraz przedramiona w górę, w dół… I zmiana stron! Przedramiona w dół, w górę, zmiana stron!

– Wiesz co? – wydyszał po kolejnych kilku sekundach. – Co być zrobiła, gdybym się teraz pochylił i pocałował cię w kark?

– Stoisz w pozycji z odsłoniętymi genitaliami, więc pewnie zaczęłabym od seiken, czyli silnego kopnięcia w pachwinę, a kiedy się pochylisz, dołożę ci łokciem w kark. Jak już będziesz na podłodze, zacznę cię kopać.

– W takim razie lepiej nie.

– Lepiej nie.

– Chciałem się tylko dowiedzieć.

– A ja chcę się od ciebie dowiedzieć czegoś innego.

– Mów.

– Kto dziedziczy blok i wszystkie inne nieruchomości Pardona, jeżeli jakieś mu jeszcze zostały?

Jęknął, gdy przypadkowo szturchnęłam go łokciem.

– Jego siostrzenica, bo siostra nie żyje. Wczoraj telefonowała do jego prawnika, który skontaktował się ze mną, bo pojutrze wybiera się do miasta, żeby załatwić sprawy związane z pogrzebem. Au, Lily! Nie tak ostro! Chce też przejrzeć ze mną jego księgi. Dziewczyna mieszka w Austin w Teksasie. Jestem pewny, że ją polubisz. Jest instruktorką taekwondo. Pardon wspominał mi kiedyś o niej.

– Czy to właśnie dlatego zacząłeś tu przychodzić? Tak naprawdę nie interesuje cię mój rozkład dnia, prawda?

– Powiedziałbym, że pół na pół.

– Chyba powinnam cię ostrzec. Karate goju bardzo się różni od taekwondo. Pod względem filozofii, techniki walki i postaw.

Zamknęłam się i przyśpieszyłam tempo ćwiczeń, dopóki mój partner nie doszedł do kresu sił. Zauważyłam sygnały (drżące nogi, strumienie potu, zaciśnięte zęby), lecz bezlitośnie nie zwracałam na nie uwagi.

– Mam już dość! – zawołał.

Zawstydziłam się, że tak go przeczołgałam.

– Pamiętaj, żebyś go nie spłoszyła – rzucił Marshall za moimi plecami.

– Tak jest, mistrzu. – Starałam się przybrać skruszony wyraz twarzy.

– W szeregu zbiórka! – zawołał Marshall, bo dotąd wszyscy ćwiczyliśmy w parach. Popędziliśmy (a niektórzy z nas pokuśtykali) z powrotem na swoje miejsca.

– Ki-o tsuke!

Stanęliśmy na baczność.

– Rei!

Ukłoniliśmy się.

– Koniec treningu!

– Moje ulubione słowa – mruknął Cariton do Janet, która się roześmiała.

Trochę zbyt skwapliwie jak na kiepski żart – pomyślałam.

Marshall podszedł do mnie i powiedział bardzo cicho:

– Przyjadę po ciebie. Czekaj w domu.

Tymi słowami odpowiedział na wszystkie moje pytania.

Usiadłam na podłodze, chcąc włożyć buty. Po zawiązaniu sznurowadeł wstanie bez podparcia się rękami wymagało wiele wysiłku, lecz była to do pewnego stopnia sprawa honoru. Cariton siedział z przekrzywioną głową na jednym ze składanych krzeseł stojących wzdłuż ściany. Przyglądał mi się badawczo, jak podejrzanej studolarówce.

– Dobranoc – rzuciłam krótko.

– Dobranoc – odpowiedział i pochylił się, żeby zawiązać swoje sportowe buty.

Z jego przystojnej twarzy nie schodziła nachmurzona mina.

Wzruszyłam ramionami i wyszłam z sali. Mijając gabinet Marshalla, pomachałam mu na pożegnanie. Przeglądał właśnie karty kontrolne pracowników. Główna sala była pusta, jeżeli nie liczyć Stephanie Miller, jednej z pracownic Body Time, która prowadzi zajęcia aerobiku. Dużym przemysłowym odkurzaczem czyściła spłowiała zieloną wykładzinę. Skinęłam jej, nie zwalniając kroku. Wyszłam głównymi drzwiami i podeszłam do swojego buicka, jednego z czterech samochodów stojących na parkingu. Moją uwagę zwrócił jakiś przedmiot leżący na masce.