Выбрать главу

– Lepiej wejdźmy do środka – mruknął. – Tutaj nic nie widać.

Claude Friedrich odchrząknął.

– Dobry wieczór, panie Sedaka – przywitał się.

Dopiero wtedy Marshall zwrócił na niego uwagę.

– Dobry wieczór – odpowiedział, kiwnął głową, a potem wrócił do zadrapań na mojej twarzy. – Krwawi – poinformował Friedricha. – Zabiorę ją do domu i zdezynfekuję rany, żeby zobaczyć, czy nie trzeba założyć szwów.

Poczułam, że zaraz parsknę śmiechem. Nikt mnie nie badał tak dokładnie, odkąd mama dostała ze szkoły list z ostrzeżeniem o wszawicy.

– Norvel Whitbread napadł na Lily – poinformował komendant, któremu najwyraźniej zaczął się dawać we znaki chłód nocnego powietrza, sądząc po gęsiej skórce, jaka się pojawiła na jego nagiej klatce piersiowej.

Miałam wrażenie, że czeka, kiedy Marshall zacznie się wobec mnie zachowywać jak mój chłopak – pewnie uważał, że powinien mnie pocieszyć po tym, co przeszłam, albo zagrozić Norvelowi nagłą śmiercią.

– Jak widzę, dałaś mu popalić – powiedział Marshall.

– Tak, sensei – wyjaśniłam.

Nie mogłam już dłużej stłumić chichotu.

Gdy obaj mężczyźni spojrzeli na mnie z bezbrzeżnym zdumieniem, zachichotałam jeszcze głośniej, a potem roześmiałam się na całe gardło.

– Może powinna pojechać do szpitala razem z Norvelem?

– O, to facet musi iść do szpitala? – Marshall był ze mnie tak dumny, jak trener, którego wychowanek junior poradził sobie na ringu z dorosłym przeciwnikiem.

– Złamałam mu nos – potwierdziłam między coraz rzadszymi wybuchami, które oznaczały zbliżający się koniec ataku.

– Był uzbrojony?

– Chyba w kij od miotły – powiedziałam. – Jest tam.

Przedmiot, o którym mowa, wylądował w krzakach pod gankiem.

Friedrich poszedł po niego. Materiał dowodowy – domyśliłam się.

– Lily – zagrzmiał, trzymając go ostrożnie za jeden koniec – będzie pani musiała przyjść jutro na komisariat i złożyć zeznanie. Teraz jest już późno i musi pani zadbać o siebie. Jeżeli pani chce, mogę panią zawieźć do szpitala.

– Nie, dziękuję – odparłam trzeźwo. Wesołość zupełnie mi przeszła. – Naprawdę chcę już iść do domu.

W tej chwili najbardziej potrzebowałam prysznica. Miałam za sobą zwykły dzień pracy, potem zajęcia karate, dwa długie spacery, seks i walkę. Czułam się nieświeżo, mówiąc oględnie.

– W takim razie zostawiam państwa – powiedział cicho Friedrich. – Cieszę się, że nic się pani nie stało. Domyślam się, że kiedy przyjdę na komisariat, dowiem się czegoś o lalce pozostawionej na pani samochodzie.

Nie mogłam się powstrzymać i znacząco spojrzałam na Marshalla. Dobrze, że zdrowy rozsądek kazał mi pójść na komisariat tego samego wieczoru. Zmarszczył brwi.

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.

– Tak, panie inspektorze – powiedziałam, próbując nie sprawiać wrażenia zbytnio zadowolonej z siebie. – Zameldowałam o tym Tomowi Davidowi Meicklejohnowi. On też zaprosił mnie na jutro.

– Pracuje pani w sobotę rano?

– Tak, ale wpadnę około południa.

– W takim razie do zobaczenia. Dobranoc państwu – z tymi słowami policjant odszedł z kijem od miotły w ręku.

Wyczerpanie dopadło mnie ze zdwojoną siłą.

– Wejdźmy do domu – powiedziałam.

W ogródku oświetlonym słabym światłem ulicznej latarni na rogu arboretum zaczęłam szukać kluczy, które się rozsypały, gdy kółko od breloka pękło. Na szczęście był to mój prywatny komplet. Miałam w nim klucze do domu, samochodu i od skrytki bankowej. Zauważyłam błysk metalu w trawie i znalazłam kluczyki do samochodu. Niewiele myśląc, pochyliłam się, by go podnieść, poczułam ukłucie bólu w boku, który przyjął impet pierwszego uderzenia. Syknęłam, więc Marshall, który przyglądał się odchodzącemu przedstawicielowi prawa, pomógł mi wstać.

Klucz od skrytki bankowej dostrzegłam w drodze na ganek. Marshall podniósł go i pomógł mi wspiąć się po schodach do domu. Dopóki nie zauważyłam, jak się rozgląda, zapomniałam, że nigdy wcześniej u mnie nie był.

– Gdzie masz łazienkę? – zaczął i puścił mnie przodem.

Rozebrał mnie, jak to ująć… po lekarsku. Najpierw zdezynfekował mi zadrapania na twarzy, posmarował maścią z antybiotykiem, a potem zajął się moimi żebrami. Delikatnie, lecz zdecydowanie dotykał każdego po kolei, zadając mi pytania, jednocześnie oceniając ciężkość urazów.

– Zażyj dwie aspiryny i zadzwoń do mnie rano – powiedział w końcu. – Myślę, że niczego ci nie złamał. Jesteś tylko nieźle posiniaczona i przez jakiś czas będzie cię bolało. Zakleję ci siniak plastrem. Dobrze, że Norvel jako alkoholik prowadzi siedzący tryb życia, w przeciwnym razie wylądowałabyś w szpitalu. Kiedy się zorientowałaś?

– Za późno – przyznałam. – Czekał na mnie pod wiatą w masce i ciemnym ubraniu. Mimo to… – mój głos zamarł.

Zorientowałam się, że nie mogę sklecić jednego spójnego zdania. Marshall wyjął z bieliźniarki podręczną apteczkę i opatrzył mi rany.

– Muszę pod prysznic – powiedziałam. – Wyjdź.

– Pamiętaj, żeby nie zmoczyć plastra. Odwróć się.

– Tak, sensei.

– Dzisiaj będę spał na twojej sofie w pokoju gościnnym.

– Jest za mała. Będzie ci ciasno.

– W takim razie w śpiworze?

– Nie. Nie przepadam za kempingami.

– Na podłodze?

– Możesz spać ze mną. Mam dwuosobowe łóżko.

Wyczułam, że chce mnie zapytać, dlaczego wymknęłam się od niego w środku nocy. Na szczęście miał na tyle taktu, że nie zadręczał mnie o to w chwili, gdy padałam na nos z wyczerpania. Pomógł mi się wydostać z reszty ubrania, a potem wyszedł bez słowa. Poczułam ogromną wdzięczność i ulgę. Odkręciłam prysznic i gdy tylko woda zrobiła się dość ciepła, weszłam do brodzika, zaciągnęłam zasłonę i po prostu pozwoliłam wodzie spływać po sobie. Po kilku sekundach wzięłam mydło, szampon i umyłam się na tyle gruntownie, na ile pozwalały wskazówki Marshalla. Nawet wygoliłam się pod pachami. Niestety, zajęcie się nogami okazało się zbyt trudne.

Gdy wyszłam spod prysznica do zaparowanej łazienki i zaczęłam myć zęby, poczułam się o wiele lepiej. Koszula nocna wisiała na haczyku na drzwiach. Wciągnęłam ją przez głowę, gdy skończyłam wieczorny rytuał pielęgnacyjny, używając dezodorantu, kremu i płynu do zmiękczania skórek. O Marshallu przypomniałam sobie dopiero po wejściu do sypialni. Przeżyłam szok, gdy na poduszce obok mojej zobaczyłam czarne włosy. Był na tyle miły, że zajął część łóżka od ściany i zostawił mi stronę zewnętrzną przy nocnej szafce. Nie wyłączył lampki. Twardo spał na lewym boku, odwrócony do mnie plecami.

Poruszając się bardzo cicho, jak zwykle przed snem, sprawdziłam, czy zamknęłam drzwi frontowe, tylne i wszystkie okna, a potem zgasiłam światło. Ostrożnie wśliznęłam się do łóżka, obróciłam na prawy, nieopatrzony bok, plecami do Marshalla, i mimo dziwnego uczucia towarzyszącego obecności obcej osoby w moim domu i w łóżku, natychmiast zapadłam w głęboki sen.

O ósmej nagle otworzyłam oczy. Zegar cyfrowy na nocnej szafce stał tuż przed moimi oczami. Zastanawiałam się przez chwilę, dlaczego coś mi nie pasuje… Wtedy przypomniałam sobie wydarzenia z poprzedniego wieczoru i nocy. Na plecach czułam ciepło. Nic dziwnego, wtuliłam się w Marshalla. Potem poczułam, jak obrócił się za mną i objął mnie ramieniem. Rękami dotknął moich piersi. Przez cienką koszulę nocną czułam, jak się do mnie tuli.

– Jak się masz? – zapytał spokojnie.

– Jeszcze się nie ruszałam – mruknęłam w odpowiedzi.

– A chcesz się trochę poruszać?

– Masz coś konkretnego na myśli? – zapytałam, gdy poczułam, że jego ciało reaguje na zetknięcie z moim.