– Biedny Diii!
Nic dziwnego, że nie spieszył się do ślubu z Vareną. Był szczególnie ostrożny po piekielnym pierwszym małżeństwie, w którym związał się z niezrównoważoną psychicznie kobietą, po tym jak wychowała go kobieta również nie do końca zdrowa na umyśle.
– Nie możemy być pewni, czy jego żona nie zrobiła czegoś szalonego. Może zabiła ich własne dziecko i w zamian uprowadziła Summer Dawn? Judy i Diii mieszkali w Conway, kiedy mała zniknęła. Może Judy Kingery porwała Summer Dawn i opowiedziała Dillowi jakąś bardzo sugestywną bajeczkę.
– Chcesz powiedzieć… że to możliwe, że Diii o tym nie wie? Jack wzruszył ramionami.
– To możliwe – powiedział bez większego przekonania.
Gwałtownie wypuściłam powietrze z płuc, żeby rozładować napięcie.
– No dobrze, teraz Eva Osborn.
– Osbornowie przeprowadzili się tutaj z niewielkiego miasteczka, które leży przy drodze międzystanowej jakieś piętnaście kilometrów od Conway. On pracuje w sklepach meblowych, odkąd skończył college.
Meredith Osborn nie ukończyła nawet pierwszego roku, kiedy za niego wyszła. Emory Ted Osborn… – Jack przebiegł swoje notatki oczyma w okularach. – Emory sprzedaje meble i artykuły gospodarstwa domowego w Makepeace Furniture Center. A, o tym już mówiłem, kiedy opowiadałem ci, że odwiedziła go tam Betty.
Makepeace Furniture Center było chlubą Bartley. Oferowało wyłącznie ekskluzywne meble i sprzęty najwyższej jakości i mieściło się przy głównym placu miasta. Rozrosło się już na dwa czy trzy sąsiednie budynki.
– Czy Emory był kiedykolwiek notowany? Jack pokręcił głową.
– Nikt z nich nie był.
– Na pewno jest coś, co wyklucza Eve? – Znasz ją?
– Owszem, znam. Osbornowie są właścicielami domku, który wynajmuje moja siostra. Stoi na tyłach domu, w którym sami mieszkają.
– Przejeżdżałem obok. Nie wiedziałem, że Varena wynajmuje ten domek.
– A wiedziałeś, że Meredith Osborn od czasu do czasu opiekuje się i Anną, i Kristą? Spotkałam ją i małą Eve, kiedy byłam wczoraj u Vareny.
– I czego się dowiedziałaś?
– Mają malutkie dziecko, dziewczynkę. Pani Osborn posturą przypomina dwunastolatkę i jest dość sympatyczna. Eva jest… no cóż, jest małą dziewczynką, może trochę nieśmiałą. Jest bardzo chuda, tak jak jej matka. Emory'ego nie spotkałam.
– On też jest drobny, to niski, chudy blondyn. Ma wyjątkowo jasną karnację, bladoniebieskie oczy, prawie niewidoczne rzęsy. Wygląda, jakby nie musiał się jeszcze golić. Jest bardzo skryty. Często się uśmiecha.
– Gdzie urodziła się Eva?
– Właśnie z tego powodu nie mogę jej wykluczyć. Eva urodziła się w domu – powiedział Jack, unosząc brwi tak wysoko, że wyżej już nie można. – Poród odebrał Emory. Ma uprawnienia ratownika medycznego. Dziecko najwyraźniej przyszło na świat tak szybko, że nie zdążyli do szpitala.
– Meredith urodziła w domu?
Chociaż wiedziałam, że z historycznego punktu widzenia kobiety znacznie dłużej, wręcz od zawsze, rodziły w domu, a nie w szpitalu, ta wiadomość była dla mnie szokiem.
– Tak.
Twarz Jacka wyrażała takie obrzydzenie, że miałam nadzieję, że nigdy nie znajdzie się z ciężarną w windzie, która utknęła między piętrami.
Jeszcze chwilę siedzieliśmy przytuleni w łóżku, grzejąc się jedno od drugiego i rozmawiając, ale nie posunęliśmy się ani o krok naprzód. Nie mogłam tego tak zostawić i nie mogłam powstrzymać Jacka od dalszego prowadzenia tej sprawy, nawet gdybym uważała, że to słuszne… A nie uważałam. Było mi nieopisanie żal udręczonych rodziców, którzy od tylu lat tęsknili za swoim dzieckiem, i było mi żal mojej siostry, której szczęście mogło lec w gruzach na trzy dni przed ślubem. Nie miałam pojęcia, co mogłabym zrobić, żeby wpłynąć na wynik dochodzenia Jacka.
To był długi dzień.
Pomyślałam o scenie w gabinecie doktora, okrutnym końcu, jaki spotkał dwoje starzejących się ludzi oddanych swojej pracy w poradni, w której leczyli razem od lat.
Otoczyłam kolana ramionami i opowiedziałam Jackowi o doktorze LeMayu i pani Armstrong. Wysłuchał mnie bardzo uważnie i zadał mi sporo pytań; na niektóre nie umiałam odpowiedzieć.
– Myślisz, że to może być powiązane z twoim śledztwem? – zapytałam.
– Nie wiem jak. – Jack zdjął okulary i odłożył je na nocny stolik. – Ale to dość szczególne, że zostali zabici akurat w tygodniu, kiedy się tu pojawiłem, krótko po tym, jak znalazł się nowy ślad w sprawie Macklesby. Starałem się być bardzo ostrożny, ale w miasteczku takim jak to prędzej czy później wyjdzie na jaw, czego szukam. Jesteś dla mnie doskonałą przykrywką, ale to nie potrwa długo, jeśli będę zadawać złe pytania.
Spojrzałam na zegarek Jacka i wyślizgnęłam się z łóżka. Rozgrzana jego ciepłem, poczułam tym dotkliwszy chłód. Bardzo chciałam zostać przy nim tej nocy, ale nie mogłam tego zrobić.
– Muszę wracać – powiedziałam, wkładając na siebie ubranie i starając się je przywrócić do schludnego stanu sprzed.
Jack też wyszedł z łóżka, chociaż nie tak szybko.
– Chyba tak – powiedział bez entuzjazmu.
– Przecież wiesz, że muszę wrócić do domu rodziców – stwierdziłam, ale bez surowości w głosie.
Jack zdążył już włożyć spodnie. Wkładałam marynarkę, kiedy znów zaczął mnie całować. Przy pierwszej próbie starałam się go odepchnąć, a potem go przytuliłam.
– Wiem, że skoro masz wkładkę, a ja nie używam prezerwatyw, to oznacza, że wiesz, że nie sypiam z nikim innym – powiedział.
To znaczyło coś jeszcze.
– I że ja też nie sypiam z nikim innym – przypomniałam mu.
Po sekundzie brzemiennej ciszy przycisnął mnie do siebie tak mocno, że nie mogłam oddychać, i jęknął. Nagle uświadomiłam sobie, że oboje czujemy dokładnie to samo – to był błysk, trwało to może sekundę, ale ten błysk był tak jasny, że mnie oślepił.
Zaraz potem, przestraszeni tą intymnością, musieliśmy się rozdzielić. Jack odwrócił się, żeby włożyć koszulę, a ja usiadłam, żeby wsunąć buty. Przeczesałam włosy palcami i zapięłam zapomniany guzik.
Milczeliśmy przez całą drogę do mojego domu; przeraźliwy ziąb dawał się we znaki. Kiedy zatrzymaliśmy się na podjeździe, zobaczyłam, że w salonie pali się jedna, maksymalnie przygaszona lampka. Jack pochylił się, żeby dać mi całusa na pożegnanie, szybko wysiadłam z samochodu i przebiegłam po oszronionym trawniku do drzwi.
Zaryglowałam je za sobą i podeszłam do okna panoramicznego. Przez niewielki trójkąt szyby niezasłonięty przez choinkę zobaczyłam, jak samochód Jacka wyjeżdża tyłem na ulicę i rusza w kierunku motelu. Pościel w łóżku Jacka będzie pachniała mną.
W moim pokoju matka zostawiła zapaloną lampę. Rozebrałam się powoli. Było już za późno na kąpiel, mogłabym obudzić rodziców, o ile nie leżeli bezsennie w swoim pokoju, żeby się upewnić, że bezpiecznie wróciłam do domu, tak jak to robili, gdy byłam nastolatką. Kto zliczy wszystkie nieprzespane noce, które im zafundowałam.
Przelotnie pomyślałam o Teresie i Simonie Macklesbych. Ile nocy udało im się spokojnie przespać w ciągu ośmiu lat od zniknięcia ich córeczki?
Morderstwo lekarza i pielęgniarki, stres związany z próbą ślubu i szok wywołany opowieściami Jacka powinny były skutecznie odpędzać sen. Ale wieczór w jego obecności usunął całe napięcie. Pomyślałam z niejakim zdziwieniem, że nawet gdybyśmy się nie kochali, i tak poczułabym się lepiej. Weszłam do łóżka, ułożyłam się na ulubionym boku, wsunęłam rękę pod poduszkę i natychmiast zasnęłam.
Następnego dnia rano wzięłam prysznic i ubrałam się przed zejściem na kawę i śniadanie. Zrobiłam też serię brzuszków i unoszeń nóg, żeby przez cały dzień nie czuć się jak galareta. Rodzice siedzieli przy stole, każde nad swoją częścią gazety. Wyjęłam sobie kubek z szafki.