Выбрать главу

– Dlaczego?

– Roy zbadał zdjęcie i kopertę pod kątem odcisków palców. Na zdjęciu nie było żadnych – zostały starte – ale jeden był na kopercie, na taśmie, którą ją zaklejono. Był wyraźny i bardzo mały. Wspominałaś, że Meredith była bardzo drobna. Zauważyłaś, jakie miała maleńkie dłonie?

Nie zauważyłam.

– Miałem nadzieję, że zdobędę jej odciski palców, żeby je z nim porównać. Zamierzałem zadzwonić do drzwi i powiedzieć, że jestem detektywem, który prowadzi tu śledztwo, a prywatnie – twoim chłopakiem. Chciałem pokazać jej zdjęcie i zapytać, czy już je kiedyś widziała. Jeśli powiedziałaby, że nie, schowałbym je do torebki, a potem zdjął z niego odciski palców.

Gdybym dostała się do domu Osbornow, mogłabym znaleźć coś, na czym na pewno byłyby jej odciski palców. Mogłabym też sprawdzić, czy w księdze pamiątkowej Evy nie brakuje przypadkiem strony.

– Ale ja nie chcę, żebyś się w to mieszała! Widziałaś, jak zginęła Meredith! – powiedział ostro Jack. Szybko podniosłam wzrok. Stał tuż przede mną.

– Od razu widzę, kiedy coś knujesz, Lily. Robisz taką zawziętą minę i zaciskasz szczęki – dodał. – Co ci chodzi po głowie?

– Sprzątanie – odparłam. – Sprzątanie?

– Sprzątanie w domu Osbornow, a potem u Dilla Kingery'ego. Zastanowił się.

– To nie twoja sprawa – powiedział.

– Chcę, żebyśmy wyjechali stąd przed świętami. – Ja też – podkreślił.

– No to o co chodzi? – ucięłam dyskusję.

– Czyżbym właśnie zgodził się na coś, o czym nie wiem?

– Zgodziliśmy się, że chcemy to załatwić przed świętami. Jack rzucił mi ponure spojrzenie.

– Zabieram się stąd – burknął. – Zadzwonię. Nie rób nic, co naraziłoby cię na niebezpieczeństwo.

– Jedź ostrożnie – powiedziałam.

Cmoknął mnie oschle w policzek, obrzucił kolejnym podejrzliwym spojrzeniem i bez dalszych ceregieli wyszedł. Przez odsłonięte okno patrzyłam, jak zapina pasy i wycofuje samochód z podjazdu.

Kiedy tylko odjechał, poszłam do wdowca i zaproponowałam, że wysprzątam mu dom.

ROZDZIAŁ 6

Emory ma tak delikatne rysy i jasną skórę, że zapuchnięte czerwone oczy upodabniały go do królika. Ledwo mnie rozpoznał. Był kompletnie zaabsorbowany swoim cierpieniem, zgryzota przeżarła go na wylot.

– Tak? W czym mogę pani pomóc? – zapytał. Jego głos wydobywał się z dna brzucha.

– Przyszłam posprzątać pański dom.

– Co takiego?

– Tym się zajmuję zawodowo i to mogę panu zaproponować w tym trudnym dla pana czasie. Nadal był zdumiony, a ja byłam niezadowolona z siebie i tym gorzej ukrywałam zniecierpliwienie.

– Moja siostra… – powiedział łamiącym się głosem. – Moja siostra przyjeżdża jutro.

– W takim razie trzeba wysprzątać dom na jej przybycie.

Wciąż wlepiał we mnie wielkie oczy. Wytrzymałam jego spojrzenie. Za nim na końcu ciemnego korytarza zobaczyłam, jak Eva wykrada się na palcach przez otwarte drzwi salonu. Wyglądała jak własny duch.

– Panna Lily! – odezwała się. – Dziękuję, że pani przyszła.

To zdanie jej ojciec najwyraźniej powtarzał odwiedzającym przez cały dzień; jej próba, żeby zachowywać się dorośle, sprawiła, że ścisnęło mi się serce. Poza tym zaczęłam się zastanawiać, co Eva robi w domu, miała przecież być u pastorostwa.

Emory w końcu odsunął się na bok i wpuścił mnie do środka, ale nadal wyglądał na nieprzekonanego. Spojrzałam na zegarek, żeby dać mu do zrozumienia, że szanuję swój czas, i to wyrwało go z letargu.

– To bardzo miłe z pani strony, panno… Bard – powiedział. – Czy jest coś, co powinniśmy…?

– Spodziewam się, że Eva pokaże mi, gdzie co jest.

Nie jestem specjalistką od terapii żałoby. Kompletnie nie znam się na dzieciach. Ale zawsze dobrze jest się czymś zająć.

– Tak byłoby najlepiej – powiedział półprzytomnie Emory. – A ja…

I poszedł sobie.

– A tak – odwrócił się przez ramię – Evo, bądź dobrą gospodynią. Dotrzymaj towarzystwa pannie Bard. Eva wyglądała na trochę rozżaloną, ale odpowiedziała grzecznie:

– Tak, tatusiu.

Ona i ja spojrzałyśmy na siebie uważnie.

– Gdzie jest Jane? – zapytałam.

– U państwa O'Shea. Ja też u nich byłam, ale tatuś powiedział, że muszę wracać do domu.

– Rozumiem. Gdzie jest kuchnia?

Usta małej rozciągnęły się w uśmiechu niedowierzania. Przecież każdy wie, gdzie jest kuchnia! Eva była jednak dobrze wychowaną dziewczynką i poprowadziła mnie na drugi koniec domu i w prawo.

– A rzeczy do sprzątania? – spytałam. Położyłam torebkę na kuchennym blacie, zdjęłam płaszcz i powiesiłam go na krześle.

Eva otworzyła szafkę w przyległej pralni. Zauważyłam, że kosz na brudną bieliznę jest pełny.

– Może lepiej pokaż mi najpierw dom?

I mała dziewczynka oprowadziła mnie po swoim domu. To był olbrzymi, dosyć stary dom, z wysokimi sufitami i ciemnymi dębowymi podłogami, które wymagały sporo pracy. Zauważyłam kratkę wentylacyjną od grzejnika kanałowego. Tego typu ogrzewania nie widziałam już od lat. W salonie, jedynym pokoju o przeznaczeniu ogólno rodzinnym, stała choinka udekorowana symbolami religijnymi. Sofa, ława i komplet krzeseł były wykonane z drewna klonowego, a siedzenia obite stonowanym brązowym materiałem w szkocką kratę. Schludnie i paskudnie.

Emory półleżał na krześle, oplatając ręką kubek zimnej kawy. Wiedziałam, że jest zimna, bo wewnątrz kubka zrobiła się ciemna obwódka. Już kiedy zaczął ją pić, była dobrze odstana. W ogóle nie zwrócił uwagi, że przeszłyśmy przez pokój. Zaczęłam się zastanawiać, czy będę go musiała odkurzyć jak mebel.

Sypialnia Osbornów była czysta, chociaż meble wymagały przetarcia z kurzu. Pokój Evy… cóż, łóżko było akurat pościelone, ale podłogę zaścielały lalki Barbie i kolorowanki. Pokój dziecinny wyglądał najporządniej, bo maleństwo nie umie jeszcze chodzić. Kubeł na brudne pieluchy wymagał opróżnienia. Łazienkę należało gruntownie posprzątać. W kuchni nie było tak źle.

– Gdzie znajdę czystą pościel? – zapytałam.

– Pościel mamy jest tam – Eva wskazała mi bieliźniarkę stojącą w sypialni rodziców.

Zdjęłam pościel z małżeńskiego łóżka; brudną zaniosłam do pralni i wstawiłam pranie. Wróciłam do sypialni i otworzyłam bieliźniarkę.

– Tam jest taboret mamy – powiedziała uczynnie Eva. – Zawsze go używa, kiedy sięga po rzeczy z najwyższej półki.

Byłam co najmniej piętnaście centymetrów wyższa od Meredith Osborn i z łatwością poradziłabym sobie bez stołka. Ale jeśli chciałam zobaczyć, co jest za pościelami, taboret mógł się okazać bardzo przydatny.

Weszłam na stołek, zdjęłam pościel i błyskawicznie objęłam wzrokiem zgromadzone z tylu przedmioty. Zapasowy koc, karton z napisem: „Pasta do butów”, tanie metalowe pudło na akta i ważne dokumenty. Nagle pod stosem torebek zauważyłam pudełko z napisem „Eva”. Rzuciłam czystą pościel na łóżko i wysłałam Eve po ściereczkę do wycierania kurzu i środek do pielęgnacji mebli.

Zdjęłam pudełko z półki i otworzyłam je. Musiałam zacisnąć zęby, żeby się zmusić do przejrzenia jego zawartości. Przepełniało mnie poczucie, że naruszam prywatność Meredith.

W pudełku były wyblakłe ze starości kartki z powinszowaniami, jakie rodzina i przyjaciele przysyłają świeżo upieczonym rodzicom. Szybko je przerzuciłam. Nic się za nimi nie kryło. Znajdowały się tam też malutka grzechotka i pajacyk. Pajacyk był uszyty z miękkiej dzianiny, żółtej w zielone żyrafki, miał standardowe zapięcie w kroku i długie rękawy. Był bardzo starannie poskładany. Może w tym pajacyku Eva przyjechała ze szpitala do domu? Nie, Eva urodziła się przecież w domu, przypomniałam sobie. W takim razie było to zapewne ulubione ubranko Meredith. Moja matka też ma jeszcze niektóre ubranka moje i Vareny, trzyma je na strychu.