Zamknęłam pudełko i odłożyłam na miejsce. Zanim Eva wróciła do sypialni, łóżko było już gładko przykryte kwiecistą narzutą, a w jego nogach leżał poskładany koc.
Razem zabrałyśmy się do ścierania kurzu. Eva naturalnie nie była najbardziej skrupulatną pomocnicą, zważywszy, że miała osiem lat i właśnie straciła matkę. Jeśli chodzi o sprzątanie, jestem bardzo wymagająca i nie przywykłam do współpracy, ale jakoś sobie poradziłam.
Opadły mnie wątpliwości, czy Eva powinna brać udział w sprzątaniu rzeczy swojej matki, ale zachowywała się przy tym tak rzeczowo, że zaczęłam się zastanawiać, czy mała zdała już sobie sprawę, że Meredith nigdy nie wróci.
Podczas sprzątania sypialni dołożyłam starań, żeby zajrzeć we wszystkie zakamarki. Nie posunęłam się do przepatrywania szuflad w komodzie i nocnych stolikach, ale wściubiłam nos wszędzie, gdzie tylko było można: pod łóżko, w kąty szafy, za i pod niemal wszystkie meble. Później, kiedy zaczęłam odkładać na miejsce wyprane i wysuszone rzeczy, zajrzałam także do szuflad. Na pierwszy rzut oka nic specjalnego.
Jedna szuflada małego biurka ustawionego w kącie była pełna rachunków za wizyty lekarskie i recept związanych z przebiegiem ciąży Meredith. Sądząc po nich, była to bardzo trudna ciąża. Miałam nadzieję, że pracownicy salonu meblowego są objęci korzystnym ubezpieczeniem grupowym.
– Potrząśnij pojemnikiem – przypomniałam Evie i mała potrząsnęła żółtym pojemnikiem sprayu do mebli. – A teraz spryskaj.
Eva ostrożnie skierowała chmurę środka do pielęgnacji mebli na blat pustego biurka. Starannie wytarłam go ścierką, a potem ustawiłam na nim z powrotem stojak na korespondencję, kubek pełen długopisów i ołówków oraz pudełko ze znaczkami pocztowymi i etykietami z adresem nadawcy. Kiedy Eva przeprosiła mnie, mówiąc, że musi iść do łazienki, zgrzytając zębami, zrobiłam coś, co przejmowało mnie wstrętem: podniosłam szczotkę do włosów należącą do Meredith Osborn, na której wedle wszelkiego prawdopodobieństwa znajdowały się jej odciski palców, zawinęłam ją w niepotrzebny plastikowy worek, poszłam do kuchni i wsunęłam ją do swojej torebki.
Gdy Eva wróciła z łazienki, byłam już z powrotem w sypialni Osbornów i starannie uklepywałam brzegi stosu papierzysk.
– To rachunki mamy – powiedziała mała z powagą. – Zawsze płacimy nasze rachunki.
– Naturalnie.
Pozbierałam środki do czyszczenia oraz szmatki i część z nich wręczyłam Evie.
– Gotowe.
Kiedy zabrałyśmy się do sprzątania pokoju Evy, zauważyłam, że mała zaczęła się nudzić; urok nowości, jakim było pomaganie mi, już przyblakł.
– Co było wczoraj na kolację? – zapytałam od niechcenia.
– Wczoraj byliśmy w restauracji – odpowiedziała. – I dostałam shake'a. Jane spała przez cały czas. Było super.
– Tata was zabrał – zauważyłam.
– Tak, chciał, żeby mama trochę sobie odpoczęła – powiedziała Eva z aprobatą.
Ale pamięć o tym, jak zakończył się ten wieczór, zaraz uderzyła ją jak obuchem i zobaczyłam, że jej mile wspomnienie o shake'u natychmiast się ulatnia. Nie mogłam jej wypytywać o wczorajszy wieczór.
– A może pokażesz mi swoją ostatnią szkolną księgę pamiątkową i opowiesz mi o swoich koleżankach? – zaproponowałam.
Wyjęłam czystą pościel z jej szafy i zaczęłam zmieniać tę na jej łóżku.
– Pewnie! – zawołała entuzjastycznie Eva. Zabrała się do przeszukiwania niskiej biblioteczki, wypełnionej książkami dla dzieci i rozmaitymi bibelotami. Nie panował tam szczególny porządek, więc nie zdziwiłam się, kiedy mi powiedziała, że nie może jej znaleźć. Zamiast tego przyniosła księgę pamiątkową sprzed dwóch lat i doskonale się bawiła, wymieniając mi imiona wszystkich dzieci uwiecznionych na wszystkich zdjęciach. Musiałam tylko się uśmiechać, kiwać głową i od czasu do czasu zapytać: „Naprawdę?” Najswobodniej, jak tylko potrafiłam, sama przejrzałam zawartość biblioteczki. Księgi pamiątkowej z ubiegłego roku nie było.
Oglądanie zdjęć koleżanek i kolegów wyraźnie Eve uspokoiło.
– Byłaś ostatnio u lekarza? – zapytałam ją mimochodem.
– A czemu pani pyta? – spytała.
Zwątpiłam. Nie przyszło mi do głowy, że dziecko może mnie zapytać, dlaczego chcę coś wiedzieć.
– Jestem ciekawa, do którego lekarza chodzisz.
– Do doktora LeMaya. – Zamyśliła się nad własną odpowiedzią. Jej brązowe oczy zrobiły się jeszcze większe. – On też nie żyje – dodała ze znużeniem, jakby wszyscy wokół niej umierali. Nic dziwnego, że tak myślała.
Nie wiedziałam, jak w naturalny i bezbolesny sposób przepytywać ją dalej, po prostu nie mogłam przysparzać małej zmartwień. Ku mojemu zaskoczeniu Eva sama pociągnęła temat:
– Poszła ze mną mama.
– Naprawdę? – starałam się, żeby mój głos brzmiał możliwie obojętnie.
– Tak. Lubiła pana doktora i pannę Binnie też. Pokiwałam głową, podniosłam stos książeczek do kolorowania i nadałam mu kształt zgrabnego równoległoboku.
– Bolało, ale szybko było po wszystkim – powiedziała, ewidentnie powtarzając słowa kogoś dorosłego.
– Ale po czym? – zapytałam.
– Pobierali mi krew – wyjaśniła Eva z ważną miną.
– Ojej.
– Tak, bolało. Ale tak to już jest, niektóre rzeczy bolą i trzeba to wytrzymać. – Dziewczynka pokiwała filozoficznie głową, jakby miała kilkadziesiąt lat więcej.
Przytaknęłam. Solidna porcja stoicyzmu jak na trzecioklasistkę.
– Chudłam i mama myślała, że może coś jest ze mną nie tak – dodała. – I było?
– Nie wiem. – Spuściła wzrok i popatrzyła na swoje nogi. – Nie powiedziała mi.
Kiwnęłam głową, jakby to było całkiem normalne. Ale wyznania Evy zmartwiły mnie, i to bardzo. A jeśli z małą naprawdę jest coś nie tak? Jej ojciec na pewno o tym wie, o wizycie u lekarza i badaniach krwi też? A jeśli Eva ma anemię albo jeszcze poważniejszą chorobę?
Moim zdaniem Eva wyglądała raczej zdrowo, ale przyznaję, że nie mam wystarczających kompetencji, żeby wyrokować o takich sprawach. Fakt, była chuda i blada, ale nie na tyle, żeby się nie mieściła w granicach normy. Jej włosy lśniły, a zęby wyglądały na zdrowe i wyczyszczone, pachniała ładnie, stała tak, jakby nic jej nie dolegało, i nie uciekała mi wzrokiem – gdyby nie spełniała któregokolwiek z tych warunków, należałoby się martwić, ale skoro je spełniała, nie było chyba powodów do niepokoju. W takim razie dlaczego nie byłam spokojna?
Przeniosłyśmy się do dziecinnego pokoju; Eva nie odstępowała mnie na krok. Od czasu do czasu rozlegał się dzwonek do drzwi i słyszałam, jak Emory ciężkim krokiem idzie otworzyć. Odwiedzający nie zostawali długo. W konfrontacji z czarną rozpaczą Emory'ego trudno było stać i go zagadywać.
Po wysprzątaniu pokoju Jane i łazienki weszłam do kuchni i odkryłam, że ilość jedzenia przyrasta szybciej, niż Emory jest w stanie je magazynować. Stał na środku kuchni z plastikową miską w rękach;
miska była owinięta w różową folię do żywności, która w Bartley jest hitem. Otworzyłam lodówkę i oceniłam sytuację.
– Hmmm – mruknęłam.