Выбрать главу

– Na wyprawę do Franke's Pond jest za zimno, a poza tym jesteśmy już za starzy. Może Heart of Delta?

– Strzał w dziesiątkę – powiedział.

Zanim rozsiedlismy się w jednym z boksów taniej rodzinnej knajpy, w której byliśmy częstymi gośćmi za czasów szkoły średniej, Chandler zdołał mi już sporo opowiedzieć o swoich dwóch próbach małżeńskich, synku, z którego był bardzo dumny (urodzonym ze związku z Cindy, żoną numer dwa), i swojej aktualnej kobiecie – Tootsie Monahan, najmniej przeze mnie lubianej druhnie Vareny.

Kiedy przeczytaliśmy menu – które wyglądało do złudzenia tak samo jak wtedy, kiedy miałam szesnaście lat, z wyjątkiem cen – i złożyliśmy zamówienie u kelnerki (hamburger ze wszystkimi dodatkami i frytki dla Chandlera oraz karmelowy shake dla mnie), Chandler rzucił mi baczne, konkretne spojrzenie.

– O co właściwie chodzi temu facetowi, z którym teraz jesteś? – Jackowi.

– Wiem, jak ma na imię, do cholery. Czego on tu szuka?

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Wzięłam głęboki oddech.

– Próbuje odnaleźć… – Urwałam.

Jak mogłam zrobić coś takiego? Gdzie się podziała moja lojalność?

Chandler zrobił okrągły gest ręką, próbując mnie nakłonić do mówienia.

Sam z sympatii do mnie powiedział już Jackowi kilka rzeczy. Ale podjęcie wysiłku otwarcia ust i wyjaśnienia mu, na czym polega dochodzenie Jacka, graniczyło z niemożliwością. Na moment zamknęłam oczy i zrobiłam głęboki wdech.

– …zaginioną osobę – dokończyłam. Przyjął tę informację.

– No dobra, mów. Zawahałam się.

– Nie mogę.

– Czego ty właściwie ode mnie chcesz, Lily? Twarz Chandlera wyglądała o wiele starzej. Jezu. Nienawidziłam tego.

– Powiedz mi, co się działo, kiedy zginęła Meredith Osborn. Nie wiem, czy to ma jakiś związek z dochodzeniem Jacka, Chandler, naprawdę. Byłam wtedy w domu obok, raptem kilka metrów od niej, a jeśli się na czymś w ogóle znam, to na tym, jak się bronić. – Nie wiedziałam, jak głęboko to we mnie siedziało, dopóki nie wypowiedziałam tego na głos. – I nie miałam okazji ruszyć palcem, żeby jej pomóc. Po prostu powiedz mi, co się wydarzyło tamtego wieczoru.

Tyle mógł zrobić, nie naruszając prawa, pomyślałam.

– Co się wydarzyło tamtego wieczoru. Jak zginęła Meredith – Chandler najwidoczniej zbierał myśli.

Jego wzrok przykuła solniczka, w której ziarna ryżu wydawały się żółte w porównaniu ze śnieżną bielą soli.

Nie wiedziałam, że wstrzymuję oddech, dopóki Chandler nie zaczął mówić. Małe dłonie splótł przed sobą, a jego twarz przybrała lekko srogi, poważny wyraz, który, jak się domyśliłam, był częścią jego zawodowego image'u.

– Na tyle, na ile mogę to stwierdzić na podstawie oględzin, pani Osborn zmarła w wyniku wielokrotnych ran kłutych klatki piersiowej – zaczął. – Napastnik uderzył ją także w twarz, może po to, żeby ją przewrócić na ziemię, co ułatwiło zadawanie ciosów. Napadnięto ją w ogrodzie na tyłach domu. Całe zajście trwało zaledwie minutę lub dwie. Została bardzo poważnie ranna i nie była w stanie ruszyć się dalej niż o metr. Poza tym temperatura spadła poniżej zera, a ona nie miała na sobie żadnego okrycia.

– Ale przesunęła się o ten metr. – Tak.

– W stronę domku Vareny. – Tak.

Poczułam, jak usta zaciskają mi się w wąską kreskę, a oczy zwężają. Mój przyjaciel Marshall nazwał kiedyś tę minę „twarzą mścicielki”.

– Co to był za nóż?

– Najprawdopodobniej zwykły kuchenny, o jednym ostrzu, ale musimy poczekać na wyniki sekcji, żeby mieć pewność.

– Weszliście do domu Osbornów?

– Oczywiście. Musieliśmy sprawdzić, czy zabójca się tam nie ukrył. Tylne drzwi były otwarte.

– To znaczy, że morderca narobił hałasu albo wywołał Meredith do ogrodu…? Wzruszył ramionami.

– Zapewne coś w tym rodzaju. Nie była przestraszona. Gdyby się bała, zostałaby w domu i zamknęła tylne drzwi na klucz. Mogła też wezwać nas. Telefon działał, sprawdziłem. Ale zamiast tego wyszła do ogrodu.

Żadne z nas nie wypowiedziało na głos oczywistego wniosku, że Meredith zobaczyła tam kogoś, kogo znała i komu ufała.

– O której Emory wyjechał z domu?

– Około siódmej. Zabrał dziewczynki. Chciał dać żonie trochę czasu dla siebie, jak powiedział. Przeszła bardzo trudny poród, nie wróciła jeszcze do pełni sił i tak dalej.

Zmarszczyłam brwi.

– Kelnerka potwierdza, że Emory przyjechał do restauracji mniej więcej pięć po siódmej. Zanim on i Eva zjedli, minęło czterdzieści pięć minut, potem obudziła się malutka i Emory dał jej butelkę, potem czekał, aż jej się odbiło, i tak dalej. Kiedy w końcu wyszli z restauracji, było może kwadrans po ósmej. Podjechali do Kmarta, gdzie Emory miał do zrobienia drobne zakupy; kupili jakieś witaminy i inne głupoty… Zrobiła się ósma pięćdziesiąt, może dziewiąta, jakoś tak.

– I wtedy wrócił do domu.

– I wtedy wrócił do domu – potwierdził Chandler. – Był naprawdę zdruzgotany. Zbladł jak prześcieradło.

– Dom przeszukaliście już wcześniej.

– Tak, musieliśmy to zrobić. Nie znaleźliśmy żadnych dowodów, że był w nim ktokolwiek poza członkami rodziny. Niczego w najmniejszym stopniu podejrzanego. Żadnego włamania, żadnych gróźb nagranych na automatycznej sekretarce, żadnych śladów walki… Nic, zupełnie nic.

– Chandler… – Zawahałam się. Ale nie było innego sposobu, żeby się dowiedzieć. – Przeszukaliście jego samochód?

Chandler poruszył się na krześle.

– Nie. Sądzisz, że powinniśmy byli to zrobić?

– Zapytałeś Eve, czy tata nie cofnął się po coś do domu?

– Bardzo się starałem. Musiałem naprawdę uważać na słowa, bo nie chciałem, żeby pomyślała, że podejrzewamy jej ojca. Ona ma dopiero osiem lat!

Chandler obrzucił mnie gniewnym spojrzeniem, tak jakby to była moja wina.

– I co odpowiedziała? – zapytałam bardzo spokojnie i cicho.

– Powiedziała, że pojechali do restauracji. Kropka. A potem do Kmarta. Kropka. Pokiwałam głową i odwróciłam oczy.

– Gdzie był wtedy Jess O'Shea? – zapytałam. Mimo że patrzyłam w drugą stronę, na podrapaną ladę z laminatu, czułam, że Chandler piorunuje mnie wzrokiem.

– Dave zapytał Emory'ego, do jakiego kościoła należy, i kiedy ten odpowiedział, że do prezbiteriańskiego, zadzwoniliśmy po Jessa – powiedział wolno Chandler. – Lou powiedziała nam, że jest w swoim gabinecie i rozmawia z jednym z parafian.

– Zadzwoniliście tam? – Tak.

– Odebrał?

– Tak. Ale powiedział, że nie może przyjechać natychmiast.

Zaczęłam się zastanawiać, czy Jess w ogóle przyjechał tego wieczoru do domu Osbornów. Nie mogłam sobie przypomnieć, czy scena, jaka rozegrała się dzisiaj pomiędzy nim a Emorym, zrobiła na mnie wrażenie pierwszego spotkania po tragedii czy kontynuacji rozmowy z poprzedniego dnia. Byłam tak zakłopotana całą sytuacją, że starałam się nie słuchać tego, co mówili.

– Podał jakiś powód?

– Założyłem, że musi najpierw skończyć rozmowę z tym, kto do niego przyszedł.

A więc stanęło na tym, że Jess jest poza domem, a policja nie zapytała go, co właściwie robi. W zasadzie nie widziała żadnych powodów, żeby o to pytać.

Varena powiedziała mi, że Diii zamierzał spędzić tamten wieczór w domu z Anną. Uznałam, że Diii nie jest ojcem, który zostawiłby Annę samą, ale mógł to przecież jakoś załatwić. Zaczęłam się zastanawiać, jak mogłabym o to zapytać, nie wzbudzając podejrzeń Vareny.

– Lily, jeśli czyjeś bezpieczeństwo jest zagrożone albo jeśli podejrzewasz, kto mógł zabić tę nieszczęsną kobietę, prawo zobowiązuje cię, żebyś mi to powiedziała. Względy moralne również.