Spojrzałam w okrągłe brązowe oczy Chandlera. Znałam tego mężczyznę przez całe życie, przyjaźniliśmy się – z przerwami – od bardzo dawna. Kiedy wróciłam do Bartley w spektakularnej roli ofiary uwielbianej przez media, Chandler często mnie odwiedzał. Właśnie rozszedł się z pierwszą żoną; wychodziliśmy razem coś zjeść, jeździliśmy na wycieczki, spędzaliśmy razem sporo czasu, który pozwalał mi odetchnąć od mojej rodziny i jej miłości, która mnie już dusiła.
W tym czasie, siedem lat temu, przydarzył się nam także straszliwie żenujący wieczór w wielkim pikapie, którym Chandler wówczas jeździł. Ale byłam pewna, że oboje bardzo się staraliśmy o tym zapomnieć.
– Nie jestem w stanie ci powiedzieć, kto jest w niebezpieczeństwie – powiedziałam ostrożnie. – I nie wiem, kto zabił Meredith.
Była to szczera prawda.
– Powinnaś mi powiedzieć wszystko, co wiesz – oświadczył Chandler. Mówił niskim, stanowczym głosem, przerażającym jak dźwięk wydawany przez grzechotnika.
Moje ręce, które dotąd leżały na szaroróżowym blacie stolika z laminatu, zacisnęły się w pięści. Moje pięty wparły się w drewnianą podłogę boksu, dając mi solidną podstawę do dalszych działań. Przez twarz Chandlera przemknął wyraz zaskoczenia; odchylił się do tyłu, dalej ode mnie.
– O co ci chodzi? – zapytał szorstko i nie spuszczając ze mnie wzroku, odsunął na bok pusty talerz, oczyszczając sobie przedpole.
Tym razem zależało mi, żeby się wytłumaczyć. Ale nie potrafiłam. Wzięłam kilka głębokich wdechów i próbowałam się uspokoić.
– Ty go kochasz – powiedział.
Zaczęłam przecząco kręcić głową. Ale powiedziałam: – Tak.
– I to jest właśnie ten.
Zrobiłam nieznaczny, nerwowy, przytakujący ruch.
– I jemu nie… i on umie poradzić sobie… z tym, co cię spotkało?
– Blizny mu nie przeszkadzają – odparłam głosem tak naturalnym i gładkim jak zmiana scenerii we śnie.
Chandler się zaczerwienił. Odwrócił oczy i wbił je we wzorek na blacie.
– Daj spokój – powiedziałam do niego niewiele głośniej niż szeptem.
– Czy on… czy on wie, jakim jest szczęściarzem? – zapytał Chandler, nie mając pomysłu, jak inaczej mógłby zapytać, czy Jack także mnie kocha.
– Nie wiem.
– Lily, jeśli chcesz, żebym poważnie porozmawiał z tym kolesiem, wystarczy, że powiesz słowo.
Mówił poważnie. Spojrzałam na Chandlera zupełnie inaczej. Ten mężczyzna był gotów bez zastanowienia przeprowadzić tak upokarzającą rozmowę.
– I zmusisz go do tego, żeby ukląkł na jedno kolano i przysiągł, że już nigdy nie spojrzy na inną? – Uśmiechnęłam się lekko, nie mogłam się powstrzymać.
– Żebyś, kurde, wiedziała.
I to także powiedział poważnie.
– Jesteś wielki – powiedziałam. Cała agresja wyciekła ze mnie jak z przekłutego balonu. – Rozmawiałeś już z Jackiem, prawda?
– Jest byłym gliniarzem i bez względu na to, w jaki sposób zakończył karierę – Chandler mimowolnie się zarumienił, bo Jack nie odszedł ze służby w policji w Memphis w szczególnie zaszczytnych okolicznościach – Jack Leeds był dobrym detektywem i doprowadził do kilku ważnych zatrzymań. Zadzwoniłem do Memphis i pogadałem z moim kumplem z tamtejszej policji, jak tylko zdałem sobie sprawę, z kim mam do czynienia.
To ciekawe. Chandler wiedział, że Jack jest w mieście, prawdopodobnie jeszcze zanim ja się o tym dowiedziałam – i zdążył go nawet sprawdzić.
– Szczerze mówiąc, jedyną rzeczą, jaką mój kumpel miał mu do zarzucenia, było to, że Jack prowadza się teraz z jakąś sprzątaczką spod ciemnej gwiazdy powiedział Chandler i wyszczerzył się w uśmiechu.
Odwzajemniłam ten uśmiech. Całe napięcie między nami znikło i znów byliśmy parą starych przyjaciół. Chandler bez pytania zapłacił za mojego shake'a i swój posiłek, a ja wyszłam z boksu i wrzuciłam na siebie kurtkę.
Odwiózł mnie do domu i pocałował w policzek na pożegnanie. Nie wspomnieliśmy już ani słowem o Meredith Osborn, doktorze LeMayu ani Jacku. Wiedziałam, że Chandler odpuścił tylko dlatego, że w pewnym sensie był mi to winien: ostatni wieczór, który przed laty spędziliśmy razem, okazał się koszmarnym przeżyciem dla nas obojga. Zresztą niezależnie od przyczyny, byłam mu wdzięczna. Wiedziałam jednak, że gdyby Chandler podejrzewał, iż wiem coś, co mogłoby się przyczynić do wyjaśnienia sprawy morderstw popełnionych w mieście, którego mieszkańców zobowiązał się chronić, na pewno by się ze mną nie cackał.
Byliśmy wprawdzie starymi przyjaciółmi, ale każde z nas miało swoje dorosłe zobowiązania.
Jack nie zadzwonił.
Tej nocy leżałam bezsennie, z rękoma ułożonymi sztywno wzdłuż ciała, i patrzyłam na paski księżycowego światła przecinające sufit w moim dawnym pokoju. To była kwintesencja wszystkich bezsennych nocy z ostatnich siedmiu lat, ale spędzałam ją w domu moich rodziców i nie mogłam sięgnąć po wypróbowane sposoby poszukiwania ucieczki i ulgi. W końcu wstałam, usiadłam na wyściełanym krzesełku w kącie pokoju i zapaliłam lampę.
Skończyłam czytać zabraną z domu biografię. Na szczęście w przewidywaniu, że taka noc może mi się przytrafić, z domku Vareny pożyczyłam sobie dwie książki – chociaż jeślibym miała większy wybór, tych bym na pewno nie wybrała. Pierwsza była poradnikiem, jak radzić sobie z dziećmi męża z poprzedniego związku, a druga – romansem historycznym. Na okładce romansu widniała postać mężczyzny o zdumiewającej budowie fizycznej. Patrzyłam na jego obnażoną, bezwłosą, niewiarygodnie umięśnioną pierś i wątpiłam, czy nawet mój sensei mógłby się szczycić porównywalną muskulaturą. Uznałam za mało prawdopodobne, żeby rozsądny, szykujący się do bitwy mężczyzna włożył do tego stopnia rozchełstaną i krępującą ruchy koszulę, a jeszcze głupsze wydało mi się to, że siedząc na koniu, pochylał się ku swej wybrance, która usiłowała go objąć. Oceniłam jego wagę, kąt pochylenia górnej połowy ciała i siłę, z jaką kobieta przyciągała go ku sobie. Uwzględniłam porywisty wiatr, który rozwiewał jej długie włosy, i doszłam do wniosku, że lord Robert Dumaury lada moment wyląduje u stóp Phillipetty Dunmore ze zwichniętym barkiem. I to tylko pod warunkiem, że będzie miał szczęście. Pokręciłam głową.
W tej sytuacji zaczęłam brnąć przez poradnik i dowiedziałam się więcej o tym, jak się odnaleźć w nowej roli matki dorastającego cudzego dziecka, niż kiedykolwiek chciałam się dowiedzieć. Poradnik był w miękkiej okładce i nosił wyraźne ślady wielokrotnej lektury. Miałam nadzieję, że przyda się Varenie bardziej niż perypetie panny Phillipetty z lordem Klatą.
Oddałabym wszystko za kawał interesującej biografii.
Zdążyłam doczytać książkę do połowy, zanim zapadłam w sen. Kiedy o siódmej rano obudziły mnie odgłosy porannej krzątaniny, wciąż siedziałam na krześle przy zapalonej lampie.
Byłam wykończona, niemalże nie miałam siły ruszyć się z miejsca.
Zrobiłam kilka pompek i próbowałam wykonać serię unoszeń nóg, ale moje mięśnie były słabe i zwiotczałe, tak jakbym dochodziła do siebie po poważnej operacji. Wolno ubrałam się w dres. Przedpołudnie miałam poświęcić na sprzątanie domu Dilla, lecz zamiast ruszyć raźno do łazienki, usiadłam z powrotem na krześle i ukryłam twarz w dłoniach.
Czułam się źle, naprawdę fatalnie z faktem, że dałam się wciągnąć w tę sprawę z porwaniem dziecka, ale przez wzgląd na moją rodzinę nie wyobrażałam sobie, że mogłabym postąpić inaczej. Z ciężkim, zmordowanym westchnieniem zmusiłam się do wstania i otworzyłam drzwi sypialni, żeby znów włączyć się do rodzinnego życia.