– To dlatego, że tak mi z tobą dobrze – wyjaśnił. – I… i czasem myślę, że jeśli cię nie przytrzymam, po prostu znikniesz. – Popatrzył w bok, a potem znowu spojrzał mi w oczy. – Co ja plotę. – Pokręcił głową nad tym, co mu podsuwała własna wyobraźnia.
Dobrze wiedziałam, co ma na myśli.
– Muszę wracać do domu – powiedziałam. – Będę u pastorostwa O'Shea od mniej więcej piątej trzydzieści.
Poderwałam się i usiadłam plecami do niego, bo musiałam powybierać swoje rzeczy z kupki ubrań leżącej przy łóżku.
Poczułam jego rękę na plecach. Głaskał mnie. Otrząsnęłam się.
– Jakie masz plany? – zapytałam, spoglądając na niego przez ramię, i pochyliłam się, żeby podnieść stanik.
– Mam kilka pomysłów – odpowiedział od niechcenia. Zapiął mi biustonosz.
Zamierzał zrobić coś niezgodnego z prawem.
– A dokładnie? – Włożyłam koszulkę przez głowę.
– Być może zajrzę dziś do gabinetu doktora.
– A kto cię niby wpuści? Chyba nie zamierzasz się włamywać?
– To akurat żaden problem – zapewnił mnie.
– Ale wiesz, że nic, co zdobędziesz w ten sposób, nie będzie brane pod uwagę jako dowód? – spytałam z niedowierzaniem. – Obejrzałam dosyć seriali, żeby to wiedzieć.
– A masz jakiś inny pomysł, jak poznać ich grupy krwi?
– Grupy krwi? Myślałam, że Summer Dawn nie miała ustalonej grupy krwi? I skąd pewność, że znajdziesz te dane w kartotece doktora LeMaya?
– Leczył wszystkie trzy rodziny.
– Ale ilu dzieciom pobiera się krew do testów?
– Sama powiedziałaś, że Eva przeszła takie badania. Jeśli uda mi się wyeliminować chociaż jedną z nich, będzie nieźle – przekonywał. – Uświadomiłem sobie, że jest tylko kilka grup krwi, które może mieć Summer Dawn. Szczerze mówiąc, przypomniała mi o tym rozmowa z Chandlerem na temat lekcji biologii w twojej szkole.
– Jaką grupę mogłaby mieć Summer Dawn?
– Jej matka ma A, a ojciec 0. Summer także musi mieć grupę A lub o – Jack zerknął na kartkę z pliku skserowanych materiałów.
– To znaczy, że jeśli Anna i Eva mają grupę B albo AB, nie mogą być Summer Dawn. I będzie musiała być nią Krista.
– Właśnie tak.
– Mam nadzieję, że to nie Anna – stwierdziłam i natychmiast pożałowałam, że to powiedziałam, w dodatku z nutą desperacji w głosie.
– Ja też mam taką nadzieję, ze względu na twoją siostrę – powiedział szybko Jack i pożałowałam tego jeszcze bardziej.
Czułam, że Jack odsuwa od siebie mój lęk i przypomina mi, że prowadzi dochodzenie, które musi zakończyć. Byłam zła, że musiał mi o tym przypominać.
– Proszę, to twoja skarpetka.
– Jack, a jeśli one wszystkie mają krew grupy A lub 0? Wzięłam od niego skarpetkę i wciągnęłam ją na stopę. Zanim odpowiedział, zdążyłam zawiązać but.
– Nie wiem. Coś wymyślę – odparł bez większej nadziei w głosie. – Może to ślepa uliczka. Zadzwonię do ciotki Betty i zapytam, czy ma jakieś pomysły. Będę trochę tu, a trochę na mieście, ale możesz próbować łapać mnie tutaj, na wypadek gdybyś mnie potrzebowała. Dziś wieczorem na pewno coś się wyjaśni.
Przed wyjściem z domu rodziców do domu pastorostwa O'Shea zadzwoniłam do Shakespeare, żeby pogadać z moją przyjaciółką Carrie Thrush. Tak jak podejrzewałam, była jeszcze w pracy, ostatni pacjent wyszedł zaledwie kilka minut wcześniej.
– Co słychać?
– Wszystko w porządku – odpowiedziała z zaskoczeniem. – Nie mogę się już doczekać, kiedy skończy się sezon grypowy.
– Dom jeszcze stoi?
Carrie zgodziła się zajrzeć do mnie raz czy dwa i sprawdzić, czy listonosz poważnie potraktował moją kartkę, żeby nie zostawiać żadnych listów. Uznałam, że nie nadużywam jej uprzejmości, bo Carrie spotyka się z Claude'em Friedrichem, który mieszka w bloku tuż obok mnie. Poprosiłabym samego Claude'a, gdyby nie fakt, że jeszcze utyka po wypadku.
– Lily, w domu wszystko w porządku – powiedziała Carrie, a w jej głosie usłyszałam pogodną pobłażliwość. – Jak się trzymasz?
– Ujdzie – odparłam niechętnie.
– Tym bardziej czekamy na twój powrót. O, wiem, co cię zainteresuje: starszy pan Winthrop wczoraj ni z tego, ni z owego umarł przy kolacji. Miał rozległy zawał serca. Arnita mówi, że nagle osunął się na półmisek ze słodkimi ziemniakami. Zadzwoniła na pogotowie, ale było już za późno.
Pomyślałam, że na wiadomość o śmierci starego tyrana cała rodzina Winthropów pewnie odetchnęła z ulgą, ale nie wypadało powiedzieć tego głośno.
– To był naprawdę ciężki rok dla nich wszystkich – skomentowała Carrie, zupełnie niezrażona brakiem mojej odpowiedzi.
– Spotkałam Bobo przed wyjazdem – powiedziałam jej.
– Jego jeep dwa razy przejechał wczoraj wieczorem pod twoim domem.
– Hmmm.
– Chłopak nie rezygnuje. Odchrząknęłam.
– Spotka w końcu jakąś rówieśniczkę, która nie będzie się przed nim płaszczyć tylko dlatego, że jest Winthropem. Ma dopiero dziewiętnaście lat.
– Oczywiście – stwierdziła rozbawionym tonem. – Masz przecież swojego prywatnego deprawatora.
Carrie nazywała tak Jacka. Uważała, że to bardzo zabawne. I teraz też na pewno się uśmiechała po drugiej stronie linii.
– Jak tam twoja rodzinka?
– Wszyscy powariowali w związku z tym ślubem.
– A skoro mowa o Jacku, odzywał się ostatnio? – Jack… jest tutaj.
– Tam? To znaczy w Bartley? – Carrie była zdumiona i pod wrażeniem.
– W sprawie służbowej – wyjaśniłam szybko. – Ma tu coś do roboty.
– No tak. Cóż za zbieg okoliczności!
– Żebyś wiedziała – powiedziałam ostrzegawczo. – Prowadzi dochodzenie.
– To znaczy, że na pewno nie widziałaś się z nim ani razu.
– Ani razu to jednak nie.
– Przyszedł do ciebie do domu?
– Przyszedł.
– Poznał twoich rodziców? – drążyła.
– No dobra, poznał.
– A-ha – przeciągnęła to słowo, tak jakby właśnie dowiodła swoich racji. – Wróci z tobą do Shakespeare?
– Tak.
– Na święta? – Tak.
– I tak trzymać, Lily!
– Jeszcze zobaczymy – powiedziałam sceptycznie. – A ty? Będziesz w domu?
– Tak, przygotowuję świąteczny obiad, przyjdzie do mnie Claude. Początkowo zamierzałam pojechać do rodziców, chociaż to tak daleko, ale kiedy odkryłam, że Claude zostanie sam, powiedziałam im, że niestety wpadnę do nich dopiero na wiosnę.
– To idzie wam piorunem.
– A co miałoby nas powstrzymywać? Claude jest po czterdziestce, a ja skończyłam trzydzieści pięć.
– Słusznie, nie ma na co czekać – stwierdziłam.
– Cała naprzód!
Przez chwilę słyszałam ją słabiej. Poleciła pielęgniarce zadzwonić do jakiegoś pacjenta i podać mu wyniki badań. Sekundę później znowu słyszałam ją wyraźnie.
– To mówisz, że kiedy wracasz?
– Nazajutrz po ślubie – oświadczyłam kategorycznie. – Nie wytrzymam ani chwili dłużej. Roześmiała się.
– To na razie, Lily.
– Na razie. Dzięki, że masz oko na mój dom.
– Nie ma sprawy.
Pożegnałyśmy się i każda z nas odłożyła słuchawkę, mając kilka rzeczy do przemyślenia.
Domyśliłam się, że związek Carrie z komendantem policji Claude'em Friedrichem kwitnie. Miałam nadzieję, że przetrwa. Znałam ich oboje i lubiłam na długo przedtem, zanim zwrócili na siebie uwagę.
Przyłapałam się na tym, że zastanawiam się, co czuje Bobo w związku ze śmiercią swojego dziadka. Byłam pewna, że cierpi, ale jego żal jest pewnie przynajmniej w części pomieszany z ulgą. Bobo i jego rodzice będą mieli wreszcie trochę spokoju, trochę czasu, żeby wrócić do równowagi. Niewykluczone, że znowu mnie zatrudnią.