Выбрать главу

Zamknęłam oczy i przebiegłam w myślach cały tydzień. Otworzyłam oczy i przyjrzałam się kluczom dokładniej. No tak, jeden otwierał drzwi wejściowe do Apartamentów Ogrodowych, dostałam go wczoraj od Becki. A drugi? Nagle zobaczyłam, jak czyjaś dłoń kładzie go na mojej wyciągniętej dłoni, a ja zaciskam ją i wsuwam klucz do kieszeni. No jasne! To był klucz do mieszkania Deedry, ten, który oddał nam Marlon Schuster. Zmusiłyśmy go do tego z Beccą. Becca o niego nie poprosiła. To nie było w jej stylu. Zawsze dbała o szczegóły. Oddam jej go.

Wtedy przypomniałam sobie, że miałam pójść do Drinkwaterów tego ranka, a nie nazajutrz, i zerknęłam na zegarek. Nie miałam teraz czasu iść do Becki. Wepchnęłam klucz do kieszeni czystych dżinsów, które miałam na sobie, i włączyłam pralkę. Musiałam się zbierać, jeśli chciałam posprzątać tego ranka wszystko, co miałam w planach.

Jakby w ramach kary za to, że przyszłam innego dnia, Helen Drinkwater zostawiła w domu wyjątkowy bałagan. Normalnie u Drinkwaterów było czysto i schludnie. Jedyny bałagan powodowały wnuki, które mieszkały kilka domów dalej i odwiedzały dziadków dwa, trzy razy w tygodniu. Ale dziś Helen nie miała okazji (jak wyjaśniła w liściku, który zostawiła) posprzątać szczątków rozbitej doniczki. I zostawiła dla mnie na łóżku czystą pościel, choć na ogół sama ją zmieniała, gdyż była zwolenniczką nakładania prześcieradeł w szczególny sposób. Zazgrzytałam zębami i zabrałam się do roboty, powtarzając sobie kilkakrotnie, jak ważni dla mojej sytuacji finansowej byli Drinkwaterowie.

Poświęciłam trochę dodatkowego czasu, bo nie chciałam, żeby Helen mogła powiedzieć, że cokolwiek zrobiłam niedbale. Prosto od Drinkwaterów pojechałam do mniejszego domku Alberta Tannera w nieco gorszej dzielnicy Shakespeare.

Albert Tanner przeszedł na emeryturę w dniu swoich sześćdziesiątych piątych urodzin, a miesiąc później jego żona zmarła, stojąc w kolejce do kasy w Walmarcie. Trzy tygodnie później zaczęłam dla niego pracować. Przez jakieś pięć miesięcy miałam okazję obserwować, jak obchodził żałobę po śmierci żony. Później jego pogodna natura zwyciężyła. Stopniowo w jego koszach na śmieci było coraz mniej chusteczek higienicznych. Napomknął kiedyś, jak bardzo zmniejszyły się jego rachunki telefoniczne, gdy dzwonił do dzieci mieszkających w innym mieście raz w tygodniu, a nie raz dziennie. Z czasem troskliwe parafianki przestały zapełniać jego lodówkę zapiekankami domowej roboty, a Albert wypełnił ją mrożonymi dietetycznymi daniami do przygotowania w mikrofalówce oraz rybami i mięsem jelenia, którego sam upolował. Jego kosz na brudną bieliznę zapełniał się szybciej, gdy Albert zaczął częściej brać prysznic i częściej się przebierał, co było skutkiem ubocznym bardzo zapchanego kalendarza. Zauważyłam też, że nie zawsze musiałam ścielić jego łóżko.

Gdy tego ranka weszłam do jego domu, Albert szykował się na lunch w miejscowym klubie dla seniorów, na który zabierał najlepszą przyjaciółkę swojej żony.

– Jak wyglądam, Lily? – zapytał.

Wyciągnął ręce i pozwolił mi się dokładnie przyjrzeć. Albert był bardzo niepewny w kwestii doboru kolorów. Wcześniej te estetyczne problemy rozwiązywała jego zmarła żona, teraz często prosił o pomoc mnie.

Dziś miał na sobie ciemnozieloną koszulkę polo, spodnie khaki z zakładkami, ciemnozielone skarpetki i skórzane mokasyny, więc łatwo było mi wyrazić aprobatę. Powinien wybrać się do fryzjera, ale doszłam do wniosku, że o tym wie. Byłam gotowa nadzorować go tylko w niewielkim stopniu. Rób to częściej, a sprowadzi się to do matkowania. Albo żonowania.

Parę minut później wyszedł, a ja jak zwykle zabrałam się do pracy. Wiedziałam, że tak naprawdę był zadowolony, mając dobry powód, żeby wyjść, gdy pracowałam. Nie lubił patrzeć, jak sprzątam, nie czuł się komfortowo, gdy krzątałam się po jego domu. Czuł się wtedy, jakby był kiepskim gospodarzem.

Gdy ścierałam kurze w pokoju dziennym, w którym Albert spędzał większość czasu, automatycznie zabrałam się do doskonale znanego mi porządkowania jego kaset wideo. Albert Tanner był dobrze wychowanym i uprzejmym człowiekiem i rzadko kiedy robił naprawdę duży bałagan, ale w ciągu tych wszystkich miesięcy, kiedy dla niego pracowałam, nigdy nie odłożył kasety do pudełka. Podobnie jak Deedra, nagrywał dużo programów telewizyjnych i oglądał je wieczorami. Wypożyczał filmy, kupował filmy. Nietrudno było się domyślić, że jeśli Albert jest w domu, to siedzi przed telewizorem.

Kiedy skończyłam, zostało mi jedno puste pudełko. Szybkie przyjrzenie się szafce nie przyniosło żadnych rezultatów. Nie było żadnej kasety. Włączyłam magnetowid i małe światełko, które się zaraz po tym zapaliło, powiadomiło mnie, że Albert zostawił w środku kasetę. Nacisnęłam guzik i kaseta się wysunęła. Sprawdziłam, że została przewinięta do początku, i włożyłam ją do pudełka. Gdyby nie była przewinięta, zostawiłabym ją w magnetowidzie na wypadek, gdyby Albert nie skończył jej oglądać.

Gdy otworzyłam drzwi szafki na telewizor, żeby odłożyć filmy na półkę, przyszło mi do głowy coś tak interesującego, że nie zdałam sobie nawet sprawy, kiedy skończyłam robić z nimi porządek. Może właśnie tam była zaginiona kaseta – kaseta, którą Becca zostawiła w mieszkaniu Deedry. Może została w magnetowidzie. O ile dobrze wiedziałam, nikt nie włączał tego urządzenia, odkąd odnaleziono ciało Deedry.

To musiała być ostatnia kaseta, którą obejrzała Deedra. Nie jestem przesądna, zwłaszcza jeśli chodzi o technologie, ale coś w związku z tą myślą – może samo to, że przyszła mi do głowy – sprawiło, iż poczułam ciarki na plecach. Zbyt wyraźnie pamiętałam swój sen.

Najprawdopodobniej kaseta zawierała – rozmyślałam nad tym, gdy dokładnie składałam pranie Alberta Tannera – nagrania programów, które Deedra zawsze oglądała w sobotni wieczór. W sobotnią noc i niedzielny poranek Deedra miała towarzystwo (Marlona), więc w niedzielę po powrocie z kościoła i po ucięciu sobie z matką pogawędki przez telefon pewnie nie mogła się doczekać chwili, gdy nadrobi zaległości serialowe. Włączyła kasetę. Albo może miała wystarczająco dużo czasu, żeby obejrzeć wszystko, co nagrała, i z jakiegoś powodu włączyła jeszcze nagranie Becki.

Zastanawiałam się, czy Lacey będzie wkrótce chciała, żebym dokończyła pakowanie rzeczy Deedry. Mogłabym wtedy sprawdzić, co było na kasecie.

Miałam klucz w kieszeni.

Mogłam sprawdzić choćby zaraz.

Byłam taka cnotliwa i tak bardzo się chroniłam przed podejrzeniami, że od razu oddałam swój klucz policji, ale teraz kolejny klucz prawie dosłownie wpadł mi w ręce.

Czy użycie go byłoby czymś złym? Lacey dała mi kasety, więc nie powinno być problemem, że wezmę jeszcze jedną z magnetowidu. Problem w tym, że musiałabym użyć tego kompletu kluczy, żeby wejść do mieszkania.

Byłoby lepiej, gdybym miała świadka.

Wróciłam do domu, żeby zjeść późny lunch, i przez okno w kuchni zobaczyłam, że Claude zatrzymał się właśnie przed budynkiem. Widziałam, jak skręca samochodem w kierunku tylnego wejścia. Uznałam, że to rozwiązałoby mój problem.

Kto byłby bardziej wiarygodnym świadkiem niż komendant policji?

Claude otwierał drzwi, gdy piętnaście minut później podniosłam rękę, by do nich zapukać.

Lekko podskoczył ze zdziwienia i zaraz przeprosił.

– Jak się udała podróż? – zapytałam. Uśmiechnął się.

– Fajnie było się stąd wyrwać na parę dni, na każdy posiłek chodziliśmy do innej restauracji. Niestety, od tamtej pory mam problem z żołądkiem. – Gdy mówił, jego twarz wykrzywiał grymas.

Kiedy porozmawialiśmy już o Hot Springs, o hotelu, w którym z Carrie nocowali, o tym, ile rzeczy mu zostało do spakowania przed przeprowadzką do domu żony, wyjaśniłam, o co chodzi, podczas gdy Claude bezwiednie masował się po brzuchu. Słuchał, poświęcając mi zaledwie połowę zwykłej uwagi.