Zaczerwieniłem się. No tak, „Nikoleńka”, „Andriusza”… wszystko jasne. Kotia sam siebie nazywał zdrobniałym przezwiskiem, wszystkich dookoła również.
– Bardzo mi miło, Andriej.
Znów uścisnęliśmy sobie ręce.
– Nie ma u nas kukułek – powtórzył Andriej. – Nie ma strusi, nie ma niektórych rodzajów ryb, owadów i ssaków. Za to są gigantyczne ośmiornice w morzach, dinozaury w Afryce…
– Dinozaury?! – zawołałem z zachwytem.
– Tak, ze dwadzieścia gatunków. Przeważnie te nieduże, z wielkich jedynie tyranozaur. Ale on jest w Czerwonej Księdze, zostało ich z pięćdziesiąt… – Andriej urwał i po chwili zapytał: – Czemu demosów zawsze tak to dziwi?
– Kogo?
– Ludzi z twojego świata, synu naiwności! Tego, w którym jest Moskwa. Wy nasz świat nazywacie Weroz, my wasz – Demos.
– Dlaczego?
– Bo u was wszędzie jest demokracja… taki starożytny ustrój społeczny.
– Wcale nie starożytny! – oburzyłem się. – U was jest feudalizm, tak?
– Tak – przyznał Andriej. – Bardzo postępowy ustrój, demokracja istniała u nas w starożytności.
– U nas również, w Atenach – błysnąłem erudycją. – W starożytnej Grecji.
– Znam waszą historię. – Celnik skinął głową. – Demokracja to starożytna forma rządów, nierozerwalnie związana z niewolnictwem i zrównująca w prawach mędrca i idiotę, mistrza i próżniaka, doświadczonego starca i młokosa. Co dobrego jest w takim zrównaniu?
– A jak wygląda to u was?
– U nas jest postępowy system referendum. Każdy obywatel, w zależności od sumy pieniędzy na koncie w banku miejskim posiada ten czy inny współczynnik znaczenia, który określa wagę jego głosu na referendum dotyczącym ważniejszych kwestii.
– I to ma być uczciwe? – oburzyłem się. – Kto bogatszy, ten…
– Nie, nie! – Andriej pogroził mi palcem. – Zobacz, pieniądze powinny leżeć w banku miejskim – w ten sposób pracują dla dobra miasta i społeczeństwa. Jeśli używasz ich w swoim prywatnym biznesie albo trzymasz w skarbonce, to nie troszczysz się o innych i twój współczynnik znaczenia jest niski. To raz. Referendum jest przeprowadzane wcześnie rano, w sobotę. To, że przyszedłeś, poświęcając swój czas i wygodę, dowodzi twojej odpowiedzialności, twojego osobistego zainteresowania rozstrzyganą sprawą. To dwa. Jeśli nie umiesz zarabiać pieniędzy, to znaczy, że jesteś jeszcze zbyt młody i nie posiadasz doświadczenia albo wybrałeś niewłaściwy zawód, czyli jesteś niezbyt mądry, albo jesteś hulaką i utracjuszem. A wtedy, z jakiej racji mielibyśmy powierzać ci rozstrzyganie ważnych kwestii? Machnąłem ręką.
– Dobrze, wierzę, że to szalenie postępowe i w ogóle super. Jeden bankier wrzuca wszystkie swoje pieniądze na konto i decyduje za wszystkich.
– Skądże! Działa współczynnik, rozumiesz? Jeden człowiek to tylko jeden głos. I albo mnoży się go przez zero – jeśli w banku nie masz pieniędzy – albo przez cyfrę znajdującą się między zerem a jednością. Tak czy inaczej, wyżej jedności nie podskoczysz i głosy dwóch średniozamożnych kupców przeważą głos nawet najbogatszego bankiera.
– I tak mi się nie podoba – zaprotestowałem. – Kupowanie głosów za pieniądze…
– O, bracie prostoduszności! A czy u was nie kupuje się głosów? – Andriej się zaśmiał. – I żeby jeszcze płacili pieniądze, zwykle monetą obiegową są obietnice.
Pokręciłem głową.
– Dobrze, nie spieram się. Szczerze mówiąc, wszystko mi jedno, czy jest demokracja, czy feudalizm.
– I właśnie dlatego, że jest wam wszystko jedno, życie się u was nie układa – powiedział pouczająco Andriej.
Miałem ochotę zaprotestować, ale jakoś nie potrafiłem bronić Wyższości naszego świata. Demos… też wymyślili…
– A jaki ustrój jest w Opoce?
– O, ojcze ciekawości! – Zegarmistrz się uśmiechnął, polityczne dysputy były chyba jego konikiem. Gdyby żył u nas, zostałby politykiem albo dziennikarzem. – Tam panuje teokracja. Ale nie zwykła teokracja, tylko darwinistyczna teokracja scholastyczna.
– Jak to? – Może resztki wiedzy celnika, a może przeczytane niegdyś książki pozwoliły mi to zrozumieć… w ogólności. – Przecież tego chyba nie da się połączyć?
– A pewnie! Jest tam władza religijna i wszystko się wywodzi z Biblii. Ale w swoim czasie pojawił się w Opoce pewien człowiek, Karol Darwin. U was też był słynny, prawda?
– Prawda. A u was?
– Zginął w czasie podróży morskiej, najprawdopodobniej na skutek ataku gigantycznej ośmiornicy. Nie zdążył się zapisać na kartach historii.
Pokiwałem głową.
– No więc – kontynuował Andriej jakby nigdy nic – Darwin stworzył teorię, która postrzega ewolucję roślin i zwierząt jako przejaw woli bożej. Później, razem z mnichem Mendelejewem, z którym łączyła go wielka przyjaźń, Darwin stworzył podstawy genetyki praktycznej i nauczono się modyfikować twory boże, na większą chwałę i radość Stwórcy.
Mówił poważnie, ale w kącikach ust krył się uśmiech.
– Większą chwałę i radość? – powtórzyłem.
– Tak postanowiło święte konklawe po trzydziestoletnim dyskutowaniu tej kwestii. Człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo boże, jest wprawdzie nikczemnym robakiem, może jednak służyć jako narzędzie w ręku Boga. Biologia i genetyka w Opoce rozwijały się siedmiomilowymi krokami. Prace świętego Darwina i świętego Mendelejewa kontynuował wielki rosyjski asceta, po śmierci zaliczony do panteonu świętych.
– Miczurin – powiedziałem ponuro.
– Tak jest! – Andriej się zaśmiał. – Iwan Miczurin.
– A jak on zginął? – zapytałem. – Wszedł na jabłonkę po arbuza i przygniotła go wiśnia?
– Co za koszmar! – Andriej nie zrozumiał żartu. – Nie, synu wielosłowia! Miczurin zginął podczas eksperymentu razem z całym personelem laboratorium, wiwarium i poletkiem doświadczalnym. Eksperymenty z genomem, są, jak wiesz, bardzo niebezpieczne.
Nie wiedziałem. Ale wierzyłem na słowo.
Andriej poczekał kilka chwil i westchnął, widocznie miał chęć ciągnąć rozmowę o demokracji, religii, genomie i świętym Darwinie.
– Mam bardzo dobre wyjście w Opoce. Znaczna część wyjść została zablokowana przez ich władze, niektóre znajdują się w zupełnie odludnych miejscach. A moje jest używane do kontaktów i wychodzi bezpośrednio na podwórzec konklawe w Watykanie.
– Konklawe?
Andriej westchnął.
– Zapewne wiesz, że tam jest chrześcijaństwo, wnuku oświecenia. Ale nie takie jak u was czy u nas. Żadnego papieża, w dodatku bezgrzesznego, tam nie ma. Jest konklawe sześciu kardynałów… Chodźmy, przyjacielu!
Wszedłem za ladę, Andriej otworzył wąskie drzwi w ścianie i przecisnął się bokiem.
Ta część wyglądała na mieszkanie funkcyjnego, który zdążył się już urządzić. Wielka sala z witrażowymi oknami wychodzącymi na cztery strony świata. W dwa przeciwległe okna biło słońce, czy raczej słońca dwóch światów Wachlarza.
– Tak – powiedział Andriej, widząc moje spojrzenie. – Tam jest Opoka. A tam Janus.
– Byłem tam. – Skinąłem głową. – Znasz takich celników: Wasylisę i Martę?
– Z waszego świata?
– Tak. Ich wrota wychodzą na Janus. Przeszedłem od Wasylisy do Marty.
– W jakiej porze roku?
– Niedawno. Była wczesna wiosna.
– To znaczy, że ich wyjścia są niedaleko mojego. Tam, gdzie wychodzą moje drzwi, jest teraz lato. Spójrz.
Zaintrygowany poszedłem za nim. Janus pozostawił po sobie nie tylko okropne wspomnienia, ale również dumę – jednak udało mi się przeżyć w tym niegościnnym świecie!