Выбрать главу

Lecz doskonałość mnie nie kusi,

Skoro bez pracy się dostała.

Płonący anioł przeszedł przez ogrodzenie i wszedł na dach. Od robota płynął teraz niski ciężki huk, wstrząsający otoczeniem. Czułem jak wali mi serce, jak żołądek próbuje wywrócić się na drugą stronę, poczułem ukłucie w prawym boku, w biodrze. Anioł przystanął na chwilę, odchylił głowę, jakby zmagając się z silnym wiatrem.

W pracy umysłu, duszy, serca,

W błędach, rozpaczy i pokorze,

Tak gorycz piętna niewolnika,

Duszę natchnieniem ci otworzy.

Anioł znów ruszył do przodu. Robot jakby wystrzelił przed siebie niewiarygodnie wydłużone ręce, złapał anioła za nadgarstki i teraz stali, kołysząc się i siłując.

I droższy jest mi ból i tlen,

I błysk ekstazy rzadki, gorzki,

Niż niekończąca się niewola

Podarowanej doskonałości!

Rozdarte skrzydła anioła rozchyliły się i opadły na robota. Złączyli się w objęciach, anioł stał nieruchomo, robota przykrywała góra skrwawionych, tlących się piór.

Zerwałem z piersi automat, wycelowałem w anioła i krzyknąłem:

– Zostaw go! Puść! Słyszysz?!

Anioł powoli złożył skrzydła za plecami, robot wysunął się z nich i osiadł na dachu jak martwa sterta żelastwa.

– Czas jego istnienia upłynął – rzekł cicho anioł. Na jego ciele nie było widać ran, tylko zakrwawione strzępy szaty nadal szarpał wiatr, skrzydła pozostały czarne.

– Miał jeszcze dwa miesiące i sześć dni!

– Do chwili, w której zaczął strzelać. Akceleratory liniowe spalają miesiące w ciągu kilku sekund.

– Nie jesteś aniołem – powiedziałem, opuszczając automat.

– Nie jestem. Jestem kustoszem muzeum. To, że cyborg usiłował wejść do budynku, było mi obojętne, poczekałbym na naturalny koniec jego życia. Ale ty zmusiłeś muzeum, żeby wpuściło i jego, i ciebie.

– Co to za muzeum?

Nie-anioł ruszył powoli w moją stronę. Znowu podniosłem automat, nie-anioł uśmiechnął się i zatrzymał.

– Myślisz, że będzie to bardziej efektywne niż hiperdźwiękowe igły, koloidalny napalm i infradźwięk?

– Nie myślę – odparłem szczerze. – Ale coś przecież muszę robić?

Nie-anioł skinął głową.

– Masz rację, dobrze cię rozumiem… To jedynie muzeum, młodzieńcze. Zebrano tu najbardziej zdumiewające eksponaty na świecie. Są tu zwierzęta, które wymarły dawno temu i takie, które nigdy się nie pojawiły. Można tu znaleźć wiersze sędziwego Puszkina i powieści przygodowe Szekspira. Są tu latające machiny, które zdążył zbudować Leonardo, przekaźniki energii, stworzone przez Teslę, generatory pola siłowego Einsteina… Są tu cyborgi, podobne do tego, który strzelał do mnie.

– Sporo można zebrać, gdy grabi się całe światy…

– Nikt ich nie grabił. Wszystko to powstało właśnie dlatego, że światy się zmieniały. Dantes został funkcyjnym-medykiem i nie zastrzelił Puszkina. Poeta wyszalał się i zaczął żyć spokojnie, tworząc poematy. Napoleon odnalazł swoje powołanie w podróżach, Hitler w kuchni wegetariańskiej, Lenin w filozofii. Gdybyś mógł zmienić historię swojego świata, czy nie chciałbyś uwolnić go od błędów?

– Ale wtedy ten świat byłby inny.

– Nie od razu. Z całą pewnością nie od razu. Nie wyobrażasz sobie, jaka to nieruchawa machina, ten czas. Wymazano z historii straszliwą krwawą wojnę, a ludzie, którzy mieli umrzeć, i tak umarli, a ci, którzy powinni się narodzić i tak się narodzili. Trzeba dużo wysiłku, żeby historia zboczyła na inny tor. Wcześniej czy później do tego dochodzi i wtedy otwiera się nowy świat. Jest inny, ale nawet wtedy pływają w nim odłamki poprzedniego – miotający się ludzie, którzy pragną dziwnych rzeczy, mający świadomość, że żyją cudzym życiem, pamiętający to, co się stało nie z nimi…

Głos nie-anioła hipnotyzował jak muzyka, w jego oczach lśniły obce słońca.

– Ale po co? – spytałem. – Jeśli tak właśnie jest, po co to robić? Żeby uczynić lepszym cudzy świat? Naprawić swój?

Nie-anioł uśmiechnął się.

– Ależ po nic, chłopcze. Naprawdę jeszcze tego nie zrozumiałeś? Nie ma żadnego celu zmian, poza samymi zmianami. Jeśli od dzieciństwa marzyłeś o tym, żeby przeczytać trzeci poemat Homera…

– Jaki trzeci? – wymruczałem.

– Telemachiadę, dla ciebie to bez znaczenia. Ale załóżmy, że chciałbyś wiedzieć, jak Edgar Poe zakończyłby Lodowego sfinksa. Dlaczego nie sprawić, żeby stało się to możliwe? A może martwi cię wynik bitwy pod Grunwaldem? Rozegraj ją na nowo, pomóż Wallenrodowi, uratuj Wielkiego Mistrza – i zobacz, co się stało ze światem.

– Po co?! – zawołałem. – No po co? Po co zmuszać martwych, żeby ponownie stanęli do walki? Po co kroić przeszłość, skoro można czynić przyszłość?

– Po nic – wyskandował nie-anioł. – Moskwa nie leży nad morzem, i to jest przykre. Cóż, w takim razie należy trafić do świata, gdy skorupa ziemska jest jeszcze żywa i plastyczna. Nie wyobrażasz sobie, jak na rzeźbę terenu przyszłości może wpłynąć jedna nieduża bomba, użyta w odpowiednim miejscu… i co najważniejsze, w odpowiednim czasie. I oto wychodzisz ze swojego mieszkanka i idziesz na plażę, machając ręcznikiem.

– Nie rozumiem – wyznałem. – To znaczy, to wszystko super, i Telemachiada, i żywy Puszkin, i morze za progiem. Ale po co jesteśmy my, funkcyjni? Wystarczyło dosypać Dantesowi trucizny do porannej kawy.

Nie-anioł roześmiał się.

– Jak to po co? A po co w ogóle jesteśmy my, funkcyjni? Do wypełniania swojej funkcji. Ty regulowałeś korzystanie z portali, czerpałeś energię z pustki i trzymałeś otwarte wrota, dzięki czemu ludzie mogli podróżować ze świata do świata. A ja pilnuję muzeum, dbam o eksponaty, oprowadzam wycieczki… Zorganizować ci wycieczkę? To przecież ciekawe.

– Przez pierwsze lata pewnie tak…

Nie-anioł skinął głową.

– Jednak coś niecoś rozumiesz… Może po prostu twoja funkcja była niewłaściwa? Jesteś młody, z młodymi często są problemy… Może powinieneś zostać kuratorem swojego świata? Twój przyjaciel Kotia już się trochę zasiedział, setki lat na jednym stanowisku…

– Ja-jak to setki? Przecież powiedział…

Nie-anioł zatrząsł się od śmiechu i oparł na swoim lśniącym mieczu, po którym przebiegły rozbłyski białego płomienia.

– On wiele rzeczy mówił… Nie osądzaj go zbyt surowo, jest wystraszony. On wie, że takie sytuacje rozwiązuje się tylko w jeden sposób. A zabić cię nie może. W twoim świecie żaden funkcyjny cię nie ruszy, cała realność świata stoczyłaby się po równi pochyłej.

– Dlaczego? Nie odpowiesz mi, co?

– Odpowiem, czemu nie? Miałeś pewien wektor rozwoju, niebezpieczny dla drogi, którą zmierzał twój świat, i automatycznie stałeś się kandydatem na funkcyjnego… albo do likwidacji. Czasem postępujemy również w ten sposób, niestety. Jednak twój przyjaciel, błyskotliwy kurator i umiejętny manipulator, okazał się bardzo sentymentalny. Pokierował tobą osobiście, wybrał ci taką funkcję, która byłaby dla ciebie najbardziej interesująca. Ale się przeliczył, ciebie zupełnie poniosło. A gdy on w panice chciał cię zabić – nie-anioł rozłożył ręce – było już za późno. Ty już funkcjonowałeś i stałeś się częścią wszystkich Kiryłów wszystkich światów. A w tych światach jednak odgrywałeś jakąś ważną rolę i każda próba zniszczenia cię przywracała twoje zdolności, w dodatku pomnożone. Gdybyś mimo wszystko został zabity, mógłbyś pociągnąć za sobą cały świat w niebyt albo… – Nie-anioł zamilkł. – Albo tak jak u nas, pociągnąć częściowo. Też nic dobrego.