Выбрать главу

– On żyje?

– Pół godziny temu jeszcze żył. Zaniosłem jego list do Arkanu. Wie pan, że zrobił pan na nim wrażenie? On postuluje, żeby zaprzestano prześladowań i żeby kuratorem Demosu został właśnie pan.

– Jaka zaskakująca serdeczność – wymamrotałem, otwierając kopertę. – A nie boi się pan Arkanowców? Skoro zwyczajna kula z ich automatu powaliła kustosza…

– O to proszę się nie martwić, Kiryle. Po pierwsze, chodzi nie tylko o kulę, lecz również o tego, kto strzelał. A po drugie, Arkan jest zupełnie nieszkodliwy. Zajmuje się wyłącznie swoimi funkcjami, poprawia światy, utrzymuje w nich porządek…

– Po co poprawiać światy?

– Po to, żeby chętni mieli dokąd pójść, Kiryle.

– Pójść? Przecież jesteśmy przywiązani.

– A skąd pomysł, że mowa o funkcyjnych? – Listonosz poprawił okulary. – Kiryle, przez cały czas popełniasz ten sam błąd: sądzisz, że jesteśmy czymś więcej niż tylko sługami. Kiryle, obudź się! Czasy, gdy najsilniejszy równało się najważniejszy, dawno minęły! Najmądrzejsi wycierają spodnie w laboratoriach. Najsilniejsi zrywają sobie mięśnie ku uciesze publiczności. Najzręczniejsi i najbardziej śmiali pracują jako ochroniarze, a najcelniejsi i najbardziej okrutni – jako najemni zabójcy. Owszem, jeśli masz wspaniały głos, możesz zostać gwiazdą światowej sławy i twoje koncerty zapełnią stadiony. Ale i tak będziesz śpiewał na imprezach multimilionerów, na politycznych spotkaniach na szczycie, będziesz zdzierał sobie gardło dla garstki znudzonych starców i ich zarozumiałych dzieci. Będziesz miał bardzo długą smycz z jedwabiu albo łańcuch ze złota, ale i tak będziesz na uwięzi! Co chciałbyś znaleźć? Władzę? Jest wokół ciebie! Władza to pieniądze, pozycja, koneksje! Gdy solidny człowiek przechodził przez twoją wieżę do innego świata na koncert, czy nie rozumiałeś, że twoja funkcja polega na byciu odźwiernym? Chcesz nas zniszczyć? Zniszcz całą władzę na świecie! Tylko że wtedy zastąpi ją inna władza, a my i tak będziemy jej potrzebni… Co chciałbyś mi powiedzieć? Pewnie coś o Opoce? A przecież Opoka to nic szczególnego, to ta sama władza, tylko odizolowana z przyczyn ideowych! To tak, jak radzieccy przywódcy jeździli na wakacje do Soczi, choć woleliby do Nicei. Zawzięci kardynałowie zamiast sług-funkcyjnych wolą tworzyć swoich… biologicznych funkcyjnych. To nic, nam się nie śpieszy. Upłynie trochę czasu, zrobi im się za ciasno i przyjdą do nas. Najpierw z propozycją pokoju, później – współpracy. A potem odkryją, że w Biblii jest wyraźna pozytywna wypowiedź o takim porządku świata, i dołączą do innych światów Wachlarza…

Zdjął i przetarł okulary, po czym dodał z wyraźnym rozdrażnieniem:

– Pewnie sobie myślisz: „Zaraz wyjmę nóż albo złapię stalową pałkę, sił mi wystarczy, i załatwię tego łajdaka listonosza. To on jest wszystkiemu winien!”. A ja wcale nie jestem niczemu winien, Kiryle. Ja jedynie wypełniam swoją funkcję. Gdy umrę, a wszyscy prędzej czy później umrzemy, kogoś przestanie poznawać żona i dzieci. On wyjdzie na ulicę i zobaczy mały samochód z kluczykami w stacyjce. Wsiądzie do niego i zrozumie, że to jest jego funkcja: jeździć ze świata do świata z listami i telegramami, gazetami i liścikami… A jeśli nie będzie sobie radził, pojawi się jeszcze jeden listonosz. Tak, w twoim rozumieniu kierownictwa jestem znacznie ważniejszym ogniwem niż jakikolwiek kurator czy kustosz muzeum, żyjący tak długo, że aż utracił ludzką postać. Ale i tak jestem tylko ogniwem, które można w każdej chwili zastąpić, podobnie, jak nas wszystkich. Jednostka w skali historii niewiele znaczy, ważna jest funkcja. Gdybyś ty wiedział, ilu ludzi trzeba załatwić, żeby nie dopuścić do jednej jedynej wojny! Święte miejsce nigdy nie jest puste.

– Sformułowałbym to inaczej: błoto zawsze znajdzie świnię.

Listonosz prychnął i spojrzał na zegarek.

– No i co? Chcesz mnie zabić? Nie? To czytaj list, muszę dostarczyć odpowiedź.

Wyjąłem z koperty kartkę wyrwaną ze zwykłego szkolnego zeszytu i prychnąłem.

– Tak, ty i Konstanty jesteście do siebie podobni – rzekł listonosz. – Jak dali poliniowany, pisz w poprzek…

Nie słuchałem go. Czytałem.

Kiryle!

Ku mojemu wielkiemu żalowi, wydarzenia przybrały właśnie taki obrót, którego ja i, śmiem twierdzić, Ty – się obawialiśmy. W tym planie bytu nie ma miejsca dla nas dwóch. Rozumiem Twoją niechęć do opuszczenia swojego świata, na Twoim miejscu postąpiłbym tak samo.

W niniejszym liście oficjalnie wyzywam Cię na pojedynek. Miejsce, czas i rodzaj broni możesz wybrać sam. W zaistniałej sytuacji nie mogę życzyć Ci powodzenia, jednak przyjmij moje zapewnienia o szczerym i serdecznym uczuciu etc, etc.

Twój przyjaciel

Konstanty.

PS Illan przesyła Ci pozdrowienia. Myślę, że nie ma potrzeby informowania jej o wydarzeniach.

PPS Tak naprawdę to za długo żyję na tym świecie. Wybacz staremu bizantyjskiemu hultajowi nieustanne kłamstwa. Ale tak przywykłem żyć różnymi żywotami, że czasem sam zaczynam wierzyć w swoje historie…

Złożyłem starannie kartkę i schowałem do kieszeni.

– Jaka będzie odpowiedź? – spytał nerwowo listonosz. – Bardzo bym prosił o pośpieszenie się, czekają na mnie trzy osoby w dwóch innych światach. Przy okazji, zwróć uwagę, że twój przyjaciel daje ci możliwość wyboru broni. To bardzo szlachetne z jego strony! Osobiście radziłbym ci z góry odrzucić miecze, szpady i inną broń białą, on zna ją znacznie lepiej niż ty.

– Czy był kiedyś znanym człowiekiem? – spytałem w zadumie.

– Bardzo znanym. I korzystał z usług istniejącej wówczas sieci funkcyjnych. Ale tak się złożyło, że wybrał nie przeniesienie do innego świata, lecz zostanie funkcyjnym. Dość rzadki przypadek, zwykle człowiek sukcesu szybko robi to, co chciał uprzednio zmienić w świecie, i potem już nie nadaje się na funkcyjnego… To co mam mu przekazać?

– Zadzwonię do niego – odparłem.

Listonosz westchnął.

– Dobrze. Tak właśnie przypuszczałem. W takim razie pozwoli pan, że się pożegnam. Rzecz jasna, jeśli nadal nie ma pan zamiaru mnie zabijać.

– Nie mam – powiedziałem, a potem wstałem i z całej siły rąbnąłem listonosza w twarz.

Zwalił się z łoskotem, a nieszczęsne krzesło, doznając drugiego już upadku w ciągu dnia, w końcu się rozpadło. Ocierając krew z twarzy, listonosz krzyknął boleśnie, złapał się za szczękę i wstał.

– Za co?

– Za kardynała Rudolfa… za Elisę. Za psy w Opoce. Myślisz, że nie poznałem twojego głosu?

– To była operacja Arkanowców, ja tylko zgłosiłem się do eskorty! Nawet nie byłem uzbrojony!

– Wierzę. Dlatego nie zabiłeś.

Trzech kelnerów już do nas biegło, a w głębi kawiarni dziewczyna z personelu dzwoniła z komórki, nietrudno się było domyślić, dokąd.

– I mimo to – powiedział listonosz, przytrzymując szczękę i nieco sepleniąc – mimo to osobiście życzę panu zwycięstwa.

Odwrócił się i twardym krokiem poszedł do samochodu. A ja odwróciłem się do kelnerów – miałem straszną ochotę sklepać komuś twarz. Kelnerzy byli krzepkimi chłopakami, ale coś we mnie musiało ich speszyć, bo się zatrzymali.

– Proszę pana, to chuligaństwo! – zawołał jeden z nich.

– Absolutnie się z panem zgadzam! – Wziąłem ze stolika karafkę i wypiłem resztkę żubrówki. Idiotyczna trawka oczywiście utkwiła mi zębach.

W jednej ręce trzymałem karafkę, drugą zacząłem pisać w powietrzu. Ogniste litery spadały z moich palców lekko i chętnie. Jeden z kelnerów przeżegnał się, dwóch znieruchomiało. Z odległego stolika, przy którym całowała się para zakochanych, dobiegł histeryczny pisk.