Twój ojciec
John Cawthorne
Ojciec. Ile bólu wciąż łączyło się dla niej z tym słowem. Gdzie był ten ojciec, gdy jej matka harowała na dwóch posadach, usiłując samodzielnie utrzymać nieślubne dziecko? Gdzie się podziewał kochany tatuś, kiedy Tiffany dorastała i nie miała blisko siebie nikogo, kto wyjaśniłby jej, jacy właściwie są ci mężczyźni? Gdzie był w dniu, kiedy wychodziła za mąż i potrzebowała ramienia ojca, który powinien poprowadzić ją do ślubu i oddać mężowi? Co sobie myślał, gdy dowiedział się, że Tiffany urodziła dzieci – jego wnuki?
John Cawthorne najwyraźniej nie rozumiał dotąd znaczenia słowa „ojciec”, a Tiffany wątpiła, czy kiedykolwiek je zrozumie. Zmięła list w zaciśniętej dłoni i wyrzuciła kulkę papieru do kosza. Była zła, że poświęca staremu draniowi tak wiele myśli.
I co z tego, że za parę dni ma się odbyć jego ślub i wesele? To po prostu legalizacja starego romansu z kobietą, która miała już w życiu tylu mężów, ile inne mają par kolczyków.
Co do tak zwanych sióstr, to Tiffany wątpiła, czy cokolwiek może ją z nimi łączyć. Bliss była od niej o kilka lat młodsza. Kiedy pojawiła się w agencji, jej widok tylko potwierdził to, co Tiffany o niej myślała – że jest pewną siebie, atrakcyjną i wykształconą kobietą, urodzoną w przysłowiowym czepku. Nosiła nazwisko Cawthorne i nigdy w życiu nie doświadczyła uczucia opuszczenia czy rozpaczy z powodu biedy, odmienności i wyobcowania. Nawet dzieci rozwiedzionych rodziców znały swoich ojców. Drogi życia Tiffany i Bliss przecinały się, ale żadną miarą nie zbiegały.
Z kolei druga siostra, Katie Kinkaid, była żywiołowa jak tajfun i egzystowała w naiwnym przekonaniu, że samą siłą woli da się góry przenosić. Nie, Tiffany zdecydowanie nie miała nic wspólnego z żadną z nich i wcale nad tym nie ubolewała. Poszła do sypialni, gdzie przebrała się w dżinsy i podkoszulkę, związała włosy w koński ogon i wróciła do kuchni, by skończyć segregowanie zakupów. Właśnie się z tym uporała, gdy usłyszała głosy na podwórku. Złożyła torby i schowała je na zwykłe miejsce pod zlewem, a potem wyjrzała przez okno. To pani Ellingsworth z Christiną zbliżały się do domu.
– Mamuniuuu! – zawołała dziewczynka, gdy Tiffany otworzyła kuchenne drzwi. Mała wyrwała się opiekunce i pobiegła do schodków.
– Chyba ma dość na dzisiaj – powiedziała Ellie.
– Wcale nie – zaprzeczyła Christiną.
– Natomiast ja zdecydowanie tak. Chciałabym mieć chociaż połowę energii tego dzieciaka. – Ellie otarła czoło rękawem. Tiffany rozłożyła ręce, a Christina jak bomba wpadła w jej objęcia.
– Huśtałam się i jeździłam na karuzeli – oświadczyła.
– Naprawdę?
– Żeby to raz! – Zaśmiała się Ellie.
– Dużo razy – powiedziała Christina. Uwolniła się z ramion matki i pobiegła za Węgielkiem do ogrodu.
– Światowa panienka, nie ma co – skomentowała Ellie. – Sądzę, że dziś w nocy będzie spać jak zabita.
– To dobrze – odparła Tiffany, myśląc z troską o nocnych koszmarach, jakie często nękały córeczkę od czasu śmierci Philipa. – Ellie, wcale nie musisz zabierać Christiny do parku. Przecież to cię męczy. Wystarczy, że w domu jej dopilnujesz.
– Ale ona tak to lubi – z rozczuleniem zauważyła Ellie – i jest taka słodka. A tak przy okazji, to Stephen jeszcze nie wrócił? – spytała z niepokojem. – To dziwne. Octavia zadzwoniła i poprosiła, żeby przyszedł przystrzyc trawnik. Powiedziała, że zabierze mu to najwyżej godzinkę. Zaraz, zaraz… Kiedy to było? – Ellie spojrzała na zegarek. – Ze trzy godziny temu.
– Nie zostawił kartki, za to znalazłam na stole zaproszenie. – Tiffany wskazała ręką na stół.
– Dziwne – z namysłem powiedziała Ellie. – Nie widziałam go tu wcześniej.
– Stephen musiał je znaleźć i zostawić. – Tiffany zaczęła szukać wiadomości od syna, ale ani na stole, ani na lodówce nie było żadnej kartki. Powiedziała sobie, że chwilowo nie ma się czym martwić, bo pewnie wybrał się z kolegami na ryby albo popływać. – No cóż, miejmy nadzieję, że się niedługo pokaże. Napijesz się lemoniady albo mrożonej herbaty? -
Ellie sięgnęła po papierową chusteczkę i ponownie otarła czoło z potu.
– Najchętniej wypiłabym drinka, ale trochę na to za wcześnie. A poza tym wybieram się dzisiaj na randkę.
– Na randkę? – powtórzyła zdziwiona Tiffany. – A któż jest tym szczęśliwcem?
– Stan Brinkman – odparła starsza pani, bardzo z siebie zadowolona. – Wdowiec na emeryturze. Miał firmę budowlaną, ale odprzedał ją synom. Co roku przyjeżdża do Bittersweet na wakacje, a zimą jeździ do Arizony.
– Jak długo się znacie? – Tiffany była zaskoczona niezwykłymi nowinami.
– Wystarczająco długo – odparła Ellie i mrugnęła porozumiewawczo. – O wszystkim opowiem ci jutro. – Pomachała na pożegnanie i podeszła jeszcze na chwilę do Christiny, zajętej zrywaniem koniczyny i układaniem listków w foliowej foremce.
W tym momencie zadzwonił telefon. Tiffany już za drugim dzwonkiem podniosła słuchawkę.
– Mama?
– Cześć, synku, dobrze, że dzwonisz. – Tiffany z ulgą przysiadła na krześle. – U babci wszystko w porządku? Skosiłeś trawnik?
– Ja… tak, już dawno.
W głosie chłopca Tiffany wyczuła nienaturalne napięcie i od razu tknęło ją, że stało się coś złego. Zmartwiała.
– Gdzie jesteś, Stephen?
Nie odpowiedział od razu.
– Stephen?!
– Jestem na policji. Mamo… ktoś chciałby z tobą porozmawiać.
ROZDZIAŁ 4
Gdzie jesteś? – Dobrze, że Tiffany siedziała na krześle, bo zrobiło się jej słabo. O Boże, to nie mogła być prawda.
– Mówiłem.
– Wiem, co mówiłeś, ale skąd się tam wziąłeś? Co się stało? Jak się czujesz? – Tiffany obawiała się najgorszego.
– Dobrze się czuję.
– Na pewno? – dopytywała się, wcale nie przekonana.
– Tak. Sierżant chce z tobą mówić.
– Poczekaj, Stephen, może lepiej zaraz przyjadę, żeby cię…
– Pani Santini? – przerwał jej obcy męski głos. – Mówi sierżant Pearson.
– Co się stało? Czy z moim synem wszystko w porządku?
– Poza podbitym okiem i paroma zadrapaniami, tak. Myślę, że do wesela się zagoi. – Zapewnienia sierżanta nie zdołały jej uspokoić.
– Ale co się stało? Dlaczego syn znalazł się w komisariacie?
– Pani syn i drugi chłopak, Miles Dean, pobili się w Minimarcie.
– Pobili się? – powtórzyła bezmyślnie.
Ojciec Milesa, Ray Dean, właśnie wyszedł z więzienia. Wyglądało na to, że syn wkrótce pójdzie w jego ślady. Co, na Boga, Stephen robił tym razem w towarzystwie Milesa?
– Chłopcy się pokłócili i, od słowa do słowa, kłótnia przeszła w bójkę. Kasjerka z Minimartu zadzwoniła po radiowóz, więc przymknęliśmy ich. Naprawdę, nie ma powodu do obaw, pani synowi nic poważnego się nie stało.
– A co z Milesem?
– Miles zawsze potrafi się wymigać – odpowiedział sierżant po chwili wahania.
– Czy przeciw Stephenowi wniesiono oficjalnie skargę? – spytała Tiffany.
– Nie przeciw niemu.
– Więc przeciw Milesowi?
– To się jeszcze zobaczy.
– Czy mogę odebrać Stephena?
– Przyjedzie do domu wozem patrolowym. Powinni być za dziesięć minut.
– Czy to znaczy, że nie muszę niczego podpisywać?
– Nie, proszę chwilę zaczekać. – Usłyszała stłumiony głos Pearsona, który zwracał się do kogoś w pokoju. – Tak, czeka na niego. A ty, Stephen, obiecaj, że przestaniesz rozrabiać, dobra?