Выбрать главу

– Nie będzie tak źle. Poznałeś tylko najgorszych ludzi w mieście, a chciałabym, żebyś poznał moich przyjaciół. Obiecuję, że ani jedna dziewczyna nie zemdleje u twoich stóp.

Spojrzał na nią wyraźnie zdetonowany.

– Żadna nie zemdleje, kiedy mnie zobaczy bez brody?

Uśmiechnęła się.

– Chce mnie pan zmusić, żebym przyznała, że będzie pan tam najprzystojniejszym mężczyzną?

Próbował schwycić ją za rękę, ale w porę się usunęła.

– Zostańmy tu we dwoje – powiedział. – Znajdziemy sobie jakieś zajęcie. Podoba mi się ta sukienka.

– O nie, mój panie. – Zaśmiała się. Zastanawiała się, czy nie dałoby się ścisnąć gorsetu jeszcze o centymetr. – Nie ulegnę i nie dam się wciągnąć w… cokolwiek ma pan na myśli. Trzeba się ubierać na garden party. – Cofnęła się aż pod ścianę.

Kane przysunął się, oparł ręce o ścianę po obu stronach jej głowy i pochylił się nad nią.

– Jeszcze się dobrze nie poznaliśmy, co? Chyba para powinna spędzić ze sobą trochę czasu przed ślubem, nie?

Houston wyślizgnęła się pod jego ramieniem.

– Panie Taggert, nie dam się słodkimi słówkami wymanewrować z tego przyjęcia. Myślę, że pan boi się iść, a jeśli jest pan osobnikiem, którego przeraża nawet małe zebranie towarzyskie, to nie jestem pewna, czy chcę za takiego mężczyznę wyjść za mąż.

Podszedł do biurka, był wyraźnie zły.

– Na kilometr czuć, jaka jesteś wredna. Nie boję się żadnych cholernych przyjęć.

– Więc proszę to udowodnić: ubrać się i pójść ze mną. – Patrzyła, jak walczy z sobą. O mały włos nie powiedziała, że z nim zostanie. Bądź twarda, Houston, powtarzała sobie. On tego po tobie oczekuje.

Przewracał papiery na biurku.

– Pójdę – powiedział niechętnie. – Mam nadzieję, że nie przyniosę ci wstydu.

Minął ją i wypadł z pokoju.

– Ja też. – Odetchnęła z ulgą i pobiegła za nim, żeby wyjąć ubranie z powozu.

Kiedy się ubierał, Houston oglądała zniesione na dół meble i planowała, gdzie co ustawić. Półtorej godziny później, kiedy już podejrzewała, że Kane uciekł oknem z pierwszego piętra, zobaczyła go znów. Stał w drzwiach w ciemnym żakiecie, białej koszuli i ciemnoszarych spodniach; w ręku trzymał biały krawat.

– Nie wiem, jak to zawiązać.

Houston przez chwilę nie mogła się ruszyć. Dobrze skrojony garnitur uwypuklał różnicę między jego szerokimi barami a wąską talią, ciemny materiał zaś podkreślał kolor włosów i brwi. Pomyślała, że z satysfakcją pokaże się z nim na przyjęciu. Może rzeczywiście jakaś część niej chciała pokazać całemu miastu, że może mieć innego mężczyznę. Na pewno mogła trafić gorzej. Jasne, znacznie gorzej.

– Umiesz to zawiązać? – zapytał.

– Tak, oczywiście – odpowiedziała, wracając do rzeczywistości. – Tylko musi pan usiąść, żebym mogła dosięgnąć.

Siadł na jednym z pozłacanych krzesełek. Wyglądał jak skazaniec.

Pracując zapamiętale nad węzłem windsorskim, zaczęła opowiadać:

– Przyjęcie urządza moja przyjaciółka, Tia Mankin. Będą tam stały drugie stoły, zastawione jedzeniem i napojami, i trzeba tylko chodzić i rozmawiać z ludźmi. Będę przy panu, ile tylko zdołam.

Kane nic nie mówił.

Gdy krawat był zawiązany, spojrzała mu w oczy. Czy to ten sam mężczyzna, na którego głowie rozbiła dzbanek?

– Niedługo będzie po wszystkim. Możemy wtedy wrócić i zjeść tu razem kolację.

Nagle objął ją i mocno pocałował, jakby czerpał z niej odwagę. Po chwili już stał obok niej.

– Załatwmy to już – powiedział, kierując się do drzwi.

Houston była zbyt oszołomiona, żeby się ruszyć. Te ich nieliczne pocałunki dla niego chyba nic nie znaczyły, ale ona nie mogła po nich złapać tchu.

– Nie idziesz? – spytał niecierpliwie od drzwi.

– Tak, oczywiście – odpowiedziała z uśmiechem.

Kane powoził, ona zaś usiłowała na tej krótkiej trasie dać mu jeszcze kilka instrukcji.

– Jeżeli ludzie mają uwierzyć w nasze zaręczyny, powinien mi pan trochę nadskakiwać – powiedziała ostrożnie. – Stać przy mnie, trzymać mnie pod rękę, takie rzeczy. I koniecznie pomóc mi wyjść z powozu.

Skinął głową, nie patrząc na nią.

– I uśmiechać się – dodała. – Chyba małżeństwo nie jest takie złe.

– Jeżeli przeżyję narzeczeństwo – zauważył ponuro.

Towarzystwo zebrane w ogrodzie Mankinów bardzo było ciekawe Kane’a i Houston. Mimo zachowywania pozorów dobrych manier, prawie przybiegli do powozu, stanęli i gapili się. Kudłaty górnik zmienił się w dżentelmena.

Kane chyba nie zdawał sobie sprawy z ich reakcji, ale Houston z dumą położyła ręce na jego barach, gdy pomagał jej wyjść z powozu. Trzymając się jego ramienia, poprowadziła go w stronę czekających.

– Czy mogę państwu przedstawić mojego narzeczonego, pana Kane’a Taggerta? – zaczęła.

Dwadzieścia minut później, gdy został już wszystkim przedstawiony, poczuła, że się rozluźnił.

– Nie było tak źle, co?

– Nie – odpowiedział pogodnie. – Chcesz coś zjeść?

– Chciałabym napić się ponczu. Przepraszam na chwilę, muszę z kimś porozmawiać.

Patrzyła za nim, gdy ruszył w kierunku stołów – wiele kobiet przystawało, żeby mu się przyjrzeć. Meredith Lechner podeszła, żeby z nim porozmawiać, uśmiechając się najpierw do Houston, jakby prosiła o pozwolenie.

Jest tylko mój, pomyślała Houston, mój książę, który już przestał być żabą; I do odczarowania wystarczył mu jeden guz na głowie. Chrząknęła, żeby zatuszować chichotanie.

Gdy Kane był zajęty, podeszła do wielebnego Thomasa, stojącego trochę na uboczu tłumu.

– Ależ go zmieniłaś. – Wskazał na Kane’a, koło którego stały już trzy panie.

– Może na zewnątrz – odparła, zniżając głos. – Muszę z tobą porozmawiać. W zeszłym tygodniu, w osiedlu górniczym Jean Taggert powiedziała, że wie o mnie. Ile wie?

– Wszystko – odparł pastor.

– Ale skąd…? – Houston zdumiała się.

– Ja jej powiedziałem. Musiałem. Chciałem, żebyś tam, wewnątrz, miała prawdziwą przyjaciółkę.

– A jeżeli mnie złapią? Jean może mieć więcej kłopotów, jeśli będzie wiedziała, kim jestem.

– Houston. – Pastor spojrzał jej w oczy. – Nie możesz sama brać odpowiedzialności za wszystko. Jean przyszła do mnie kilka miesięcy temu i chciała znać prawdę. Ucieszyłem się, że mogłem jej powiedzieć.

Milczała przez chwilę, patrząc na Kane’a – śmiał się z czegoś. Jakaś kobieta podeszła do niego bardzo blisko. Nie tylko mnie czaruje, pomyślała.

– Wiesz, że Kane i Jean są spokrewnieni? – spytała.

– Stryjeczne rodzeństwo. – Uśmiechnął się, widząc jej zdumione spojrzenie. – Gdy tylko dowiedziałem się o twoich zaręczynach, poszedłem do Jean. Strażnicy nie chcieli mnie wpuścić, ale mój szef jest wyżej niż ich. Ani Jean, ani nikt z rodziny nie znali Kane’a. Jest jakaś tajemnica w związku z jego urodzeniem, coś na temat matki… Jean podejrzewa, że była… damą z półświatka i ojciec Kane’a miał wątpliwości, czy dziecko jest jego. Dlatego pewnie oddano go do pracy u Fentonów, zamiast pod opiekę Taggertów.

– A co się stało z jego rodzicami?

– Jean sądzi, że umarli. – Pastor Thomas położył jej rękę na ramieniu. – Jesteś pewna, że chcesz wyjść za tego człowieka? Wiem, że Leander cię zranił, ale…

Houston czuła, że nie zniesie już więcej żadnych pouczeń, choćby ktoś robił to w najlepszej wierze.

– Jestem pewna – powiedziała twardo. – A teraz wybacz, ale muszę porozmawiać z moim narzeczonym, nim mi go inne ukradną.