Wyciągnął ręce i wziął ją w objęcia.
Houston poczuła, że mięknie i złość jej przechodzi. Może jednak o to jej chodziło. Tak lubiła, jak jej dotykał.
– Ładnie pachniesz – powiedział otaczając ją swym olbrzymim ciałem tak, że czuła się jednocześnie bezpiecznie i niebezpiecznie. – Byłaś dziś bardzo miła – szeptał, pokrywając jej szyję drobnymi pocałunkami. – Nie będziesz za bardzo żałować, że się wydajesz za takiego chłopca stajennego?
Houston nie odpowiedziała. Czuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa, Kane jednak utrzymywał ją w pozycji pionowej i całował jej lewe ucho.
– Byłaś tam najładniejszą kobietą – szeptał, a ją przeszedł dreszcz. – I bardzo mi się spodobało noszenie ciebie. Najchętniej zaniósłbym cię na górę do mojego łóżka.
Houston zastanawiała się, czy w ogóle zdoła coś z siebie wykrztusić.
– Hm, hm – dobiegło ich od drzwi.
– Odejść – powiedział Kane, wciąż błądząc ustami przy jej szyi.
Lata treningu zrobiły swoje i Houston go odepchnęła.
– Proszę – błagała, patrząc w jego ciemne oczy.
Spojrzał z niezadowoleniem i odepchnął ją tak nagle, że omal nie upadła.
W drzwiach stała pani Murchison trzymając w rękach olbrzymią porcelanową wazę z zupą. Mijając Houston, spojrzała na nią z taką pogardą, że dziewczyna zarumieniła się. Starając się uspokoić, uświadomiła sobie, że o mały włos nie znalazła się w łóżku swego narzeczonego. Obiecała przecież ojczymowi, że przed ślubem dowie się czegoś na temat przyszłego męża. A jeżeli okaże się, że był przestępcą? Czy wyjdzie za niego? Musiałaby, gdyby wcześniej poszła z nim do łóżka.
Patrzyła teraz na niego – siedział na podłodze i otwierał szampana. Był bez marynarki; podwinięte rękawy białej koszuli ukazywały silne, opalone ręce. Houston pomyślała, że może powinna mu była pozwolić na wszystko, bo wtedy musiałaby wyjść za niego za mąż niezależnie od tego, czego by się o nim dowiedziała.
Ale to byłoby oszustwo.
Poprawiła suknię i usiadła na poduszce, naprzeciw niego.
– Mam do ciebie prośbę – zaczęła.
– W porządku – powiedział z ustami pełnymi jedzenia.
– Chciałabym pozostać dziewicą aż do naszego ślubu.
Kane zakrztusił się tak okropnie, że Houston przeraziła się, ale wypił pół butelki szampana i doszedł do siebie.
– Miło słyszeć, że wciąż nią jesteś – powiedział, wycierając załzawione oczy. – Bo przecież ten Westfield i w ogóle.
Houston zesztywniała.
– Nie musisz od razu być taka sztywna. Weź to – podał jej kieliszek z szampanem. – Dobrze ci to zrobi. Więc chcesz pozostać niewinną panienką, tak? – spytał, nalewając gęstą zupę ostrygową do miseczek. – Rozumiem, że mam trzymać ręce przy sobie?
Patrzył na nią dziwnie, pytającym wzrokiem.
– Może tak będzie lepiej.
Pomyślała, że jeżeli dalej będzie jej tak dotykał jak minutę temu, nie pozostanie dłużej dziewicą, bo wcale nie będzie tego chciała.
– W porządku – odpowiedział, ale wyczuła chłód w jego głosie.
Na pewno pomyślał, że uważa się za kogoś lepszego od niego, bo był niegdyś chłopcem stajennym.
– Nie, proszę… – zaczęła. – To wcale nie jest tak, jak myślisz. Ja…
Nie mogła mu powiedzieć, co obiecała swemu ojczymowi, ani tego, że gdy on jej dotyka, czuje się zupełnie nie jak dama. Teraz jednak sama wzięła go za rękę.
Kane odsunął się.
– Wyraziłaś się jasno. Słuchaj, mamy umowę, właściwie kontrakt, a ja go złamałem. Powiedziałaś, że publicznie będziesz udawać, że się kochamy, i tak zrobiłaś. Nie musisz prywatnie mnie znosić. Będę trzymał ręce z dala od ciebie. Chyba lepiej, jak od razu sobie pójdę. Ty zostań tutaj, jedz to wszystko, a ja idę pracować.
Nim Houston zdążyła zareagować, Kane był już w pół drogi do drzwi.
– Proszę, nie odchodź – zawołała i podbiegła, żeby go złapać, ale przydepnęła długą suknię i zachwiała się.
Schwycił ją, nim uderzyła o ziemię, lecz puścił, gdy tylko odzyskała równowagę.
– Nie chciałam cię obrazić – zaczęła. – To nie o to chodzi, że nie lubię twojego dotyku. – Przerwała, zarumieniła się i popatrzyła na swoje dłonie. – To znaczy… ja jeszcze nigdy… i chciałabym… pozostać… Jeśli to możliwe… – zakończyła, patrząc mu w oczy.
Kane wpatrywał się w nią intensywnie.
– Gadasz bez sensu. Chcesz, żebym trzymał ręce z daleka, czy nie? W tym małżeństwie chodzi mi tylko o damę na pokaz. Prywatnie możesz w ogóle nie oglądać mojej wstrętnej gęby, bo w tym domu jest dosyć miejsca. Wybieraj, moja pani.
Dama musi wiedzieć, czego chce, przypomniała sobie, że tego właśnie uczono ją w szkole. Wyprostowała się i uniosła głowę.
– Chcę być pańską żoną i prywatnie, i publicznie, ale chciałabym też pozostać dziewicą aż do ślubu.
– A kto ci przeszkadza? – Zdumiał się. – Czy cię ciągnę na górę za włosy? Czy cię wpycham do swojego łóżka?
– Nie, ale jest pan przekonującym namawiaczem, panie Taggert – wyrwało jej się i zaraz zakryła usta ręką.
W oczach Kane’a pojawił się błysk zrozumienia.
– Niech mnie diabli. Kto by pomyślał? Hm, może damy lubią chłopców stajennych. Chodź tu, siadaj i jedzmy – powiedział pogodnie. – Dobry namawiacz, tak?
Houston szczerze żałowała, że poruszyła ten temat. Intymna kolacyjka, jaką sobie wymarzyła, przerodziła się w chaos. Nim skończyli zupę, przyszedł Edan i wręczył Kane’owi dokumenty, które musiał przeczytać i podpisać. Kane zaprosił go, żeby z nimi zjadł i przez cały posiłek rozmawiali na temat interesów.
Houston w milczeniu obserwowała zachód słońca przez wysokie okna. Pani Murchison wchodziła i wychodziła z olbrzymimi misami wspaniałego jedzenia, które zostało sprzątnięte co do ostatniej okruszynki. Kane prawił dobrej kobiecie komplementy, począwszy od mruknięcia „cholernie dobre”, aż do zaproponowania przy deserze, aby z nim uciekła i żyła w grzechu. Pani Murchison zachichotała i zarumieniła się jak pensjonarka.
Houston, pamiętając uwagę kucharki, że ugotuje wszystkie ulubione dania pana Taggerta, spytała:
– Jakie są pana ulubione dania?
Spojrzał na nią znad papierów.
– Wszystko smaczne, łącznie z pięknymi paniami.
Houston zarumieniła się i odwróciła wzrok. O dziewiątej wstała.
– Muszę już iść. Dziękuję za kolację.
Nie była pewna, czy zauważy jej nieobecność, Kane jednak złapał rąbek jej sukni.
– Nie możesz jeszcze wyjść.Chcę z tobą porozmawiać.
Gdyby się ruszyła, rozerwałaby sukienkę, więc stała nieruchomo, patrząc w ścianę nad głowami obu mężczyzn siedzących u jej stóp.
– Myślę, że to ja powinienem wyjść – powiedział Edan zbierając papiery.
– Jeszcześmy nie załatwili – powstrzymał go Kane.
– Nie uważasz, że powinieneś spędzić trochę czasu sam ze swoją narzeczoną? – zauważył Edan. – Powiem pani Murchison, żeby poszła do domu. – Wstał. – Houston, dziękuję za kolację. Było bardzo miło.
Wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Stała dalej bez ruchu. Pociągnął ją kilka razy za suknię, ale gdy nie reagowała, wstał i popatrzył na nią.
– Chyba jesteś na mnie wściekła.
Odwróciła głowę.
– To zupełna bzdura. Jest już późno i muszę jechać do domu, proszę pana. Rodzice będą się martwili.
Kane pogłaskał ją po policzku.
– To było naprawdę miłe, że zorganizowałaś tę kolację, z tymi świecami i w ogóle.
– Cieszę się, że się panu podobało. Teraz już muszę…
Wziął ją w ramiona.
– Cały wieczór myślałem o tym, co powiedziałaś, że mógłbym cię namówić do różnych rzeczy.