Выбрать главу

– Więc wciąż chcesz za niego wyjść? – zapytała cicho Blair.

– Jeżeli mnie zechce – szepnęła.

Po ostatniej nocy mógł zmienić zamiar, pomyślała, a perspektywa życia bez humorów Kane’a i jego pocałunków wydawała jej się żałosna. Wyobraziła sobie, że siedzi cicho w bujanym fotelu i szydełkuje.

– Czy chcesz mi pomóc w przygotowaniach do wesela? – spytała siostrę. – Czy wolisz wszystko pozostawić mnie?

– Nie chcę nawet myśleć o ślubie, ani o swoim z Leanderem, ani o twoim z Taggertem. Lee jest po prostu zły na to, co się wydarzyło, i jestem pewna, że jeśli ty…

– Leander i ja umarliśmy dla siebie! Nie możesz tego zrozumieć? Lee chce ciebie, nie mnie. – Odwróciła się. – Za dziesięć dni wychodzę za pana Taggerta.

Blair wyskoczyła z łóżka.

– Może uważasz, że nie udało ci się z Leanderem, ale to nie znaczy, że musisz się karać małżeństwem z tym prostakiem. Nie potrafi nawet trzymać talerza, a co dopiero…

Blair przerwała, gdyż siostra uderzyła ją w twarz.

– Wychodzę za mąż za tego człowieka – powiedziała Houston z gniewem – i nie pozwolę ani tobie, ani nikomu innemu poniżać go.

Blair trzymała rękę przy policzku, jej oczy wypełniły się łzami.

– To, co zrobiłam, stanęło między nami – szepnęła. – A przecież żaden mężczyzna nigdy nie znaczy więcej niż siostra – dodała i wyszła z pokoju.

Przez chwilę Houston siedziała na łóżku. Chciała pocieszyć Blair, ale nie wiedziała, jak. Co zrobił z nią Kane, że potrafiła uderzyć własną siostrę? I czy Kane wciąż ma zamiar się z nią ożenić?

Usiadła przy biurku i drżącymi rękami napisała liścik do narzeczonego:

Drogi Panie,

moje zachowanie ostatniego wieczoru było niewybaczalne. Zrozumiem, jeśli zażyczy Pan sobie zwrotu pierścionka zaręczynowego.

Z poważaniem

Houston Chandler

Zakleiła list i kazała Susan posłać go przez Williego.

Gdy Kane dostał list, prychnął.

– Coś złego? – spytał Edan.

Kane chciał mu już wręczyć list, lecz rozmyślił się i schował go do kieszeni.

– To od Houston. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałem nikogo takiego jak ona. Wybierałeś się do miasta?

Edan skinął głową.

– Zatrzymaj się przy jakimś sklepie jubilerskim, kup z tuzin pierścionków w różnych kolorach i poleć przesłać je do domu Houston.

– Z jakąś wiadomością?

Kane uśmiechnął się.

– Nie, starczą pierścionki. Na czym stanęliśmy?

O czwartej po południu pan Weatherly ze sklepu „Drogocenne Prezenty i Biżuteria od Weatherly’ego” wbiegł po schodkach do domu Chandlerów.

– Mam paczuszkę dla panny Houston – radośnie zaanonsował, gdy Susan otworzyła mu drzwi.

Zaprowadziła go do bawialni, gdzie Opal i Houston siedziały nad listą przygotowań weselnych.

– Dzień dobry, panie Weatherly – powitała go Opal. – Czy napije się pan herbaty?

– Nie, dziękuję bardzo – odpowiedział wesoło, patrząc na Houston. – To dla pani. – Podał jej wąskie, aksamitne pudełeczko.

Zaintrygowana, lecz z iskierką nadziei w sercu, wzięła od niego pudełko. Cały dzień był smutny, bo próbowała zorganizować wesele, którego może w ogóle nie będzie. A co gorsza, w południe przyjechał na obiad pan Gates i poinformował ją, że ustalił spotkanie z Markiem Fentonem na jutro rano. Chciał, by zgodnie z umową dowiedziała się od niego czegoś na temat Kane’a.

Gdy otworzyła pudełko i zobaczyła pierścionki, z trudem powstrzymała łzy ulgi.

– Jakie piękne – powiedziała spokojnie, przyglądając się. Dwa ze szmaragdami, jeden z perłą, jeden z szafirem, jeden z rubinem, trzy brylanty, jeden z ametystem, jeden z trzema opalami, jeden z rzeźbionym koralem i jeden z jadeitem.

– Myślałem, że padnę z wrażenia – opowiadał pan Weatherly. – Ten blondyn, co chodzi zawsze z panem Taggertem, przyszedł do mojego sklepu godzinę temu i poprosił o tuzin pierścionków, wszystkie dla panny Houston.

– Pan Taggert nie wybierał ich sam? – spytała.

– Ale był to jego pomysł. Tak mi powiedział blondyn.

Houston wstała spokojnie, trzymając w ręku pudełko z pierścionkami.

– Bardzo dziękuję, panie Weatherly, że pofatygował się pan z tymi pierścionkami osobiście. Może chciałabyś je zobaczyć, mamo? – spytała, wręczając Opal pudełko. – Na pewno trzeba je dopasować. Żegnam, panie Weatherly.

Kiedy weszła do swojego pokoju, zrobiło jej się lżej na sercu. Nie chodziło o pierścionki, tylko o to, że przeczytał jej liścik i jednak wciąż chciał się z nią ożenić. To się liczyło. Oczywiście, szkoda, że nie prosił jej o spotkanie, ale przecież wkrótce, po ślubie, będą się spotykali codziennie.

Zaczęła się przebierać do kolacji.

Houston uśmiechnęła się do Marka Fentona, który usiadł naprzeciwko niej w biało-różowej herbaciarni miss Emily. Opal zajęła miejsce nieopodal, ale starała się, by mogli swobodnie rozmawiać. To pan Gates nalegał, żeby towarzyszyła córce, gdyż on stracił już zaufanie do młodych Amerykanów.

Marc był przystojnym, choć niewysokim, mocno zbudowanym blondynem o niebieskich oczach i zniewalającym uśmiechu.

– Słyszałem, Houston, że dokonałaś największego podboju w tym sezonie – zaczaj, nakładając sobie na talerzyk babeczkę rodzynkową. – Wszyscy szepczą o tym, że jest w połowie prostakiem, a w połowie księciem z bajki. Jaki jest prawdziwy Kane Taggert? – spytał, mrużąc oczy.

– Miałam nadzieję, że ty mi to powiesz. Pan Taggert u was pracował.

– Odszedł, kiedy miałem zaledwie siedem lat! Ledwo go pamiętam.

– Ale co pamiętasz?

– Bałem się go śmiertelnie. – Zaśmiał się. – Rządził się w stajni jak w swoim królestwie i nikt, łącznie z moim ojcem, nie śmiał tam wchodzić.

– Nawet twoja siostra, Pamela? – spytała od niechcenia Houston, bawiąc się łyżeczką.

– Więc to chciałabyś wiedzieć? – Znów się zaśmiał. – Nie miałem pojęcia, co się działo. Pewnego dnia Taggert i moja siostra gdzieś zniknęli.

– Dlaczego twoja siostra wyjechała? – nalegała Houston.

– Ojciec natychmiast wydał ją za mąż. Nie chciał ryzykować, że znów się zakocha w jakimś stajennym.

– Gdzie jest teraz Pam?

– Rzadko ją widuję. Przeprowadziła się do Cleveland z mężem, ma dziecko. Mąż umarł kilka miesięcy temu, a dzieciak długo chorował. Miała ciężki rok.

– Czy ona…

Mark pochylił się do niej konspiracyjnie.

– Jeżeli chcesz wiedzieć coś więcej o człowieku, za którego masz zamiar wyjść za mąż, powinnaś porozmawiać z Lavinią LaRue.

– Chyba jej nie znam.

– Oczywiście, że nie. To spódniczka Taggerta.

– Jego?…

– Jego kochanka. Muszę już iść – powiedział.

Wstał i zostawił pieniądze na stoliku. Houston też wstała. Położyła mu rękę na ramieniu.

– Gdzie znajdę pannę Larule?

– LaRue, Lavinia LaRue. Spytaj na Crescent Street.

– Crescent Street? – Houston zrobiła wielkie oczy. – Nigdy tam nie byłam.

– Poślij Williego. On się tam rozezna. Umów się z nią gdzieś na uboczu. Nie chcesz chyba, żeby cię widziano z kimś takim jak Lavinia LaRue. Najlepsze życzenia z okazji ślubu, Houston – rzucił przez ramię i wyszedł.

– Dowiedziałaś się, czego chciałaś? – spytała Opal córkę.

– Znacznie więcej, niż chciałabym wiedzieć.

Resztkę piątku i sobotę Houston spędziła na przygotowaniach do podwójnego wesela, zamawianiu kwiatów, ustalania menu i organizowaniu gotowania i podawania jedzenia.