– Od ilu dni nie widziałaś już Kane’a, kochanie? – spytała matka.
– Od kilku godzin – odpowiedziała, odwracając twarz. Nie miała najmniejszego zamiaru narzucać się Kane’owi. Raz zrobiła z siebie idiotkę i więcej tego nie powtórzy.
W sobotę należało się zająć innymi sprawami. O piątej rano pan Gates obudził cały dom krzycząc, że Blair spędziła noc poza domem. Opal zapewniła go, że córka była w towarzystwie Leandera, ale to jeszcze bardziej go rozzłościło. Wykrzykiwał, że Blair nie ma już żadnej reputacji i Lee będzie musiał dzisiaj się z nią ożenić.
Houston i Opal razem zdołały go jakoś uspokoić i namówić na zjedzenie śniadania. Gdy siedzieli przy stole, do pokoju wkroczyli Blair z Leanderem.
Cóż to był za widok! Ona miała na sobie stare granatowe ubranie; spódnica sięgała jej zaledwie kostek. Włosy rozpuściła na ramiona i cała pokryta była błotem, rzepami i czymś, co wyglądało na zaschniętą krew. Lee wyglądał równie fatalnie, ubrany tylko w koszulę i spodnie, z dziurami na nogawkach i w rękawie.
– Lee! Czy to dziury od kul? – spytała Opal, wyraźnie przerażona.
– Prawdopodobnie. – Uśmiechnął się spokojnie. – Ale przywiozłem ją całą i zdrową. Muszę jechać do domu przespać się trochę, bo mam dyżur po południu. – Odwrócił się do Blair i pogładził ją po policzku. – Dobranoc, pani doktor.
– Dobranoc, doktorze – odpowiedziała.
Po chwili już go nie było. Dłuższy czas nikt się nie ruszał, wszyscy przypatrywali się Blair. Choć wyglądała, jakby przeszła przez trzy katastrofy, oczy jej płonęły.
Houston wstała od stołu i podeszła do niej. Poczuła, że siostra cuchnie.
– Co ty masz we włosach?
Blair idiotycznie wyszczerzyła zęby.
– Chyba końskie łajno. Ale lepiej, że jest w moich włosach, niż miałoby być na jego brodzie.
– Chodźmy na górę. – Houston chwyciła Blair za ramię. Zaprowadziła ją do łazienki, gdzie od razu zaczęła napuszczać wodę i rozbierać siostrę. – Skąd wytrzasnęłaś ten dziwaczny strój?
Gdy Blair zaczęła opowiadać, nie było końca. Houston ją rozpięła, odwiązała jeden but, a siostra drugi. Blair zeskrobywała brud ze skóry, Houston namydliła jej włosy, a ona cały czas mówiła, jaki cudowny dzień spędziła z Leanderem, opowiadała przerażające historie o larwach, walkach na ranczach i zapasach z jakąś kobietą. W każdej z tych historii występował Leander, ratując jedno życie po drugim, a nawet, w którymś momencie, jej własne.
Houston nie mogła się nadziwić, że Leander, którym Blair tak się zachwycała, to ten sam, którego znały od lat. Zdaniem Blair w swojej profesji był niemalże cudotwórcą.
– Ten człowiek miał w brzuchu czternaście dziur! I Lee wszystkie je pozszywał – opowiadała, gdy Houston spłukiwała jej włosy. – Czternaście.
Im więcej siostra mówiła, tym gorzej czuła się Houston. Leander nigdy na nią nie spojrzał tak jak na Blair tego ranka, ani nie zabierał jej na wizyty lekarskie. Nie chodzi o to, że chciała zgłębiać działanie systemu trawiennego, ale o dzielenie się przeżyciami. W ciągu kilku dni Leander należał do Blair tak, jak nigdy nie należał do niej. A teraz nie miała też Kane’a. Czy powinna do niego pójść? W końcu i tak będą musieli się spotkać i porozmawiać o ślubie. Wyobrażała sobie, co powiedziałby, gdyby pojawiła się w jego domu. „Wiedziałem, że się poddasz. Nie mogłaś już wytrzymać.”
Przez całą sobotę, gdy Blair spała, Houston czekała na jego odwiedziny, ale nie przyszedł.
W niedzielę rano ubrała się w spódnicę z popielatej serży, ciemnozieloną bluzkę i popielaty żakiecik, po czym wraz z rodziną udała się do kościoła.
Gdy wszyscy już usiedli i otwarli śpiewniki z hymnami, zapadła cisza.
– Posuń się – powiedział Kane do Houston.
Przez całą mszę siedziała bez ruchu, wpatrując się znudzonym wzrokiem w pastora Thomasa. Natychmiast po nabożeństwie Kane złapał ją za rękę.
– Chcę z tobą pogadać.
Prawie wyciągnął ją z kościoła i nie zważając na ludzi, którzy chcieli się z nimi przywitać, wsadził ją na siedzenie swojego starego wozu. Sam też wskoczył, ujął lejce i ruszył tak szybko, że musiała przytrzymywać ręką kapelusz, żeby jej nie spadł z głowy.
– Dobra – powiedział, zatrzymawszy się w końcu na południowym skraju miasta, w cieniu drzew, w pobliżu wodociągów. – Powiedz, co robiłaś z Markiem Fentonem?
Kane znowu zdołał ją zaskoczyć.
– Znam Marka całe życie – odpowiedziała chłodno – i mogę się widywać ze wszystkimi znajomymi, z którymi chcę. Poza tym, była ze mną moja matka.
– Myślisz, że tego nie wiem? Dobrze, że przynajmniej twoja matka jest rozsądną kobietą.
– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi. – Zakłopotana Houston zaczęła bawić się parasolką.
– Co robiłaś z Markiem Fentonem? – spytał groźnie, pochylając się nad nią.
Postanowiła powiedzieć prawdę.
– Obiecałam ojczymowi, że postaram się dowiedzieć jak najwięcej o panu. Umówił mnie z Markiem, żebym mogła z nim porozmawiać. Chciałam pomówić również z jego ojcem, ale odmówił. Spotkam się również z niejaką panną Lavinią LaRue.
– Viney? – Roześmiał się. – To Gates ci tak poradził? Nieźle. Zastanawiam się, dlaczego on nigdy nie zrobił pieniędzy? Chwileczkę, a jeżeli spytasz kogoś, a on odpowie, że jestem nic niewart?
– Wtedy będę musiała ponownie rozważyć sprawę naszego małżeństwa – oznajmiła poważnie.
Nie była przygotowana na taki wybuch gniewu.
– Mamy się pobrać od jutra za tydzień, a ty uważasz, że możesz to sobie odwołać w każdej chwili? Bo ktoś powie, że nie podoba mu się fason moich koszul? Powiem ci coś, panno Chandler. Możesz spytać każdego mężczyznę, z którym miałem do czynienia, i każdą kobietę, z którą spałem. Jak są uczciwi, to ci powiedzą, żem nigdy w życiu nikogo nie oszukał.
Wysiadł z wozu, podszedł pod drzewo i popatrzył na horyzont.
– Do diabła, Edan mi mówił, że z damą to będą same kłopoty. Powiedział „Kane, ożeń się z jakąś wiejską dziewczyną, przenieś się na wieś i hoduj konie”. Mówił, żebym się nie zadawał z żadną damą.
Houston zdołała sama wydostać się z wysokiego wozu.
– Nie miałam zamiaru tak cię zdenerwować – powiedziała cicho.
– Zdenerwować! – ryknął. – Nie mam chwili spokoju, odkąd cię poznałem. Jestem bogaty, nieźle się prezentuję, a ty mnie odrzucasz. Najpierw mi nic nie mówisz, później się dowiaduję, że twoja siostra wychodzi za człowieka, za którym ty szalejesz. Ale za mnie nie wyjdziesz. A potem może wyjdziesz. Jednak później znowu nie. Rządzisz się w moim domu, rozstawiając wszystkich, łącznie ze mną, po kątach, a potem zachowujesz się, jakby ktoś chorował na szkarlatynę i nawet się nie zbliżasz do mojego domu. Jednego ranka budzę się i widzę cię nad sobą. Czuję, że mnie pragniesz, ale kiedy cię dotykani, rozbijasz mi dzbanek na głowie i wrzeszczysz, że mam cię szanować. Innym razem ściągasz mnie na podłogę i prawie zdzierasz ze mnie ubranie. Ale ponieważ cię szanuję, pozostawiam cię tą cholerną dziewicą, tak jak chciałaś. I co z tego mam? Zaczynasz się zastanawiać, czy nie chcę z powrotem swojego pierścionka i znów może wyjdziesz za mnie, a może nie.
Dziś rano przyszła do mnie twoja matka, powiedziała, jak należy się ubrać do kościoła i zaprosiła na dzisiejszy niedzielny obiad. – Przerwał i przez chwilę przypatrywał się jej. – Więc jestem tutaj, cały wystrojony, a ty mi mówisz, że może wyjdziesz za mnie, a może nie, a wszystko zależy od tego, co ludzie o mnie powiedzą. Houston, mam już tego dosyć. Musisz natychmiast powiedzieć „tak” albo „nie” i tego się trzymać. Jeżeli teraz powiesz „tak”, a w dniu ślubu „nie”, to przysięgam, że cię zawlokę do ołtarza za włosy. Więc co masz do powiedzenia?