– Tak – powiedziała cicho, przepełniona radością.
– A jeżeli ktoś ci powie, że jestem nic niewart? Albo, że kogoś zabiłem? – spytał rozzłoszczony.
– I tak za ciebie wyjdę.
Odwrócił się od niej.
– Tak się tego boisz? Wiem, że chciałaś wyjść za Westfielda i że nie jestem dżentelmenem, ale jednak dotrzymujesz swojej części umowy. Przy ludziach zachowujesz się tak, jakbyś nie miała nic przeciwko temu, że wychodzisz za mnie.
Houston odetchnęła z ulgą. Z wrażenia zaczęła drżeć. Nie spędzi reszty życia na szydełkowaniu, ale będzie dzielić los z tym mężczyzną, tak innym od wszystkich, których znała.
– Po niedzielnym obiedzie większość par idzie do Parku Fentona pospacerować, porozmawiać, razem spędzić czas. Może chciałbyś pójść ze mną?
– Muszę… – zaczął. – Jeżeli chcesz, żeby ludzie widzieli cię ze mną po rodzinnym obiedzie, to chętnie.
Wzięła go pod ramię.
– Po prostu obserwuj mnie. Nie mów z pełnymi ustami, nie krzycz na nikogo, a przede wszystkim, nie przeklinaj.
– Masz małe wymagania – powiedział ponuro.
– Udawaj, że od tego obiadu zależy zakup bloku mieszkalnego od Vanderbilta. Może dzięki temu będziesz pamiętał o dobrych manierach.
Kane patrzył zdumiony.
– A, przypomniałaś mi coś. Muszę… – Popatrzył na nią. – Wiesz, może bym posiedział w parku. Już nie pamiętam, kiedy zrobiłem sobie cały dzień wolny.
Podczas obiadu chyba dobrze się bawił. Opal skakała koło niego, a Duncan radził się go w różnych sprawach. Houston obserwowała ich. Spodziewali się potwora, a znaleźli całkiem sympatycznego człowieka.
Blair przez cały posiłek była milcząca, ale Houston cieszyła się, że wreszcie poznała ją z Kane’em.
Gdy wychodzili, Kane powiedział:
– Twoja siostra jest zupełnie inna niż ty.
Spytała, co to znaczy, ale nie chciał wyjaśnić.
W parku przedstawiła go zaprzyjaźnionym parom narzeczonych i nareszcie nie martwił się tym, ile ma pracy, tylko się odprężył.
Poszli do kawiarenki naprzeciwko parku i Kane postawił wszystkim piwo korzenne i napoje gazowane.
Pod koniec dnia Houston wróciła do domu rozanielona. Nie miała pojęcia, że potrafi być taki czarujący.
– Nigdy nie miałem czasu na takie rzeczy. Zawsze uważałem, że to strata czasu, ale było miło. Myślisz, że dobrze się zachowywałem wobec twoich znajomych? Nie jak chłopak stajenny?
– Zupełnie nie.
– Jeździsz na koniu?
– Tak – odpowiedziała.
– Przyjadę po ciebie rano i wybierzemy się na przejażdżkę. Pasuje?
– Bardzo.
Bez dalszych słów wsadził ręce do kieszeni i gwiżdżąc odszedł spod domu Chandlerów.
11
Kane pojawił się w poniedziałek o piątej rano, nim ktokolwiek wstał. Gdy tylko Houston usłyszała jakieś poruszenie na dole, wiedziała od razu, kto to może być. Jeszcze nikt tak szybko jak ona nie ubrał się w amazonkę.
– Trochę czasu ci to zajęło – powiedział, prowadząc ją do dwóch koni z jukami przy siodłach. – Jedzenie – wyjaśnił.
Kilka godzin później, gdy jechała za Kane’em pod górę, była bardzo zadowolona, że umie jeździć. Pojechali na zachód, minęli posiadłość Taggerta i dalej, przez wzgórza, wspinali się na podnóże Gór Skalistych. Kane przedzierał się przez jodły i świerki, aż wreszcie zatrzymał konia. Oczom ich ukazał się widok, który zapierał dech w piersiach.
– Jak znalazłeś to miejsce? – szepnęła.
– Kiedy ty się bawisz, jeździsz na rowerze i pijesz herbatę z jakimś towarzystwem, ja przyjeżdżam tutaj. – Zsiadając z konia wskazał głową do tyłu. – Mam tam u góry chatkę, ale to trudna droga. Nie dla dam.
Houston sama zsiadła z konia, a on zaczął wypakowywać jedzenie.
Usiedli na ziemi, jedli i rozmawiali.
– Jak zarobiłeś pieniądze? – spytała.
– Kiedy Fenton mnie wyrzucił, pojechałem do Kalifornii. Pam dała mi 500 dolarów, za które kupiłem zużytą kopalnię. Udało mi się wyskrobać z niej jeszcze złota za dwa tysiące dolarów i za to kupiłem ziemię w San Francisco. Dwa dni później sprzedałem ją za półtorej ceny. Dokupiłem jeszcze ziemię, sprzedałem, kupiłem fabryczkę gwoździ, sprzedałem, kupiłem małą linię kolejową. No, i tak dalej.
– Czy wiesz, że Pamela Fenton jest teraz wdową? – spytała, jakby nie interesowała jej poprzednia odpowiedź.
– Od kiedy?
– Jej mąż umarł chyba kilka miesięcy temu.
Kane patrzył na nią przez dłuższą chwilę, jakby ją widział po raz pierwszy.
– Śmieszne, jak się to czasem wszystko układa, nie?
– Co masz na myśli?
– Gdybym cię nie zaprosił do swojego domu, twoja siostra nie poszłaby z Westfieldem i teraz ty byś za niego wychodziła.
Wstrzymała oddech.
– A gdybyś ty wiedział, że Pamela jest wolna, nie zaprosiłbyś mnie do siebie. Panie Taggert, może pan w każdej chwili zerwać nasze zaręczyny. Jeśli wolałby pan…
– Znów zaczynasz to samo? – Wstał. – Może by tak nareszcie spróbować czegoś innego?
Houston odetchnęła z ulgą.
– Myślałam, że może…
Kane odwrócił się i złapał ją za ramiona.
– Nieszczęsna kobieto, zamknij się, proszę – powiedział i pocałował ją.
Houston posłuchała.
We wtorek wcześnie rano Willie poinformował Houston, że panna Lavinia LaRue spotka się z nią przy estradzie w Parku Fentona o dziewiątej rano.
Houston zauważyła tam krzykliwie ubraną kobietę, niską, ciemnowłosą, z wydatnym biustem. Ciekawe, ile z tego to wywatowanie, pomyślała Houston.
– Dzień dobry, panno LaRue. Miło z pani strony, że zechciała się pani ze mną tak wcześnie spotkać.
– Dla mnie to późno. Jeszcze nie poszłam spać. Więc to z panią Kane się żeni. Mówiłam mu, że może sobie kupić damę, jak będzie chciał.
Houston zmierzyła ją lodowatym spojrzeniem.
– No, dobra – powiedziała Lavinia. – Chyba nie spodziewała się pani jakichś uścisków? W końcu zabiera mi pani źródło dochodu.
– Czy tylko tym jest dla pani pan Taggert?
– Jest dobrym kochankiem, jeśli o to idzie, ale prawdę mówiąc, przeraża mnie. Nigdy nie wiem, czego chce. Raz się zachowuje, jakby mnie nie mógł znieść, a potem znowu ciągle nie ma dość.
Houston czuła to samo, ale nic nie powiedziała.
– Po co pani chciała się ze mną zobaczyć?
– Myślałam, że może coś mi pani o nim powie. Znam go tak krótko.
– To znaczy, co lubi w łóżku?
– Nie! Na pewno nie. – Nie mogła myśleć o Kanie i innej kobiecie razem. – Chodzi mi o to, jaki on jest jako człowiek.
Lavinia odeszła kawałek i odwróciła się plecami.
– Kiedyś przyszło mi coś do głowy, ale wiem, że to jest głupie.
– Co to było?
– Przeważnie zachowuje się tak, jakby go nic nie obchodziło, ale kiedyś zobaczył przez okno tego swojego przyjaciela, Edana, idącego z kobietą i zapytał, czy go lubię. Znaczy jego, Kane’a. Nie czekał, aż odpowiem, i wyszedł, ale pomyślałam wtedy, że tego człowieka nigdy nikt nie kochał. To na pewno nieprawda, bo z takimi pieniędzmi musi mieć pełno kobiet, które się w nim kochają.
– A pani go kocha? Nie jego pieniądze, tylko jego. Gdyby nie miał pieniędzy?
– Gdyby nie miał pieniędzy, to bym się nawet do niego nie zbliżyła. Mówiłam już, że mnie przeraża.
Houston wyjęła z portfela czek.
– Prezes banku wydał instrukcję, że może pani zrealizować ten czek, ale dopiero po okazaniu biletu kolejowego do innego stanu.
Lavinia wzięła czek.
– Biorę, bo chcę opuścić to nieciekawe miasteczko. Ale za żadne pieniądze nie można by mnie kupić, gdybym nie chciała wyjechać.