– Wydoroślałam od tego czasu.
– Jak to możliwe? Żyłaś ze starszym mężczyzną, który cię rozpuszczał tak samo jak ojciec. Houston nigdy nikt nie rozpieszczał.
Odsunęła się od niego.
– A czy jest dobra w łóżku? Czy w tym też jest lepsza ode mnie?
– Nie mam pojęcia. Coś w niej jest, ale jest nieporadna. Nie żenię się z nią dla łóżka. To zawsze mogę mieć.
Pam objęła go za szyję.
– Gdybym cię błagała… – zaczęła.
– Nie pomogłoby. Żenię się z Houston.
– Pocałuj mnie – szepnęła. – Chciałabym to zapamiętać.
Kane przypatrywał się jej. Może i on chciał zapamiętać. Położył swą dużą dłoń na jej karku i dotknął jej ust. Był to długi pocałunek i włożył w niego wszystko.
A kiedy się odsunął, uśmiechnęli się do siebie.
– To rzeczywiście skończone, prawda? – szepnęła Pam.
– Tak.
– Przez te wszystkie lata z Nelsonem wierzyłam, że kocham ciebie, ale kochałam marzenie. Może mój ojciec miał rację.
Odsunął ręce.
– Jeszcze powiesz coś o ojcu i będzie awantura.
– Wciąż masz do niego żal?
– Jest dzień mojego ślubu i powinienem być szczęśliwy, więc nie mówmy o Fentonie. Opowiedz mi o moim synu.
– Chętnie – odpowiedziała Pam i zaczęła mówić.
Godzinę później Pam zostawiła Kane’a samego w ogrodzie. Kiedy skończył cygaro, wcisnął niedopałek w ziemię, spojrzał na swój kieszonkowy zegarek i stwierdził, że czas ubierać się do ślubu.
Przeszedł zaledwie kilka kroków, gdy stanął twarzą w twarz z człowiekiem, który wyglądał tak, jak on będzie wyglądał za dziesięć lat.
Kane i Rafę Taggert patrzyli na siebie uważnie niczym psy, spotykające się po raz pierwszy. Natychmiast wiedzieli, kto jest kim.
– Nie jesteś zbyt podobny do ojca – powiedział Rafę z pretensją w głosie.
– Nie wiem. Nigdy nie widziałem ani jego, ani nikogo z jego rodziny – odpowiedział Kane, robiąc aluzję do tego, że nikt z krewnych nie próbował się z nim kontaktować, gdy dorastał w stajni Fentona.
Rafę zesztywniał.
– Słyszałem, że na twoich pieniądzach jest krew.
– A ja słyszałem, że w ogóle nie masz pieniędzy, ani z krwią, ani bez niej.
Widzieli dzielącą ich przepaść.
– Nie jesteś taki jak Frank. Pójdę już – powiedział Rafę i odwrócił się.
– Możesz obrażać mnie, ale nie kobietę, z którą się żenię. Zostaniesz na uroczystości?
Rafę nie odwrócił się, ale kiwnął głową, nim odszedł.
Chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział od drzwi Edan.
Wszystkie oblegające ją kobiety zaczęły protestować, ale Houston uspokoiła je ruchem dłoni i w milczeniu poszła za Edanem. Zaprowadził ją do swojej sypialni.
– Wiem, że to nie wypada, ale tylko tutaj nie kłębią się ludzie.
Houston starała się nie okazywać żadnych uczuć. Odnosiła wrażenie, że Edan jest na nią zły.
– Wiem, że dzisiaj twój ślub, ale muszę coś ci powiedzieć. Kane wie doskonale, że bezpieczeństwo ludzi związanych z kimś tak bogatym jak on często bywa zagrożone. Właśnie dlatego kazał mi cię śledzić dwa razy w ubiegłym tygodniu.
Zbladła.
– Nie podobało mi się to, co widziałem – ciągnął. – Żeby młoda kobieta, bez ochrony, jechała do kopalni… No, a to twoje Stowarzyszenie Sióstr…
– Stowarzyszenie Sióstr! – Houston wstrzymała oddech. – Skąd?…
Edan podsunął jej krzesełko. Usiadła.
– Nie chciałem tego robić, ale Kane nalegał, żebym ukrył się w schowku i był podczas twojej herbatki na wypadek, gdybyś potrzebowała ochrony.
Patrzyła na swoje dłonie i nie zauważyła, jak się uśmiechnął, mówiąc „herbatka”.
– Co on wie? – szepnęła.
Edan usiadł naprzeciwko niej.
– Tego się bałem – westchnął ciężko. – Jak mogłem mu powiedzieć, że wychodzisz za niego ze względu na powiązania z Fentonami? Wykorzystujesz jego i jego pieniądze, żeby prowadzić swoją krucjatę przeciwko złu w kopalniach. Do diabła! Mogłem na to wpaść. Z taką bliźniaczką, która ukradła narzeczonego własnej siostrze.
Houston wstała.
– Panie Nylund! – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Nie będę słuchać, jak pan obraża moją siostrę i nie mam pojęcia, co ma pan na myśli mówiąc, że Kane jest powiązany z Fentonami. Jeśli pan wierzy, że moim celem jest zło, pójdziemy zaraz do Kane’a i powiemy mu wszystko.
– Chwileczkę – powiedział, wstając i chwytając ją za ramię. – Może wyjaśnisz?
– Sądzisz, że powinnam cię przekonywać, że jestem niewinna i nie prowadzę Kane’a na rzeź? Nie, mój panie, nie będę odpowiadać na takie zarzuty. Czy planowałeś mnie tym szantażować?
– Trafiony – powiedział, wyraźnie spokojniejszy. – Teraz, kiedy się już wyzłościliśmy, czy możemy porozmawiać? Musisz przyznać, że było to podejrzane.
Houston starała się uspokoić, ale przychodziło jej to z trudem. Wcale jej się nie podobało, że dowiedział się o Stowarzyszeniu Sióstr.
– Od jak dawna uprawiasz te swoje środowe maskarady? – spytał.
Podeszła do okna. Robotnicy na dole wyglądali, jakby przygotowywali się do oblężenia. Popatrzyła na Edana.
– Robimy to już od pokoleń. Stowarzyszenie Sióstr założyła matka mojego ojca, nim w ogóle istniało Chandler. Jesteśmy po prostu gronem przyjaciółek, które starają się pomóc sobie, a w miarę możliwości i innym. W tej chwili naszym głównym zmartwieniem jest złe traktowanie ludzi w kopalnianych osiedlach. Nie robiłyśmy nic nielegalnego. Nikogo też nie wykorzystujemy.
– Więc po co te tajemnice?
– Przypomnij sobie własną reakcję, a przecież nie jesteś nawet krewnym. Wyobrażasz sobie, jak reagowaliby mężowie i ojcowie, gdyby dowiedzieli się, że ich delikatne kobiety spędzają wolne popołudnia ucząc się powozić wozem z czwórką koni?
– Rozumiem. Ale ich też rozumiem. To, co robisz, jest niebezpieczne. Możesz mieć kłopoty. Mówiłaś, że robicie to od trzech pokoleń?
– Zajmujemy się różnymi problemami w różnych okresach.
– A te… herbatki?
Houston zaczerwieniła się.
– Pomysł mojej babki. Powiedziała, że ona w swoją noc poślubną niczego nie wiedziała i była przerażona. Nie chciała, żeby jej przyjaciółki albo córki przeżyły to samo. Myślę, że te przedślubne uroczystości przekształciły się powoli w to, co… – przełknęła ślinę – widziałeś.
– Ile kobiet w Chandler należy do Stowarzyszenia?
– Około dwunastu aktywnych członkiń. Niektóre, jak moja matka, wycofują się po ślubie.
– A ty zamierzasz się wycofać?
– Nie – odpowiedziała, patrząc mu prosto w oczy, gdyż jej udział zależał oczywiście od niego.
Odwrócił się.
– Kane’owi nie spodobałoby się to, że powozisz czwórką koni i jeździsz do kopalni. Nie chciałby, żebyś się narażała.
– Wiem, że to by mu się nie podobało i właśnie dlatego mu nie mówię. Edan – położyła mu rękę na ramieniu – to tak wiele znaczy dla tylu ludzi. Tyle czasu mi zajęło wejście w rolę Sadie. Teraz następna osoba musiałaby się tego uczyć przez kilka miesięcy, a tymczasem tyle rodzin nie dostanie dodatkowych racji.
– No dobrze, chyba nie jest to takie niebezpieczne, chociaż jest to sprzeczne ze wszystkim, w co wierzę.
– Nie powiesz o tym Kane’owi? Na pewno by tego nie pochwalał.
– Delikatnie powiedziane. Nie, nie powiem, jeżeli obiecasz, że będziesz dostarczać ziemniaki, a nie zajmować się związkami zawodowymi. A co do tego wywrotowego magazynu, który chcecie wydawać…
Stanęła na palcach i pocałowała go w policzek, żeby mu przerwać.