– O Boże! – powiedział z niedowierzaniem, chwytając ją za rękę.
Z łatwością wciągnął ją na górę i postawił. Odszedł kawałek i stał przypatrując się.
– Przyjechałam się z tobą zobaczyć – powiedziała nieśmiało, chwiejąc się na nogach.
– Miło cię widzieć. – Uśmiechnął się. – Nie mam tu zbyt wiele towarzystwa.
– To tak wygląda twoje powitanie? – odpowiedziała, wskazując na strzelbę w jego ręku.
– Chcesz wejść? Napaliłem w kominku.
– Bardzo chętnie – odparła i uskoczyła, bo tuż nad nią złamała się wielka gałąź.
Patrzył na nią pytająco. Teraz albo nigdy, pomyślała Houston i odezwała się:
– Powiedziałeś, że będziesz na ślubie, jeżeli ja będę w noc poślubną. Ty wypełniłeś swoją część umowy, więc ja przyjechałam wypełnić moją.
Obserwowała go z zapartym tchem.
Na jego twarzy pojawiały się różne uczucia, aż wreszcie odrzucił głowę w tył i zaczął się śmiać tak głośno, że było go słychać mimo ulewy i burzy. Potem wziął ją na ręce i poniósł w stronę chatki. Zatrzymał się przy drzwiach, pocałował ją, a ona już wiedziała, że warto było tak pracowicie się tu wspinać.
W jednoizbowej chatce płonął kominek, zajmujący prawie całą ścianę. Kane podał jej koc.
– Nie mam nic suchego do przebrania, więc to musi ci wystarczyć. Wyskakuj z tych rzeczy, a ja znajdę twojego konia i zaprowadzę do stajni.
– W jukach jest jedzenie – zawołała, gdy wychodził.
Zaczęła się rozbierać, odklejając od skóry mokrą bieliznę. Co chwila zerkała na drzwi.
– Tchórz! – powiedziała do siebie. – Złożyłaś mu ofertę, musisz się wywiązać.
Nim Kane wrócił, była już dokładnie owinięta w koc, spod którego wychodziły tylko bose stopy. Uśmiechnął się wyrozumiale i postawił jedzenie na podłodze.
Jedynym meblem było duże sosnowe łóżko z dużą ilością koców, które nie wydawały się przesadnie czyste. Pod jedną ze ścian stał stos puszek, przeważnie z brzoskwiniami, takimi samymi jak te w kuchni jego domu.
– Cieszę się, że przywiozłaś jedzenie – powiedział. – Wyjeżdżałem w takim pośpiechu, że nic nie zabrałem. Edan pewnie by nie uwierzył, ale nawet ja mam już dosyć brzoskwiń.
– Edan spakował jedzenie, a twoja kuzynka Jean kazała mu dołożyć kawałek weselnego tortu.
Wyprostował się.
– A, racja. Ślub. Pewnie zepsułem ci ten dzień, a kobiety tak lubią śluby. – Zaczął rozpinać koszulę.
– Wiele kobiet ma takie śluby, jaki ja zaplanowałam, ale rzadko której kończy się ten dzień tak jak mnie.
Uśmiechnął się, wyciągając ze spodni mokrą koszulę.
– To twoja siostra tak namieszała przy tym ślubie, tak? Ty nie miałaś z tym nic wspólnego? Zrozumiałem to dopiero, jak tu dotarłem.
– Blair chciała dobrze. Kocha mnie i myślała, że ja chcę Leandera, więc próbowała mi go dać.
Kiedy Kane zdejmował spodnie, odwróciła się do ognia. To moja noc poślubna, pomyślała i zrobiło jej się cieplej.
– Myślała? – spytał, a kiedy nie odpowiadała, mówił dalej. – Powiedziałaś, że ona myślała, że chcesz Westfielda. Teraz już tak nie myśli?
– Nie, po tym, co jej powiedziałam – mruknęła Houston, patrząc w ogień.
Słyszała, jak stojąc za nią wyciera się ręcznikiem i kusiło ją, żeby się obejrzeć i sprawdzić, czy rzeczywiście był tak zbudowany jak siłacz wynajęty na zebranie Stowarzyszenia Sióstr.
Niespodziewanie przykląkł przed nią. Miał tylko ręcznik zawinięty wokół bioder i wyglądał zupełnie jak grecki bóg. Mocne mięśnie pod opaloną skórą były rzeczywiście wspaniałe.
Kiedy na nią spojrzał, zaparło mu dech w piersiach.
– Tylko raz tak na mnie patrzyłaś – szepnął. – Wtedy rozbiłaś mi dzbanek na głowie, kiedy cię dotknąłem. Czy teraz też coś takiego planujesz?
Koc powoli zsunął się z jej głowy, szyi i ramienia i oparł się na piersiach.
– Nie – odparła cicho.
Ogień ogrzewał jej skórę, ale było to nic w porównaniu z dotykiem ręki Kane’a.
– Widywałem cię wystrojoną, ale nigdy nie wyglądałaś ładniej niż teraz. Cieszę się, że tu przyjechałaś. Właśnie w takim miejscu ludzie powinni się kochać.
Patrzyła mu w oczy, gdy jego ręka wędrowała z jej szyi na ramię, a kiedy odsunął koc z jej piersi, wstrzymała oddech i modliła się, żeby mu się spodobać.
Ostrożnie, jakby była dzieckiem, objął jej ramiona i położył ją na podłodze. To już to, pomyślała. Kane rozsunął koc i teraz całe jej nagie ciało miał przed oczyma.
Czekała na werdykt.
– Do licha – powiedział pod nosem. – Nic dziwnego, że Westfield mógł z siebie zrobić idiotę przy takim ciele. Tyle razy się okazywało, że te kształtne suknie, co to je nosicie, są wypchane bawełną.
Roześmiała się.
– Podobam ci się?
– Podobasz? – spytał, wyciągając rękę. – Popatrz na to. Trzęsę się tak, że nie mogę jej utrzymać. – Położył rękę na jej gładkim brzuchu. – Niełatwo mi będzie czekać, ale dama, która wspięła się tu na górę, żeby spędzić ze mną noc, zasługuje na coś najlepszego, a nie szybkie kotłowanie po podłodze. Siedź tutaj, a ja zrobię coś do picia. Lubisz brzoskwinie? Nie! – powiedział, gdy Houston chciała się okryć kocem. – Zostaw to na podłodze, a jak ci będzie za zimno, przytulisz się do mnie i ja cię ogrzeję.
Chowając się w domu Duncana Gatesa Houston nie miała okazji poznać smaku różnych trunków. Kane wziął puszkę brzoskwiń, rozgniótł je na papkę i wymieszał z rumem. Wręczył jej napój w puszce.
– Nie jest to wytworny kieliszek, ale funkcjonalny.
Houston wypiła łyk. Czuła się dziwnie, siedząc nago przed mężczyzną. Ale kiedy wypiła swoją porcję i wcale to nie smakowało tak okropnie, jak alkohole, których próbowała dotąd, wydało jej się zupełnie normalne, że nic nie ma na sobie.
Kane usiadł naprzeciwko niej i obserwował ją.
– Lepiej? – spytał, wręczając następną porcję.
– Znacznie.
Zdążyła ją wypić do połowy, kiedy zabrał jej puszkę.
– Nie chcę, żebyś była pijana, tylko żebyś się trochę rozluźniła.
Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
Wyciągnęła dłonie, otoczyła jego szyję i pocałowała go w usta.
– Co powiedziałaś swojej siostrze o Leanderze Westfieldzie?
– Że może ją rozpala, ale na mnie nie działa zupełnie.
– Nie jest dobrym namawiaczem?
– Najgorszym – zdołała odpowiedzieć, nim zamknął jej usta pocałunkiem.
Jego ręce igrały z jej ciałem, dotykały skóry, paliły ogniem. Jakaś część umysłu mówiła jej, że Kane się powstrzymuje, jest bardziej opanowany niż ona, ale nie słuchała tego.
Całował jej twarz, szyję, jego usta doszły do piersi. Gdy pocałował różowy pączek, wygięła się w łuk, a on pieścił rękami jej talię i biodra.
– Powoli, kochanie – mruczał – mamy całą noc.
Wszystkie te doznania były Houston zupełnie nie znane. Gdy Lee jej dotykał, zawsze miała ochotę się cofnąć, a nie odkrywać więcej. Teraz, pod dotykiem Kane’a, czuła się wspaniale i już nie bała się, że jest oziębła.
Zaczęła dotykać jego skóry, błyszczącej w świetle ognia. Chciała go dotykać wszędzie.
Kane przyciągnął ją bliżej i położył się wraz z nią, trzymając ją w ramionach. Zsunął ręcznik z bioder i Houston przytuliła się, lękając się nieco, gdy poczuła jego obrzmiałą męskość.
Opanowanie Kane’a zaczęło słabnąć. Jego oddech był coraz szybszy, a pocałunki coraz gorętsze i gwałtowniejsze.
– Houston, moja słodka – szeptał, kładąc się na niej.
Przywarła do niego całym ciałem. Gdy w nią wszedł, łzy bólu napłynęły jej do oczu. Kane uniósł się i patrzył na nią, póki nie zauważył, że fala bólu minęła. Pokrywał jej szyję drobnymi pocałunkami, aż odwróciła twarz, szukając jego ust.