Выбрать главу

– Dlaczego nie kazałaś im iść do diabła i nie tańczyłaś w czerwonej sukience?

– Chyba zawsze robiłam to, czego ode mnie oczekiwano. Dlatego przy tobie czuję się szczęśliwa. Ty uważasz, że skoro schodzę po kratkach z pierwszego piętra, ubrana tylko w bieliznę, to tak widocznie zachowują się damy. I nie przeszkadza ci chyba, że robię ci propozycje zupełnie nie jak dama.

Odwróciła głowę i spojrzała na niego. Natychmiast ją pocałował.

– Nie mam nic przeciwko propozycjom, ale może wolałbym, żebyś nie latała publicznie w bieliźnie. Nie pamiętasz przypadkiem szczeniaczków?

– Nie bardzo wiem, o czym mówisz.

– Na urodzinach Marka Fentona, kończył chyba osiem lat, zabrałem cię do stajni, żeby pokazać szczeniaczki, białe w czarne łatki.

– Pamiętam! Ale przecież to nie mogłeś być ty, to był jakiś dorosły pan.

– Miałem chyba osiemnaście lat, więc ty miałaś…

– Sześć. Opowiedz mi o tym.

– Ty i twoja siostra przyszłyście razem, ubrane w białe sukienki z różowymi szarfami, a we włosach miałyście duże różowe kokardy. Twoja siostra pobiegła gdzieś na tył domu bawić się z dziećmi, a ty usiadłaś na żelaznej ławeczce. Nie poruszyłaś się ani o milimetr, siedziałaś grzecznie z rękami złożonymi na kolanach.

– A ty zatrzymałeś się przede mną z taczką, na której niewątpliwie przedtem woziłeś koński nawóz.

Kane chrząknął.

– Pewnie tak. Było mi cię żal, że tak siedzisz sama, więc spytałem, czy chcesz zobaczyć szczeniaki.

– I poszłam z tobą.

– Ale najpierw dokładnie mi się przyjrzałaś. Chyba zaliczyłem, bo poszłaś ze mną.

– I ubrałam się w twoją koszulę, a później stało się coś strasznego. Pamiętam, że płakałam.

– Nie chciałaś podejść bliżej do szczeniaków, tylko stałaś i patrzyłaś z daleka. Powiedziałaś, że nie możesz sobie ubrudzić sukienki, więc dałem ci swoją koszulę, ale przedtem musiałem trzy razy przysiąc, że jest czysta. A ta wielka tragedia, którą pamiętasz, to wstążka. Przybiegł za tobą pies i rozwiązał ci kokardę. Nigdy nie widziałem, żeby dziecko tak się zmartwiło. Zaczęłaś płakać i powiedziałaś, że pan Gates cię znienawidzi. Chciałem ci zawiązać, ale stwierdziłaś, że tylko mama potrafi zawiązać właściwie. Tak powiedziałaś: „Właściwie”.

– Jednak zawiązałeś właściwie. Nawet mama nie zorientowała się, że była rozwiązana.

– Zawsze zaplatałem koniom grzywy i ogony.

– Dla Pameli?

– Cholernie jesteś ciekawa. Zazdrosna?

– Od kiedy mi powiedziałeś, że ją odrzuciłeś, już nie.

– Dlatego kobietom nie można mówić sekretów.

– Chciałbyś, żebym była zazdrosna.

Kane zastanawiał się chwilę.

– Nie miałbym nic przeciwko temu. Ty przynajmniej wiesz, że odrzuciłem Pam. Nie słyszałem nic takiego o Westfieldzie.

Pocałowała rękę, którą trzymał na jej piersi. Wiedziała doskonale, że kilka razy mówiła mu o Leanderze.

– Odrzuciłam go przy ołtarzu – powiedziała cicho.

– No, chyba tak. Jasne, nie ma tyle pieniędzy co ja.

– Ty i te twoje pieniądze! Nic innego nie potrafisz? Na przykład całować?

– Uwolniłem potwora. – Zaśmiał się, ale nie sprzeciwiał się jej propozycji. – Zachowuj się przyzwoicie. Nie mam tyle energii co ty. W porównaniu z tobą jestem starym człowiekiem.

Zachichotała, moszcząc się wygodniej na jego kolanach.

– I z każdą minutą robię się starszy. Siedź spokojnie! Gates miał rację, że trzeba by was obie zamknąć.

– A ty mnie zamkniesz? – spytała.

Zwlekał z odpowiedzią tak długo, że odwróciła się i popatrzyła na niego.

– Może – odpowiedział w końcu i usiłując koniecznie zmienić temat, dodał: – Wiesz, od lat nie gadałem tyle o czymś innym niż o interesach.

– O czym rozmawiałeś z innymi kobietami?

– Jakimi innymi?

– Innymi. Jak panna La Rue.

– Nie pamiętam, żebym kiedyś z Viney o czymkolwiek rozmawiał.

– Ale to bardzo miłe, potem, kiedy się tak leży i rozmawia.

Przeciągnął ręką po jej ciele.

– Chyba jest miłe, ale nigdy tego nie robiłem. Zawsze po tym, jak… chyba po prostu szedłem do domu. Wiesz, nawet nie pamiętam, czy chciałem tak sobie leżeć. Uważałem, że szkoda czasu – powiedział, ale nie starał się odsunąć od niej.

Przytuliła się.

– Zimno?

– Nie, jeszcze nigdy nie było mi tak ciepło.

19

Houston patrzyła z łóżka, jak Kane się ubiera. Czuła, że kończy się jej krótki miodowy miesiąc.

– Chyba musimy jechać – powiedziała ze smutkiem.

– Przychodzi do mnie dwóch ludzi dziś rano i nie mogę sobie pozwolić, żeby mnie nie zastali. – Odwrócił się i spojrzał na nią. – Żałuję, że nie możemy dłużej zostać, ale naprawdę nie mogę.

W jego głosie też słychać było smutek, więc Houston postanowiła raczej mu pomóc niż z nim walczyć. Szybko wyskoczyła z łóżka i zaczęła się ubierać w strój do konnej jazdy. Kane musiał jej pomóc zasznurować gorset.

– Jak, do licha, możesz w tym świństwie oddychać?

– Tu nie chodzi o oddychanie. Podobno podobają ci się kobiece wypukłości. Bez gorsetów miałybyśmy ponad siedemdziesiąt centymetrów w pasie. Poza tym gorsety trzymają plecy. Są naprawdę bardzo zdrowe.

Kane tylko mruknął i kończył pakować jedzenie. Widać było, że myśli już o pracy. Milcząc przygotowywali się do podróży. Houston nie wiedziała, jak on się czuje, ale ona nigdy w życiu nie była bardziej szczęśliwa. Przestała się bać, że jest oziębła, i miała przed sobą całe życie z mężczyzną, którego kochała.

Gdy wychodzili z chatki, Kane obrzucił wzrokiem małe pomieszczenie.

– Nigdy nie było mi lepiej – powiedział, zamykając za sobą drzwi.

Houston chciała wsiąść na konia sama, ale Kane ujął ją w pasie i usadził w siodle. Próbowała ukryć zdziwienie. Czy to ten sam mężczyzna, który zostawił ją samą, żeby musiała się tu wspinać?

Zadarł głowę i przyjrzał jej się z aprobatą.

– W tym stroju znowu wyglądasz jak dama.

Milczeli, pokonując niebezpiecznie stromy stok. Parę razy Kane musiał czekać, żeby mogła za nim nadążyć. Dopiero kiedy byli niedaleko Chandler i zaczęli zwalniać, Houston odezwała się.

– Wiesz, o czym myślałam przez te ostatnie dni?

Mrugnął do niej porozumiewawczo.

– Jasne, że wiem, kotku, i bardzo mi to odpowiadało.

– Nie, nie o tym – odpowiedziała z niecierpliwością. – Pomyślałam, że zaproszę twoją kuzynkę, Jean, żeby mieszkała u nas.

Zerknęła na Kane’a, który aż otworzył usta ze zdumienia.

– Wątpię, czy przyjęłaby bezpośrednie zaproszenie, bo wy, Taggertowie, jesteście zbyt dumni – ciągnęła niezrażona – ale specjalnie nie zatrudniałam jeszcze gospodyni, mając nadzieję, że może ona zgodzi się na tę pracę. Przynajmniej wydostałaby się z tego górniczego obozu. Nie uważasz, że ona i Edan byliby świetną parą? No, jak myślisz?