Выбрать главу

Wszyscy byli zaskoczeni, prócz Kane’a. Usiadł, gdy inni jeszcze stali, i spytał pokojówkę, jaka dziś będzie zupa.

– Kane, myślę, że powinieneś za nim pobiec – odezwała się wreszcie Houston.

– Po co?

– Porozmawiać z nim. Na pewno serce mu pękło, gdy się dowiedział, że człowiek, którego uważał za ojca, wcale nim nie był.

– Mąż Pam był mu ojcem, o ile wiem. I nie powiedziałem mu nic innego.

– Może wyjaśnisz to dziecku?

– Nie umiem rozmawiać z dzieciakami.

Popatrzyła na niego znacząco.

– Przeklęta kobieto! Za rok zbankrutuję, bo cały czas muszę spędzać na robieniu głupich rzeczy, jakie ty mi wymyślasz.

Gdy ruszył do drzwi, Houston dotknęła jego ręki.

– Kane, nie proponuj, że mu cokolwiek kupisz. Powiedz mu tylko prawdę i zaproś, żeby się zapoznał ze swoim kuzynem łanem.

– Może jeszcze mam go zaprosić, żeby tu mieszkał i razem będziecie wymyślać, co mam robić? – Wyszedł, mrucząc coś na temat „umierania z głodu”.

Szedł powoli, ale Zach jeszcze wolniej. Dogonił go.

– Lubisz grać w baseball?

Zach obrócił się. Na jego ładnej twarzy malowała się wściekłość.

– Z tobą na pewno nie.

– Nie masz powodu się na mnie wściekać. O ile słyszałem, twój ojciec był bardzo dobrym człowiekiem, a ja nie zaprzeczam.

– Ludzie w tym głupim miasteczku mówią, że to ty jesteś moim ojcem.

– Tylko w pewnym sensie. Jeszcze kilka tygodni temu nie wiedziałem nawet, że istniejesz. Lubisz whisky?

– Whisky? Nie… nie wiem. Nigdy nie piłem.

– To chodź ze mną. Wypijemy trochę whisky i wytłumaczę ci o matkach, ojcach i pięknych dziewczynach.

Houston denerwowała się, gdy Kane i Zachary siedzieli kilka godzin zamknięci w gabinecie. Kiedy w końcu chłopiec wyszedł, spojrzał na nią spode łba, zaczerwieniony.

– Zachary jakoś dziwnie na mnie patrzył – powiedziała do męża.

Kane uważnie oglądał paznokcie lewej ręki.

– Wyjaśniałem mu, skąd się biorą dzieci, i chyba się zagalopowałem. – Schwycił jabłko. – Muszę dziś popracować, bo Zach przychodzi jutro grać w baseball ze mną i z łanem. – Spojrzał na nią badawczo. – Na pewno dobrze się czujesz? Jesteś trochę zielona. Może powinnaś odpocząć. Zajmowanie się całym domem to może za dużo jak dla ciebie.

Pocałował ją w policzek, nim wrócił do gabinetu.

Cztery dni później Kane postanowił iść do sklepu sportowego Vaughna zobaczyć, jaki jeszcze sprzęt tam mają. Drużyna jego i Edana została sromotnie pobita przez lana i Zachary’ego. Ian, który większość swego młodego życia spędził w kopalni, był pełen podziwu dla Kane’a i nie czuł się na tyle pewny siebie, żeby go oskarżać o grę niezgodną z regułami.

Zachary nie miał takich obiekcji. Pilnował, aby Kane grał dokładnie według zasad i nie pozwalał, żeby ojciec był, jak to nazywał, „twórczy”. Dotychczas Kane przegrał wszystkie gry, bo nie chciał się dostosować do reguł, które ktoś inny wymyślił. Chciał napisać na nowo regulamin gry.

Stał teraz z Edanem w sklepie sportowym i wybierali rakiety do tenisa, rowery i inny sprzęt.

Na drugim końcu lady stał Jakub Fenton. Rzadko teraz wychodził. Wolał siedzieć w domu, czytać notowania giełdowe i przeklinać fakt, że jego jedyny syn zupełnie się tym nie interesuje. Ostatnio jednak zaświtała mu nadzieja, ponieważ jego córka, którą dawno temu odrzucił, powróciła do domu z synem.

Zachary był taki, jakim powinien być każdy syn: chętny do nauki, interesujący się wszystkim, bardzo inteligentny i z poczuciem humoru. Właściwie jedyną jego wadą było rosnące przywiązanie do ojca. Popołudniami, zamiast uczyć się zarządzania kopalniami, które kiedyś odziedziczy, grał u ojca w piłkę. Jakub postanowił walczyć tą samą bronią i kupić cały sprzęt sportowy, jaki był w sklepie.

Kane, obładowany rakietami tenisowymi i hantlami, odszedł od lady, stanął twarzą w twarz z Jakubem Fentonem i patrzył na niego z rosnącą nienawiścią.

Jakub nie miał pojęcia, kim jest ten potężny mężczyzna, chociaż wyglądał jakby znajomo. Jego garnitur wart był sporo pieniędzy.

– Przepraszam pana – powiedział do niego Jakub, starając się przejść.

– Nie przypominasz mnie sobie ze swojej stajni, Fenton?

Teraz Jakub zrozumiał, dlaczego ten człowiek przypominał mu Zachary’ego i dlaczego na jego twarzy widział nienawiść. Odwrócił się.

– Chwileczkę, Fenton! – zawołał Kane. – Za dwa tygodnie przychodzisz do mojego domu na kolację.

Jakub zatrzymał się na moment i skinął głową, nim opuścił sklep.

Kane milcząc położył wszystkie zakupy na ladzie, a Edan wręczył właścicielowi sklepu długą listę.

– Przyślijcie to wszystko do mojego domu – powiedział Taggert, nie zadając sobie trudu, żeby się przedstawić.

Wyszedł i wsiadł na swój stary wóz. Kiedy Edan znalazł się obok niego, cmoknął na konie.

– Chyba muszę kupić sobie coś lepszego do jeżdżenia zamiast tego starego grata.

– Dlaczego? Żeby zaimponować Fentonowi?

Kane popatrzył na przyjaciela.

– Co cię ugryzło?

– Dlaczego zapraszasz tego starego na kolację?

– Dobrze wiesz, dlaczego.

– Tak, wiem. Żeby mu pokazać, że ci się lepiej powiodło niż jemu. Żeby się pochwalić pięknym domem, pięknymi srebrami, piękną żoną. Czy pomyślałeś kiedyś o tym, co powie Houston, kiedy się dowie, że zależy ci na niej tak samo, jak na nowym powozie?

– To nieprawda i dobrze o tym wiesz. Houston bywa kłopotliwa, ale potrafi też to wynagradzać. – Kane uśmiechnął się.

Edan ciągnął spokojniejszym głosem:

– Powiedziałeś przedtem, że kiedy Houston już wykona zadanie i zasiądzie przy stole jako gospodyni z Jakubem Fentonem jako gościem, pozbędziesz się jej i wrócisz do Nowego Jorku. Mówiłeś też, że ją przekupisz biżuterią.

– Dałem jej cały kufer klejnotów, a ona go jeszcze nie otworzyła. Wydaje mi się, że inne rzeczy lubi bardziej niż biżuterię.

– Ciebie lubi, do cholery, i ty o tym wiesz.

Kane wyszczerzył zęby.

– Tak mi się zdaje. Ale kto to wie? Gdybym nie miał pieniędzy…

– Pieniądze! Ty draniu! Nie widzisz, co masz? Nie zapraszaj Fentona. Nie pozwól, żeby Houston się dowiedziała, dlaczego się z nią ożeniłeś. Nie wiesz, jak to jest, gdy się straci kogoś, kogo się kocha.

– O czym ty, do diabła, mówisz? Nie mam zamiaru nic tracić. Chcę tylko zaprosić Fentona na kolację. Na to pracowałem większą część swego życia i nie odmówię sobie tej przyjemności.

– Nawet nie wiesz, co to jest przyjemność. Obaj pracowaliśmy, bo nie mieliśmy nic innego. Nie ryzykuj wszystkiego, Kane. Błagam cię.

– Niczego nie zostawiam. Nie musisz przychodzić, jeśli nie chcesz.

– Nie opuściłbym twojego pogrzebu i tego także nie opuszczę.

22

Houston drżącymi rękami wpinała ozdobę we włosy. Ostatnie dwa tygodnie wykończyły ją nerwowo. Kiedy Kane przyszedł do domu i powiedział, że zaprosił Fentona na kolację, bardzo się ucieszyła, że jest szansa na zasypanie przepaści między dawnymi wrogami.

Jednak wkrótce jej szczęście zmieniło się w rozpacz. Kane nigdy się jeszcze niczym tak nie przejmował. Pytał ją po wiele razy, czy to, co planuje na kolację, jest w najlepszym gatunku. Sprawdzał wypisywanie zaproszeń, kazał pani Murchison ugotować wszystkie skomplikowane dania wcześniej, żeby mógł spróbować. Stał nad lokajem polerującym stuletnie irlandzkie srebra. Przejrzał szafę Houston, stwierdził, że nie ma nic naprawdę odpowiedniego na tę kolację, i uparł się, żeby założyła suknię białą ze złotem. Nawet sam wybrał materiał spośród tych, które krawcowa przyniosła im do domu. Dla wszystkich zamówił nowe ubrania i sprowadził dwóch krawców, żeby przed kolacją pomogli panom się ubrać. Cała służba miała nowe liberie i Houston z trudem nakłoniła go, by nie zmuszał lokajów do popudrowania włosów, co widział w jakimś magazynie u służących księcia Walii.