Выбрать главу

– No dobra – powiedziała Blair, gdy Houston nachyliła się nad krzewem róż w ogrodzie. – Chciałabym wiedzieć, o co chodzi.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

– Kane Taggert.

Houston na moment zatrzymała rękę na róży.

– Widziałam go w sklepie tekstylnym Wilsona, a później powiedział nam dzień dobry.

– Nie mówisz mi wszystkiego.

Houston spojrzała na siostrę.

– Pewnie nie powinnam się była wtrącać, ale pan Taggert wydawał się wściekły, więc chciałam zapobiec kłótni. Niestety, odbyło się to kosztem Mary Alice. – Opowiedziała Blair, jakie niesympatyczne uwagi robiła panna Pendergast.

– Nie podoba mi się, że się z nim zadajesz.

– Mówisz zupełnie jak Leander.

– Tym razem ma rację.

Houston zaśmiała się.

– Może powinnyśmy odnotować ten dzień w Biblii rodzinnej. Blair, przysięgam, że po dzisiejszym wieczorze nie wspomnę już nazwiska Taggert.

– Po dzisiejszym wieczorze?

Houston wyciągnęła z rękawa karteczkę.

– Zobacz tylko – powiedziała z przejęciem. – Przyniósł to posłaniec. Zaprasza mnie na kolację w swoim domu.

– No to co? Przecież wychodzisz gdzieś z Leanderem, prawda?

Houston zignorowała tę uwagę.

– Blair, nie masz pojęcia, jakie poruszenie wywołał ten dom w naszym mieście. Każdy chciał być do niego zaproszony. Ludzie przyjeżdżali z całego stanu, żeby go zobaczyć, ale nikomu się to nie udało. Kiedyś sugerowano nawet Taggertowi, że powinien zaprosić przejeżdżającego przez miasto angielskiego księcia, ale on nawet nie chciał o tym słyszeć. A teraz ja jestem zaproszona.

– Ale przecież miałaś pójść gdzie indziej. Będzie tam gubernator. Na pewno jest to ważniejsze niż oglądanie wnętrza jakiegoś tam domu.

– Nie rozumiesz, co to było. – Houston rozmarzyła się. – Przez kilka lat patrzyliśmy, jak wyładowywano te wszystkie paki z pociągu. Pan Gates twierdzi, że właściciel nie wybudował bocznicy kolejowej do swego domu, bo chciał, aby całe miasto widziało, co się przewozi. Były tam skrzynie z całego świata. Och, Blair, wiem, że to meble! I gobeliny. Pomyśl, gobeliny z Brukseli.

– Houston, nie możesz być jednocześnie w dwóch miejscach naraz. Obiecałaś pójść na to przyjęcie i musisz iść.

Houston od niechcenia bawiła się różą.

– Kiedy byłyśmy dziećmi, mogłyśmy być w dwóch miejscach naraz.

Dopiero po chwili Blair zrozumiała.

– Chcesz, żebym cię zastąpiła? Mam spędzić wieczór z Leanderem, udając, że go lubię, żebyś ty mogła iść oglądać dom jakiegoś rozpustnego typa?

– Co ty wiesz o Kanie, żeby go nazywać rozpustnym?

– Więc to już Kane, tak? Sądziłam, że go nie znasz?

– Nie zmieniaj tematu. Blair, proszę, zastąp mnie. Ten jeden raz. Poszłabym do Kane’a kiedy indziej, ale boję się, że pan Gates mi nie pozwoli i nie jestem też pewna, czy Leander by się zgodził. Ostatni wyskok przedmałżeński.

– Mówisz o tym ślubie jak o wyroku śmierci. Poza tym Leander poznałby od razu, że to nie ty.

– Na pewno nie, o ile będziesz się odpowiednio zachowywała. To nie jest takie trudne. Wiem, bo w każdą środę gram tę starą kobietę. Musisz tylko być spokojna, nie kłócić się z nim, nie mówić nic o medycynie i chodzić jak dama, a nie pędzić jak do pożaru.

Blair wciąż nie odpowiadała, ale Houston czuła, że siostra mięknie.

– Proszę, proszę cię, Blair. Tak rzadko cię proszę o cokolwiek.

– Poza tym, żebym spędziła kilka miesięcy w domu z naszym ojczymem, którego nie cierpię. I żebym spędziła kilka tygodni z tym zadowolonym z siebie człowiekiem, którego chcesz poślubić.

– Och, błagam, Blair – szepnęła Houston. – Tak bardzo chcę zobaczyć ten dom.

– Tylko dom cię interesuje, nie Taggert?

Wiedziała, że odniosła zwycięstwo. Blair starała się jeszcze ociągać, ale z jakichś sobie tylko znanych powodów była skłonna się zgodzić. Houston miała tylko nadzieję, że nie będzie namawiała Lee, żeby ją zabrał do szpitala.

– Na miłość boską! – powiedziała Houston – byłam na dziesiątkach kolacji i jeszcze mnie żaden gospodarz nie opętał. Poza tym, będą też inni ludzie.

W każdym razie taką miała nadzieję. Nie chciałaby znów zostać przygwożdżona do ściany.

Blair uśmiechnęła się nagle.

– Czy po ślubie będę mogła powiedzieć Leanderowi, że to ze mną spędził wieczór? To warte wszystkich pieniędzy – zobaczyć jego minę.

– Oczywiście, że możesz. Lee ma poczucie humoru i na pewno pozna się na tym żarcie.

– Wątpię, ale przynajmniej ja się będę dobrze bawić.

Houston objęła siostrę.

– Chodźmy się ubierać. Ja włożę coś pasującego do tego domu, a ty musisz się ubrać w niebieską atłasową suknię od Wortha – powiedziała zachęcająco.

Później niezdecydowana Houston przejrzała całą garderobę, żeby znaleźć coś odpowiedniego. W końcu stanęło na brokatowej sukni fiołkoworóżowej i srebrnej z dekoltem karo ozdobionym, podobnie jak dół, gronostajem. Ukryje tę kreację w skórzanej torbie (Blair zawsze chodziła z torbami pełnymi narzędzi medycznych) i przebierze się u Tii.

Nie chciała używać telefonu, żeby jej ktoś nie podsłuchał, więc dała pensa jednemu z małych Randolphów, żeby poszedł do jej przyjaciółki, Tii Mankin. Mieszkała na początku drogi prowadzącej do domu Kane’a. Gdyby ktoś pytał, miała powiedzieć, że jest u niej Blair.

Blair znów zaczęła narzekać, zupełnie jakby Houston ją wysyłała na jakąś ryzykowną wyprawę. Przez dwadzieścia minut jęczała, że ma za mocno zasznurowany gorset, co było nieodzowne, żeby zmieściła się w suknię od Wortha. Jednak kiedy spojrzała w lustro, Houston zobaczyła błysk w jej oku i wiedziała, że siostra jest zadowolona ze swego wyglądu.

Kilka minut, jakie spędziły w bawialni z matką i panem Gatesem, dały Houston sporo radości. W wygodnym ubraniu Blair czuła się prawie jak chłopak i wciąż przeciwstawiała się panu Gatesowi, a kiedy przyszedł Leander, żartowała sobie i z niego. Jego chłód i demonstrowane poczucie wyższości bardzo ją zezłościły, więc była zadowolona, gdy wreszcie mogła ich wszystkich opuścić.

Tia czekała na nią w cieniu drzew koło swego domu i bocznym wejściem wprowadziła ją do swojego pokoju.

– Blair – szepnęła Tia, pomagając Houston ubrać się. – Nie miałam pojęcia, że znasz naszego tajemniczego pana Taggerta. Jak ja bym chciała z tobą tam pójść. Założę się, że Houston też. Tak jej się podoba ten dom. Czy mówiła ci kiedyś o tym, jak?… Chyba lepiej nie będę o tym mówić.

– Może nie powinnaś – przyznała Houston. – A teraz muszę iść. Życz mi szczęścia.

– Opowiedz mi jutro. Chcę wiedzieć o wszystkim, o każdziutkim meblu, podłodze, suficie – powiedziała Tia, sprowadzając przyjaciółkę na dół.

– Opowiem – zawołała Houston, a po chwili wbiegała już na podjazd prowadzący do domu Taggerta. Zła była, że zjawi się pieszo, jak jakiś zbieg czy żebrak, bez powozu, ale nie mogła ryzykować. Kolisty podjazd prowadził na front domu, a wysokie, białe skrzydła otaczały go, jak ramiona, z obu stron. Na dachach widniały barierki i Houston zastanawiała się, czy to znaczy, że urządzono tam tarasy.

Drzwi wejściowe były białe, z dwoma szklanymi panelami i gdy przeglądając się w nich wygładzała suknię, serce jej waliło. Starając się uspokoić, zapukała. Po chwili usłyszała ciężkie kroki odbijające się echem w pustym domu.