Houston przez cały dzień uczestniczyła w pogrzebach, pocieszała wdowy i pilnowała, żeby dzieci miały co jeść.
– Chyba tego pan chciał – powiedział Reed Westfield, wręczając Kane’owi dokument, kiedy stali przed kopalnią. – Później możemy sporządzić dłuższą wersję, ale to wystarczy dla sądu.
Kane przebiegł oczyma dokument stwierdzający, że przekazuje wszelkie prawa własności w dyspozycję Jakuba Fentona, do dowolnego rozporządzania.
– Jeśli pan to podpisze, ja będę świadkiem i dokument zostanie w mojej kancelarii. Kopię może pan przekazać Fentonowi.
Kane uśmiechnął się.
– Dziękuję. Chyba zaraz zaniosę. Może mu to ułatwi trochę rozstanie z tym światem. I powiem, żeby rozpoczął program kształcenia ratowników.
Reed odwzajemnił uśmiech.
– Myślę, że on czuł się bogatszy przedtem, nim mu pan oddał prawa do majątku.
Kane ruszył w dół do Chandler, spojrzał na osadę i pomyślał o ostatnich koszmarnych dniach. Tyle było do zrobienia, tyle miał pomysłów. Musi o nich porozmawiać z Leanderem, Edanem, a nawet Fentonem. Zrobiło mu się nawet smutno, gdy pomyślał o jego zbliżającej się śmierci. Kiedyś właścicielem kopalni będzie Zachary, to znaczy po Marku. Jakoś wszyscy o nim zapominali.
Gdy podjechał pod dom, zastał drzwi otwarte. Wszedł do gabinetu Jakuba, położył dokument na biurku. Zawołał, ale nikogo nie było. Przeszedł do kuchni, również pustej, i wyszedł na kuchenne schody. Przypomniało mu się, że zawsze chciał zobaczyć, jak wygląda piętro. Teraz przeważyła ciekawość i wbiegł po dwa schody na raz. W pośpiechu, jak złodziej, zaglądał do sypialni. Były bardzo zwyczajne – z ciężkimi, rzeźbionymi meblami, ciężkimi zasłonami i przygnębiającymi tapetami. Houston ma znacznie lepszy gust, pomyślał i zaśmiał się, uświadomiwszy sobie własny snobizm.
Wciąż się uśmiechał, gdy dotarł do frontowych schodów. Tu śmiech zamarł mu na ustach. U stóp schodów, skulony, leżał Jakub Fenton. Był martwy.
Pierwszą myślą Kane’a było, że przyjechał za późno i Jakub nie dowie się, że nareszcie jest legalnym właścicielem wszystkiego, na co ciężko pracował. I poczuł smutek. Przez wszystkie lata w Nowym Jorku pamiętał tylko, jak czyścił buty Fentona, a teraz przypomniał sobie, jak go zawstydzał przed gośćmi, decydował, kiedy mu przygotować konie i namawiał kucharkę, żeby dodawała do sosu cebulę, od której Jakub dostawał niestrawności i nie mógł spać całą noc.
Powoli zaczął schodzić ze schodów, ale zrobił tylko jeden krok, kiedy w holu pojawił się Mark Fenton i jego pięcioro przyjaciół. Wyglądało na to, że wracali po całej nocy spędzonej na mieście.
– Jeżeli Taggert myśli, że zabierze mój spadek – dobiegł do niego bełkot Marka Fentona – to będzie musiał ze mną walczyć. Nikt w tym mieście nie uwierzy jakiemuś Taggertowi, jeśli ja coś powiem.
Dwie kobiety, ubrane w żółty atłas, jedna z czerwonym boa z piór, druga z czterema pawimi piórami we włosach i trzej mężczyźni głośnymi okrzykami wyrazili aprobatę.
– Gdzie jest whisky, kotku? – zapytała jedna z panienek.
W tym momencie cała grupa stanęła widząc ciało Jakuba Fentona u stóp schodów. Mark spojrzał w górę i zauważył Kane’a.
– Przyszedłem zobaczyć się z twoim ojcem – zaczął Kane, ale Mark nie dał mu skończyć.
– Morderca! – wrzasnął i rzucił się na schody.
– Chwileczkę! – zawołał Kane, lecz nikt go nie słuchał. Pozostali trzej też rzucili się na niego. Wszyscy stoczyli się ze schodów i Kane pomyślał, że skoro on jedyny jest trzeźwy, to pewnie tylko jemu coś się stanie. Mimo że było ich czterech na jednego, Kane wygrywał, lecz nagle jedna z dziewcząt uderzyła go w głowę mosiężną statuetką Dawida szykującego się do zabicia olbrzyma.
Wszyscy spojrzeli na nieprzytomnego Kane’a.
– Co teraz zrobimy?
– Powiesimy go – zawołał Mark, usiłując podnieść ofiarę, ale nikt mu nie pomógł. – On zabił mojego ojca – dodał błagalnie.
– Nie ma na świecie tyle whisky, żebym się tak upił, żeby zabić takiego bogacza – powiedział jeden z mężczyzn. – Póki jest nieprzytomny, zanieśmy go do więzienia i niech szeryf coś z nim zrobi.
Mark trochę protestował, ale w końcu we czterech unieśli Kane’a i wrzucili go do stojącego przed domem powozu. Nikt z nich nie pomyślał już o zwłokach Jakuba, więc dalej leżały na ziemi. Drzwi od domu były szeroko otwarte.
Masz, wypij to – powiedział Edan, unosząc ostrożnie głowę Kane’a.
Kane jęknął. Próbował siąść, ale musiał oprzeć się o lodowaty kamienny mur.
– Co się stało? – zapytał, widząc nad sobą Edana, Leandera i szeryfa.
– To pomyłka – wyjaśnił Lee. – Powiedziałem szeryfowi o dokumencie i o tym, po co poszedłeś do Fentona.
– Był martwy? – spytał Kane. – Tak wyglądało z tego miejsca, gdzie stałem. – Podniósł gwałtownie głowę, która natychmiast znów go rozbolała. – Ostatnie, co pamiętam, to Mark Fenton i jacyś pijani, którzy mnie ściągają ze schodów.
Edan siadł na pryczy, na której leżał Kane. Po prawej stronie miał więzienne kraty.
– Jak się zdążyliśmy zorientować, służba znalazła Jakuba Fentona martwego mniej więcej trzy minuty przed twoim przyjściem. Postanowili szukać pomocy, więc zostawili zwłoki na miejscu, drzwi otwarte i wybiegli. Zaraz potem Mark z towarzystwem wrócili z całonocnej bibki i zobaczyli ciebie na górze schodów. Pomyśleli, że to ty go zepchnąłeś. Masz szczęście, bo Mark chciał cię od razu powiesić na frontowym ganku.
Kane rozcierał guz z tyłu głowy.
– Chyba powieszenie nie bolałoby bardziej niż to.
– Jest pan wolny, panie Taggert – powiedział szeryf. – I radzę iść stąd, nim żona się dowie. Kobiety tak się przejmują, kiedy mąż idzie do więzienia.
– Nie Houston – stwierdził Kane. – Jest damą w każdym calu. Byłaby spokojna, nawet gdyby mnie wieszali.
W tym momencie przyszła mu do głowy pewna myśl. Jak zareagowałaby Houston, gdyby sądziła, że jest mordercą? Słyszał gdzieś kiedyś, że majątek morderców konfiskowany jest przez państwo i że nie można dziedziczyć po swojej ofierze.
– Ile osób o tym wie? – spytał Kane. – Służba Fentona może zaświadczyć, że jestem niewinny, ale czy rozeszło się to po mieście?
– Zawołałem Lee, gdy tylko młody Fenton wyrzucił tu pana z powozu – odpowiedział szeryf.
– Wszyscy są za bardzo przejęci wybuchem w kopalni, żeby interesować się tym, kogo wsadzili do więzienia – stwierdził Leander.
– Co ty knujesz? – zapytał podejrzliwie Edan.
– Szeryfie, przeszkadzałoby panu, jakbym tu został na noc? Chciałbym zrobić taki numer mojej żonie.
– Numer? – zainteresował się szeryf. – Kobiety nie znają się na żartach, nawet najlepszych.
Kane popatrzył na Edana i Leandera.
– Możecie milczeć przez jedną dobę?
Edan wstał i spojrzawszy na Leandera powiedział:
– Przypuszczam, że chce sprawdzić, czy Houston stanie po jego stronie, jeśli jej powie, że pewnie oskarżą go o morderstwo. Mam rację?
– Coś w tym rodzaju.
Szeryf i Lee parsknęli śmiechem.
– Ja tam się do miłości nie mieszam – oświadczył szeryf. – Panie Taggert, chce pan zamieszkać w tym więzieniu? Proszę bardzo, ale miasto Chandler policzy panu jak za najlepszy hotel w San Francisco.
– W porządku – zgodził się Kane. – Lee? Edan?
Leander wzruszył ramionami.
– Twoja sprawa. Znam Houston od najmłodszych lat, ale nic o niej nie wiem.