Dziesięć sekund później rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Zeskoczył z roweru i pognał do drzwi, otwierając je na oścież.
I zamarł z ręką na klamce.
Tak.
Wpuścił tych dwoje do środka i wskazał miejsce na kanapie, pośpiesznie odgarniając na bok sterty ubrań.
Miał świadomość, że w pokoju panuje bałagan, że powinien być w szoku na widok osławionego Tate’a Colliera, który wmaszerowuje do jego mieszkania z żoną u boku. Ale wcale nie był.
Gdzie ty się, u diabła, podziewasz, Megan? – kołatało mu w głowie.
Debata to nie tylko słowa.
Tate Collier nigdy nie stawał na podium – ani podczas Turnieju Debatowego Amerykańskiego Towarzystwa Sądowniczego, ani podczas procesu czy rozprawy apelacyjnej – nie patrzył swojemu oponentowi i sędziom prosto w oczy. Mówcy, którzy rozumieją innych ludzi, zawsze pokonają tych, którzy ich nie rozumieją, niezależnie od tego, jak doskonale operują faktami.
Twarz Joshuy LeFevre’a wyrażała tego wieczora wrogość. Podobnie jak mocne, napięte ramiona i masywne palce spoczywające na atletycznych biodrach.
Tate pożałował nagle, że nie podał nazwiska młodzieńca Konniemu, który przysłałby tu uzbrojonych policjantów na rewizje.
Z kolei Bett, sama dwa razy mniejsza od LeFevre’a, wcale nie czuła strachu.
– Czy pan wysłał to mojej córce? – Pokazała mu kartkę.
LeFevre ochoczo potaknął, wyraźnie nabierając do niej sympatii, po czym zadał przedziwne pytanie:
– Gdzie ona się podziewa?
Tate, który studiował dialekty w ramach swojego przygotowania retorycznego do debat i ustnych dyskusji, rozpoznał ślad akcentu ze środkowej Anglii.
Nie spuszczając oczu z Bett, LeFevre ciągnął:
– Megan miała zadzwonić do mnie trzy godziny temu. Idziemy dziś wieczorem na kolację. – I dodał z odcieniem zdenerwowania w głosie: – Kucharka mojej matki właśnie wkłada kaczkę do piekarnika.
– Kaczkę? – wypalił Tate. Żarty sobie stroi?
Najwyraźniej nie.
Jego akcent był karaibski, ale i z Karoliny. Świadczył o wykształceniu. A więc może to nie był diler narkotyków i zabójca. Ale niechęć we wzroku, jaki LeFevre skierował na Tate’a, była niezaprzeczalna.
– Powinna zjawić się tu o siódmej, ale miała zadzwonić w południe.
Tate zauważył właśnie, że ściany mieszkania zawieszone były rysunkami i obrazami podobnymi do tego na kartce, którą znaleźli w szafce Megan. Większość była nawet lepsza od tamtego obrazka. I podobnie niepokojąca.
– Jak dobrze pan ją zna? – spytała Bett.
Na twarzy młodzieńca pojawił się nagły wyraz bólu. Tate znał odpowiedź, zanim padła z ust LeFevre’a.
– Spotykaliśmy się w zeszłym roku.
Oto jak zrozumiał to Tate: ból, ponieważ go zostawiła. Poczucie zdrady. Nigdy nie powiedziała o nim rodzicom. No cóż, Tate również czuł się zraniony. Czyżby Megan naprawdę myślała, że on lub Bett mieliby coś przeciwko czarnoskóremu chłopakowi?
Ale najwyraźniej w jego uczuciach było coś więcej, niż dostrzegł Tate. LeFevre odezwał się do niego:
– Jestem pewny, że pan bardzo się tym wszystkim martwi. – Jak w talk-show Arsenio Halla.
No dobra, pomyślał Tate, przejdźmy do rzeczy.
– Ma mi pan coś do powiedzenia? – spytał spokojnie. – Może Megan wspominała coś o swoim dzieciństwie.
Niewygodne dziecko…
Znowu pudło.
– Tak, mam panu coś do powiedzenia. – Tate zauważył, że LeFevre ulega emocjom i że nie czuje się dobrze z gniewem. – Pan wie… Czy pan wie, dlaczego zerwaliśmy?
– Nie wiedziałem nawet, że było co zrywać. A więc odpowiedź brzmi: nie.
– Podoba się panu moja kamizelka? Podobają się panu jej kolory? Przeszkadzają panu, prawda?
Tate skrzyżował ramiona i czekał. Czuł zakłopotanie.
– To przez to, czyją jest córką – powiedział LeFevre.
– Przez nas? – spytała Bett. – Przecież my nie…
– Nie, nie przez was – przerwał jej zapalczywie LeFevre. Zabrzmiało to jak kwestia w teatrze telewizji. Wysunął palec w stronę Tate’a. – Przez niego. I przez sprawę Early’ego.
– Że co? – Tate wpatrywał się w wielkie, ciemne oczy młodzieńca.
– Och tak, wszystko o tym wiem, człowieku.
– No więc w czym problem? – spytał Tate, śmiejąc się. Przyglądał się czerwieni, zieleni i żółci, które okrywały potężną klatkę piersiową, i dodał: – To bardzo ładna kamizelka.
Bett spojrzała pytająco na byłego męża, który westchnął i odezwał się do niej:
– Jakiś czas temu policjant w hrabstwie Fairfax został zabity przez syna bogatego biznesmena. Złapał dzieciaka w parku z otwartą butelką. Wywiązała się walka…
– Niech pan opowie o rasowym aspekcie.
– Nie było żadnego rasowego aspektu – odpowiedział wyniośle Tate.
– Zawsze jest jakiś rasowy aspekt. Chodzi tylko o to, czy chce się go zauważać, czy nie.
– Och, na litość boską – wybuchnął Tate – ofiara była czarna, sprawca był biały. Tyle w kwestii rasowej.
– Niech pan dokończy opowieść.
Tate wzdrygnął się.
– Policjant był lektorem w kościele i prowadził grupę młodzieżową w dystrykcie. Pracował w parku na nadgodzinach, chciał rozmawiać z nastolatkami o ich problemach. Niestety miał również…
– Tu zaczyna się zmyślanie – wtrącił LeFevre.
– …tendencję do zaczepiania dziewczyn w patrolowanych parkach. Jeśli znalazł skręta albo butelkę, proponował, że ich nie zaaresztuje, jeśli coś dla niego zrobią. Chodziło o seks.
– Brednie. Nigdy tego nie udowodniono.
– Pozwalam sobie nie zgodzić się – powiedział Tate. – Zdaniem sędziego dowody były wystarczające.
– Większość przysięgłych była biała.
– Znalazłem dwoje świadków, którzy mieli dość ikry, żeby zeznawać. Dziewczyna powiedziała, że tej nocy widziała, jak glina ściągał bluzkę i stanik z czternastolatki. Drugi świadek…
– Świadkowie też byli biali. Oboje.
– Drugi świadek widział, jak policjant napastuje kilka innych dziewczyn. Early kazał mu przestać, bo inaczej powiadomi jego przełożonych. Policjant wyciągnął spluwę, a Early mu ją wyrwał. Pistolet wystrzelił. Ława przysięgłych uwierzyła w tę historię. Został uniewinniony.
– Czy pan wie, przez co przechodziła jego żona podczas procesu? – zapytał LeFevre. – Wie pan, jak czuły się jego dzieci? Czarny facet i białe kobiety. O Boże. – LeFevre potrząsnął głową z niesmakiem.
– Fakty pozostają faktami.
– Ta opowieść nie była prawdziwa – zaprotestował LeFevre. – Moja matka jest w zarządzie Stowarzyszenia na rzecz Równouprawnienia Kolorowych w dystrykcie. Ona wie. Zamówili raport i nie znaleźli w nim żadnych dowodów na to, o co go oskarżyliście.
– Nadal nie rozumiem. Co to wszystko ma do waszego zerwania? – zapytała Bett.
Odpowiedział Tate.
– Nie chciałeś chodzić z córką takiego zacofanego gościa jak ja?
Młody mężczyzna zawahał się przez chwilę. Tate zauważył w jego oczach niepewność i zrozumiał, że młodzieniec nie do końca podpisuje się pod poglądami, które zapewne wyznawała jego matka. Kolejna wersja „Romea i Julii”.
Nie, LeFevre po prostu najwyraźniej nie potrafił dłużej podtrzymywać gniewu.
– Nie mam pojęcia, czy jest pan zacofany, czy nie – powiedział z namysłem. – Ale uległ pan uprzedzeniom, żeby wypuścić na wolność zabójcę.
Owszem, Donnie Early był zabójcą, myślał Tate. Pociągnął za spust i przez to zginął człowiek. Temu nie da się zaprzeczyć. Po prawdzie chłopak był tylko bogatym białym zasrańcem z kłopotami alkoholowymi. Ale czasami z woli systemu nawet mali biali zasrańcy, którzy zabijają ludzi, wychodzą na wolność.